• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Essex, Chelmsford, Dworek Ollivanderów > Pokój Odille
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
24-11-2025, 19:06

Pokój Odille
Panuje tu spokój i zadbany porządek. Złocone kandelabry oświetlają pokój ciepłym blaskiem, a ich światło odbijało się od tafli dużych, zdobionych luster. W głębi sypialni stoi przestronne łóżko o dużym, drewnianym wezgłowiu, obite miękkimi materiałami w odcieniach perłowej szarości. Zasłony stworzone z ciężkiego jedwabiu zazwyczaj przysłaniają okna i tłumią blask światła dziennego. Przy oknie stoi ornamentalne biurko, na którym leżą książki, papeterie i pióro. Przed łóżkiem, przy welurowym podnóżku, czeka wygodna kanapa, która doskonale nadaje się do odpoczynku. Czasem, przechadzając się korytarzem, można usłyszeć dobiegającą z pokoju muzykę klasyczną, dobiegającą z magicznego gramofonu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Odille Ollivander
Czarodzieje
And if you'd never come for me, I might've drowned in the melancholy.
Wiek
26
Zawód
projektantka różdżek, artystka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
13
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
26-11-2025, 09:35
03 marca 1962

Tej nocy przyśnił się jej Ambrose. Jego blada twarz, purpurowe cienie pod oczami, mętne, pokryte osnową śmierci tęczówki, przywodzące na myśl mleczne szkło. Otwierał usta, poruszał nimi, mówił coś do niej, jednak Odille nie umiała go usłyszeć; próby wytężenia słuchu obracały się w niwecz, mogła jedynie patrzeć na wyraz zrezygnowanej frustracji odbitej w mięśniach mimicznych i czuć na języku gorycz własnego wstydu. Za życia nigdy tak naprawdę go nie słuchała. Uprzejma, lecz zdystansowana, nie chciała go poznać, przeświadczona o tym, że spoczywająca na niej klątwa prędzej czy później uderzy w niego zniszczeniem; łatwiej było odcinać się od młodego Shacklebolta, niż później drzeć swoje serce na pasma tęsknoty i żalu - jak po Flaviusie. Może gdyby było inaczej, słowa, które wypowiadał do niej w onirycznym dominium nabrałyby melodii...
Obudziła się z wyrzutem wobec samej siebie, a kiedy spróbowała stanąć na nogi, napadła ją słabość. Odille zatoczyła się, czując w swoich skroniach nieprzyjemne łupanie. Nie był to pierwszy raz, ale pierwszy raz prawie straciła równowagę i wreszcie zaniepokoiła się dolegliwościami, które każdego dnia wyciągały łapska po więcej z niej całej. Zachorowała? Być może, ostatnimi czasy nie czuła się najlepiej, zdecydowanie bardziej skora do przemęczenia, bywało też, że serce w jej piersi zaczynało galopować bez powodu, mimo że nie dręczyło jej żadne zagrożenie. Wcześniej skrupulatnie ignorowała drobne zdrowotne potknięcia, dziś jednak pojęła, jak trudno jest jej w ogóle wstać z łóżka, i wsunęła się z powrotem pod bezpieczne pielesze, skrywając powieki pod dłonią. Świat nadal migotał feerią kolorów, nadal obracał się we frenetycznym tańcu, więc zamiast rozpocząć dzień, zadzwoniła magicznym bezdźwięcznym dzwoneczkiem po pokojową, która przyniosła jej pergamin i atrament. Rodziców - czy raczej matkę, Octavius zapewne nie wyszedł jeszcze z pracowni - miała poinformować, że Odille nie stawi się na śniadaniu, choć zazwyczaj nie lubiła rezygnować z rodzinnych spotkań przy stole. Wynurzenia ciotek i kuzynek miały w sobie niezaprzeczalną nutę romantyzmu przeplatanego z pewnością siebie i kobiecą przebiegłością, napawając ją rozbawieniem. 
List do Moiry Sanderson dotarł we wczesnych godzinach porannych. Sławna w medycznym świecie naukowczyni siłą rzeczy stała się godną zaufania uzdrowicielką, operując różdżką, która wyszła spod pióra Ollivanderówny - doskonale pamiętała, że ojciec opatrzył projekt w drzewo jodłowe oraz włos z ogona testrala, a klasyczna, geometryczna forma podkreślała beznamiętny charakter nowej właścicielki. Chłodny, dystyngowany, metodyczny, a zarazem paradoksalnie bezpieczny. Gdyby tamtego dnia, zaledwie rok temu, nie spotkały się w sklepie na Pokątnej, Odille zwróciłaby się dziś do kogoś innego, można więc było to uznać za swego rodzaju wyrok losu.
