• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Składzik na miotły
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
13-10-2025, 07:55

Składzik na miotły
Niewielkie pomieszczenie w murach zamku mieści szereg stojaków z miotłami przeznaczonymi do szkolenia uczniów. Część z nich to modele wysłużone, pamiętające poprzednie dekady, inne są nowsze i dobrze utrzymane. Półki uginają się od zestawów do pielęgnacji drewna, szczotek do polerowania i środków konserwujących. Pachnie tu kurzem, żywicą i świeżo naoliwionym drewnem. Drzwi zwykle są zamknięte, dostęp mają nauczyciele i prefekci, ale skrzypiące zawiasy świadczą o tym, że nikt nie pozostaje tu długo nieproszony.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
25-11-2025, 20:58
Buchające ze szczytów kamiennych słupów płomienie malowały cieniste wzory na starych ścianach w zamkowym korytarzu, opowiadając dzięki nim to, co dopiero miało się wydarzyć. Tego dnia zawiłe labirynty Hogwartu niemal wszędzie wypełnione pozostawały młodszymi i starszymi sylwetkami czarodziejów gotowych zanurzyć się w toni nastoletnich sentymentów. Malowane oczy dostojników sprzed wieków nierzadko pełne pogardy podglądały z pozłacanej ramy nastroje niby radosne i dumne z powrotów w te mury. Kamienne ucha rzeźb bezwstydnie szukały sensacji, czasem ciężko obracając twarde głowy w kierunku potencjalnego skandalu. Zaklęta w starej budowli magia zdawała się dreptać po piętach zbyt nieobyczajnym i rozbrykanym absolwentom, którzy pochowali się w cichych zakątkach. Lecz tamtego dnia wyjątkowo żywa moc zamku trwała zupełnie nieprzewidywalna i to wcale nie ten lewitujący między piętrami Irytek stanowił obietnicę najbardziej żałosnej udręki dla wszystkich ogarniętych nostalgią absolwentów. Hogwart się zbudził, a pod iluzją zimnych ścian tliła się iskra nieodgadnionych zaklęć.
Najpierw przeszła tamtędy dziewczyna. Włos jej jaśniał mocniej niż rozlany po marmurowych misach ogień, a lekki krok nie uszedł uwadze milczących duchów. Zaskrzypiały drzwiczki dawno zapomnianej kanciapy. Gdy się uchyliły, niewidoczny język złapał pannę i w nieodgadnionym kaprysie wciągnął ją do zakurzonej krypty, uprzednio wytrzepując różdżkę z zakamarków strojnej kreacji. Drewno upadło na posadzkę niedaleko wejścia. Trzasnęły mocno wrota, lecz nikt prócz drzemiącego w drugim końcu korytarza popiersia Armando Dippeta nie mógł być świadkiem zdarzenia. Wątpliwe również, by zmęczony entuzjazmem absolwentów staruszek zechciał przerywać zasłużony sen. Spał więc nieprzerwanie i może dopiero po dwóch tuzinach niesionych echem chrapnięć w przejściu na trzecim piętrze pojawił się ktoś jeszcze. Młodzieniec w eleganckiej szacie. I on mknął korytarzem, zapewne nieświadomy niedoli popiskującej bezgłośnie w miotlarskim schowku. Po kilku krokach on również znalazł zbyt blisko ciasnego pomieszczenia. Czy dojrzał porzuconą różdżkę? A może usłyszał dziewczęcy głos? Nie zdążył poczynić zbyt wiele, albowiem magia zamku ponownie się przebudziła, wyciągając niewidzialną dłoń i po niego. Nie mógł się obronić i również utracił swoje drewno. Tym razem drzwi zamknęły się z bardziej triumfalnym łomotem, a tkwiący w nich mechanizm melodią przyrdzewiałego metalu opadł ciężko, blokując na wieki drogę ucieczki.
Ona i on znaleźli się w okowach totalnego mroku. Niewielka i nieznana im przestrzeń najwyraźniej postanowiła uczynić ze zwaśnionej pary ofiarę. Czy wiedzieli, że od wielu lat nikt nie pamiętał o biednym i tak bardzo osamotnionym składziku? Czy wiedzieli, że nikt nie zaglądał do zapajęczonych półek i nikt nie polerował osadzonych na rdzawych hakach mioteł? Przeterminowane pasty, wyschnięte pojemniki z olejem, a do tego wszystkiego cała sterta nikomu niepotrzebnych bibelotów, których absolutnie nie spodziewaliby się odnaleźć w takim miejscu. Jakie tajemnice przechowywały te kąty? Dlaczego rozpuszczona w kurzu magia postanowiła ich tutaj zwabić?

Zamek Hogwart wita Was w schowku na miotły. Wasze różdżki pozostały po drugiej stronie drzwi, ale wciąż możecie rozejrzeć się tu (wykonać rzut na czujność) i sprawdzić, co znajduje się w środku. Mistrz Gry obserwuje wątek i może się pojawić w dowolnym momencie. Phlippa Moss
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Igor Karkaroff
Śmierciożercy
his eyes are like angels
but his heart is cold
Wiek
24
Zawód
przedsiębiorca, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
14
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
15
4
Brak karty postaci
4 godzin(y) temu
Cudze rozbawienie dobiegało uszu, drażniąc je odczuciem jakiegoś bliżej nienazwanego zawodu; ten przylepił się do jego ciała i ducha od czasu tamtej ostatniej, dość mętnej i kapryśnej, rozmowy, więc z beznamiętnością przyglądał się murom angielskiej szkoły, w umyśle formułując już niemo plan jakiejś żałosnej kapitulacji.