Matka odwiedziła ją chwilę temu, z troską przykładając dłoń do czoła najmłodszej córki, poniekąd uspokojona nazwiskiem magimedyczki, która przyjęła zaproszenie do dworku. Pokojowa poprowadziła Moirę na piętro aż do pokoju czarownicy, gdzie Odille nadal tkwiła w łóżku, półsiedząc, oparta o wezgłowie. Aksamit kasztanowych włosów miękko spływał na ramiona i plątał się na schludnie rozłożonej pościeli, ciemnoszmaragdowy szlafrok z welwetu przykrywał koszulę nocną. Wyglądała na bladą, niewyspaną, zaś jej wargom brakowało zazwyczaj różanego koloru.
- Pani Sanderson - zwróciła się do niej na powitanie i wyprostowała ramiona. Nie było to położenie, z którego Ollivanderówna byłaby dumna. - Proszę wybaczyć mi te okoliczności. Nie powinnam podejmować pani w taki sposób, ale... przyznaję, dziś trudno mi wstać z łóżka - usprawiedliwiła się. Nie było to spotkanie stricte towarzyskie, nie wymagało elegancji czy wystawnego poczęstunku, jednak Odille była sfrustrowana tym, że nie zdołała dotrzeć choćby do salonu; cóż, może to i lepiej? Nie chciała niepokoić krewnych ani narazić się na wychwytujące każde słowo uszy młodszych kuzynek. - I dziękuję, że zjawiła się pani tak szybko - dodała, lustrując czarownicę spojrzeniem. Jak zawsze prezentowała się nienagannie, elegancka szata podkreślała naturalne, wręcz posągowe kształty sylwetki, a starannie ułożone włosy hołdowały kobiecej precyzji. - Kawy, herbaty? - zaproponowała, gotowa sięgnąć po dzwoneczek, który sprowadziłby służącą z powrotem. Przynajmniej tyle mogła zrobić, by zadbać o należytą gościnność, tym bardziej, że godzina nadal pozostawała wczesna, często domagająca się dodatkowej dawki energii. -  Niestety zaraz po przebudzeniu zawiodło mnie własne ciało. Przy próbie wstania poczułam zawroty głowy i słabość, które trwają do teraz - przeszła do sedna, absolutnie i niezaprzeczalnie pewna, iż Sanderson wynajdzie szybkie remedium na jej dolegliwości. Kto, jeśli nie kobieta o jej mądrości, przenikliwości i doświadczeniu?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Moira Sanderson
Akolici
It's gotta happen, happen sometime
Maybe this time I'll win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
08-12-2025, 16:18
Były nazwiska, którym się nie odmawiało. Były pieniądze, których się nie odrzucało.
Były miłe dziewczyny o niekwestionowanym talencie. I była Moria Sanderson, posiadaczka różdżki spod ich projektu.
Poprzednia różdżka magichirurg odmówiła współpracy, co nie powinno dziwić – w jej życiu zaszły wtedy bowiem ogromne zmiany. Osobowość blondynki wystawiona została na próbę ognia, a kiedy tą przetrwała – potrzebowała do współpracy zupełnie innych narzędzi. Fantazyjny design różdżki znanej jej od dzieciństwa, wymieniono na proste, geometryczne kształty, wpasowując się w posągowy wizerunek konkretnej kobiety. Różdżka była sztywna, ale nie bardzo sztywna jak wcześniej. Nosiła wymagający rdzeń, ale sama Sanderson również nie należała do łatwych w okiełznaniu i łagodnych w podejściu. Chyba znalazły z różdżką wspólny język. Język spokoju, zdecydowania i profesjonalizmu.
Chyba i tak nie zawierzyłaby w tej kwestii nikomu poza wprawionym Olivanderom.
Do ich dworku przybywa siecią Fiuu. Sowa wcześniej przyniosła tu obietnicę pojawienia się w umówionym miejscu we własnej skórze. Sanderson podsumowała dopiero luty – dość owocny miesiąc w naukowej karierze i chociaż dzisiejszy poranek poświęcić miała na kontakt z synem – z pewną ulgą przyjęła możliwość wyrwania się na krótką chwilę z murów mieszkania w kamienicy. Pewnie nie była idealną matką, nigdy nią też nie będzie.
Mogła być za to niemal idealną uzdrowicielką.
Wchodzi do pokoju urbana w ciemnoszmaragdowy komplet, pasujący do jej ulubionego kamienia – osadzonego we wciąż noszonym pierścionku zaręczynowym.
Możnaby powiedzieć, że pasuje też do szlafroku Odille – nawet jeżeli charakter tego ubioru pozostaje zgoła inny. Nawet jeżeli jedna z nich wygląda na znacznie bardziej chorą, znacznie bardziej bladą.
– Panno Ollivander – wita, podchodząc do łóżka. W nogach układa medyczną torbę – zaopatrzoną w mikstury podawane najczęściej już w trakcie wizyty, jeżeli nie zachodziły ku temu żadne przeciwskazania. Jest gotowa wykonać typowe badania pierwszego kontaktu, chociaż widząc twarz dziewczęcia i jej wyjątkowo pobladłe usta – przeczuwa z czym może mieć dziś do czynienia. Nie szuka daleko – w pierwszej kolejności łapiąc się myśli o dolegliwościach najpopularniejszych, najmniej groźnych dla życia czarodziejki. – Proszę nie marnować sił na przeprosiny. Przyjęła mnie panna w taki sposób, w jaki pozwoliło zdrowie, a przyznać muszę, że wygląda panienka dziś nadzwyczaj blado.
Wyjęta z torebki różdżka ląduje w dłoni Sanderson, kiedy ta staje nad sylwetką młodej dziewczyny.
– Usiądę na krawędzi, dobrze? – dopytuje. Odille nie była już nastolatką – niektórzy nazwaliby ją nawet panną nie pierwszej młodości; Moira nie umie jednak uciec wrażeniu, że obcuje z dziewczęciem. Gdy siedzi tu nieumalowana i blada wydaje się krucha jak dziecko. Magichirurg woli dopytać o każdy swój ruch – byle nie rozbić jej delikatnej konstrukcji. Siada więc, a potem wysłuchuje kolejnych słów pacjentki. Kiwa głową na jej propzycję. – Napijemy się herbaty kiedy już dojdziemy co pannie dolega. Moja przyjemność nie może odwlec twojej ulgi, panno Ollivander.
Siedząc z kobietą twarzą w twarz widzi już blade śluzówki. Odkłada różdżkę na kolana, by wyciągnąć dłonie przed siebie. Zbada ją najpierw w klasyczny sposób. Dezynfekuje dłonie środkiem wyjętym z rozpiętej, medycznej torby.
– Dotknę panny twarzy. Proszę na chwilę nie mówić nic i otworzyć usta szeroko. Chciałabym obejrzeć pani dziąsła… – a potem opiera dłonie na jej policzkach, przekrzywiając szczękę i odginając jej usta w odpowiedni sposób. Delikatnie, subtelnie, nie chcąc przecież przyczynić się do uszkodzenia delikatnej warstwy spierzchniętych warg. Widok który zastaje jest tym, którego się spodziewa. Odsuwa więc dłonie od jej twarzy, by umieścić dwa palce na szyi - odpowiednio na wysokości tętnicy. – Czy czuje się panienka bardziej senna, za razem nie mogąc zasnąć snem dającym odpowiednie ukojenie? Ma panienka trudności z zebraniem myśli? – dopytuje. – Muszę zapytać też co jadła panienka dzień wcześniej. Jakieś alergie? Czy doznała panienka ostatnio uszkodzeń ciała?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Odille Ollivander
Czarodzieje
And if you'd never come for me, I might've drowned in the melancholy.
Wiek
26
Zawód
projektantka różdżek, artystka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
13
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
Wczoraj, 11:08
Widok ubioru czarownicy sprowokował cień uśmiechu zaplątany w kącikach ust. Mimowolnie dopasowały się do siebie nawzajem, jedna hołdująca wysokiej codziennej elegancji, druga prezentująca modę buduarową; były dwoma spoglądającymi ku sobie biegunami, różnymi, a jednak zaskakująco podobnymi. To, co jeszcze wyraźnie je odróżniało, to włosy. Odille zazdrościła Moirze ich barwy, złotej jak łany pszenicy albo blask z wolna zachodzącego słońca. Blond krył w sobie subtelność, której nigdy nie odnalazła w kasztanie swoich loków, bo pamiętała, jak w dzieciństwie brat stwierdził, że zardzewiała od czubka głowy. Długo wylewała wtedy łzy w maminą sukienkę, prosząc, żeby Victoria zaklęciem zmieniła barwę w inną, lecz matka odmówiła, twierdząc, że córka powinna przyzwyczaić się do swojego wizerunku i przekuć go w swoją siłę, zamiast narzekać i poddawać się niezbyt rezolutnej opinii brata.