Bo w rzeczywistości nie bawiły go tutejsze tańce, ni wykwintna uczta, ani żadna z poprzednich i możliwie dostępnych jeszcze wkrótce zabaw; bo w rzeczywistości przytłaczająca większość twarzy jawiła się nieznajomością, drażniąco izolując go od tego miejsca i majaczących wzdłuż jego majestatu sylwetek; bo w rzeczywistości dopadło go chyba coś na wzór konsternacji i niepewności, smutku oraz rozgoryczenia ― emocji innych od dobrze znanego strachu, dobrze przyswojonej złości.
I mógłby szachować nimi z wyrachowaniem, w ramach rekompensaty oddając się nonszalanckim i ― z pozoru tylko dżentelmeńskim ― podbojom dziewczęcych serc, dostępnych jakby na wyciągnięcie ręki; i mógłby tymże właśnie nakarmić swoje ego, w tłumie znajdując taką, która zechciałaby z nim zatańczyć, po wszystkim poznając wspólnie sekrety zamku ― zarówno Hogwartu, jak i tego, który wszyty był u szczytu jego ciemnych spodni.
Mógłby, mógłby, mógłby ― ale z jakiegoś powodu bynajmniej nie chciał. Najpewniej dlatego, że w nadziei na jakiś fikuśny poncz, w szklanym kieliszku ściskanym pomiędzy palcami zamajaczył zastanawiający w tych okolicznościach napar z lawendy. Najpewniej dlatego, że wciąż dudniła w nim niechlubność tamtej wymiany zdań, w toku której nienormalnie stracił głowę, pozwalając sobie na parszywą bezpośredniość. Najpewniej dlatego, że zastygła w powietrzu sprawa wciąż nosiła status nierozwiązanej, po części przez obydwojga zignorowanej, po części zaś porzuconej, ocenionej krytycznie wartkim nonsensem. Różniły się ich punkty widzenia, ich spostrzeżenia i oczekiwania, a zdjęcie z twarzy fałszujących percepcję, balowych masek, wcale nie okazało się pomocne; a z chwilą, gdy każde objęło własną ścieżkę, rozstając się w napięciu, porzucił chyba doszczętnie tę naiwną myśl, że znajomość z nią kiedykolwiek nosiła się jakimś pokrzepiającym potencjałem.
Być może skreślił ją za szybko, zbyt pochopnie, niesiony frustracją; być może jednak w decyzji tej tliła się bliżej niedookreślona zasadność, koncentrująca się w kilku, co najmniej, niuansach całej tej sytuacji.
Bo przecież była siostrą jego serdecznego kolegi, który jako jedyny w tym zepsutym świecie nie znał smaku zazdrości, zawiści ani nawet złośliwości; bo przecież od początku nie wypadało myśleć o niej jakkolwiek ― ani to poważnie, wszakże jej pochodzenie mogło budzić wątpliwości, ani to zupełnie lekceważąco, z uwagi na te inne, blokujące instynkty, relacje rodzinne. Podobno był tego tak piekielnie świadomy, podobno głosy zdrowego rozsądku nie odstępowały go nigdy na krok ― a jednak czekał na jej wiadomość, czekał na inicjatywę i aprobatę, samemu pozwalając sobie bodaj przedwczorajszej nocy na zburzenie murów formalności, rysując ich wreszcie kreską czegoś wyrazistszego.
I nie żałował tego wcale, po czasie jedynie strofując się za to, że oddawał się temu zbyt mocno, w formule zdecydowanie zbyt oczywistej, jakby winien był wstydzić się, że tak po ludzku go pociągała; i nie żałował tego wcale, po czasie jedynie postanawiając niemo, że przefiltruje całość przez pryzmat zdrowego dystansu, umożliwiającego bardziej wyważoną ocenę ― jak widać tylko po to, by przyrzeczenie złamał jeden walc i tania ozdoba, wymuszająca na nim intymną szczerość.
Prawdę, która uderzyła w nią na tyle, by i ona odwdzięczyła się tym samym; prawdę, która dewastowała pewność siebie i niedosłownie wzmacniała drzemiące weń kompleksy.
Może zabudowa tego miejsca nie pozwalała na taki obrót spraw, może magiczna aura zjazdu ― lansująca jedność i solidarność ― nakazywała jednak osiągnięcie czegoś podobnego chociaż do zgody, bo gdy wąskim korytarzem zmierzał wreszcie ku wyjściu, wytrącona zza pazuchy jego marynarki różdżka spadła na posadzkę, a wnętrze ciasnego składzika na miotły nagle wciągnęło go do środka, szczelnie zaryglowując za nim drzwi.
W mroku dłonie mimowolnie wyczuły już czyjeś ramię, oddech odbił się o ten drugi, usta wymamrotały krótkie:
― Lora? ― Bo poznał ją po perfumach i wybijającej się w ogólnej szarości jasności włosów; nie zwlekając zanadto zaraz po omacku szukał klamki, po omacku, choć nienachalnie, badał też milcząco otaczającą go przestrzeń.
1x k100 (czujność):
52
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-12-2025, 03:58 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.