Westchnęła cicho, godząc się w ten sposób z komentarzem Sanderson co do swojej bladości. Fakt, rzeczywiście tak było - skóra była jaśniejsza i bardziej wypłowiała niż pergamin, usta pozbawione naturalnego koloru, nawet płytki paznokci wyglądały inaczej niż zwykle. Odwiedzająca ją chwilę wcześniej matka wydała się tym szczerze zaniepokojona, chwaląc pomysł napisania listu akurat do Moiry, cenionej przez Victorię za dokonania naukowe oraz samodzielność objętą po śmierci męża.
- Oczywiście - odpowiedziała cicho na pytanie kobiety, rozważyła też szybko, czy powinna nieco się przesunąć, by zrobić jej więcej miejsca, ale kiedy tylko jej kończyny poruszyły się o kilka cali, znów poczuła nieznośne zawroty głowy i zaniechała pomysłu. Materac na szczęście był zresztą na tyle przestronny, że Sanderson znalazła miejsce bez problemu, co Odille przyjęła z ulgą. Nie lubiła być niegościnna, zaś z drugiej strony fotel ustawiony koło łóżka chyba nie zezwoliłby na przeprowadzenie rzetelnego badania, odległość byłaby zbyt duża. - Zatem w ramach uczczenia rozwikłania tajemnicy pozwolę sobie zaproponować też tartę cytrynową do herbaty. Nie uznaję poglądów, jakoby tarty cytrynowe o poranku były złym pomysłem - stwierdziła, choć na samą myśl o jedzeniu jej żołądek zacisnął się niechętnie. Póki błędnik tańczył z otaczającym ją powietrzem, nie przełknęłaby ani kęsa.
Wzrok śledził każdy ruch uzdrowicielki, patrzyła, jak Sanderson dezynfekuje dłonie, smukłe i zadbane, które potem zbliżyła do jej głowy. To, że Moira tłumaczyła swoje zamiary krok po kroku okazało się uspokajające, Odille czuła się lepiej, wiedząc, co za moment nastąpi, niż gdyby miała snuć w swojej głowie tysiące krwiożerczych domysłów. Ale dziąsła? Ollivanderówna zmarszczyła lekko brwi, zaskoczona, mimo czego posłusznie rozchyliła wargi, gdy poczuła na nich delikatne palce czarownicy. Dotyk był lekki jak ptasie pióro, pełen szacunku, nie przekraczał ani jednej granicy, co podobno nie zawsze miało miejsce przy innych medykach, tym bardziej doceniała swój dzisiejszy wybór. Pytania następujące po badaniu, opatrzone opuszkami przyłożonymi do szyi, powoli rozbudzały jej zaśniedziały od choroby rozum.
- Bezsenność towarzyszy mi już od dłuższego czasu - zgodziła się. - W zasadzie od śmierci mojego pierwszego narzeczonego, Flaviusa Prewetta, nachodzi mnie falami. Męczy, niweczy odpoczynek, by po chwili zniknąć na kilka dni, góra tygodni, i pozwolić wierzyć, że już nie wróci. Niestety zawsze wraca - pozwoliła sobie na szczerość, o której zwykle nie mówiła. Wiedziała o tym jedynie jej droga kuzynka, choć Odille przezornie nie wspominała o tragicznie zmarłym narzeczonym, spodziewając się rodzaju reakcji, który by na to nastąpił. - Natomiast co do myśli... Tak, sądzę, że tak. Ostatnio płyną wolniej, jakby ktoś zanurzył je w syropie - uniosła dłoń do skroni, by pomasować skórę i naciskiem spróbować przepędzić ból, który dziś jej towarzyszył. Przed przybyciem Moiry nie chciała korzystać z żadnych medykamentów, żeby nie zaburzyć medycznego wywiadu i późniejszej diagnozy. W kwestii alergii i uszkodzeń pokręciła przecząco głową, usiłując przypomnieć sobie menu poprzedniego dnia. - O ile dobrze pamiętam, na śniadanie zjadłam owsiankę i tost z masłem i dżemem morelowym. Na obiad odrobinę konsomé cielęcego na przystawkę, i pieczonego łososia z cytryną i koperkiem, z ziemniaczanym puree, a na kolację... chyba małą sałatkę. Cokolwiek z mojego jedzenia może być za to odpowiedzialne? - zapytała niepewnie. Stan jej zdrowia marniał z tygodnia na tydzień, wcześniej nie zakładała, że mogło być to spowodowane dietą.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 09:36 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.