• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Zachodni Londyn > Sklep muzyczny "Gabinet Dźwięków"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-07-2025, 18:39

Sklep muzyczny "Gabinet Dźwięków"
Na jednej z bocznych uliczek w dzielnicy Notting Hill, między kinem artystycznym a kawiarenką z francuskimi bułeczkami, kryje się „Gabinet Dźwięków”, niewielki i niepozorny sklep muzyczny, niemożliwy do przeoczenia. Charakterystyczna wąska witryna mimo stłoczenia między fasadami przyciąga klienta swą nowoczesnością i ekstrawagancją. Nazwa sklepu jest wymalowana białą farbą, zaznaczona grubą i krzykliwą czcionką. W środku za szybą stoją gramofony, półki uginają się pod płytami winylowymi o znajomej sygnaturze: The Beatles, Coltrane, Edith Piaf, a także wiele innych, mniej znanych tytułów. Drzwi otwierają się z cichym brzdękiem dzwonka. Wnętrze jest wąskie, lecz głębokie, z drewnianą podłogą, skrzypiącą jak stara scena. Zapach to mieszanina lakieru do drewna, papieru, kurzu i lekkiego kadziła. W jednym z kątów widnieje szafka z kasetami magnetofonowymi - nowością, która powoli  zaczyna zdobywać rynek. W innym rogu znajdują się słuchawki zawieszone na haczykach, przy których można przysiąść i posłuchać wybranego nagrania. Czasem gra tu muzyka z ukrytego głośnika. Za ladą stoi pan Halberd, dawny muzyk o ogromnej wiedzy i doświadczeniu. Czasem doradza coś bez pytania, jakby poznał klienta od razu, na wylot. Na zapleczu znajduje się niewielki pokój z kolekcją rzadkich nagrań, do którego wpuszcza tylko wybranych. Tam, podobno, można posłuchać rzeczy, których nikt już nie nagrywa. Lub nagrań, które powinny być zapomniane.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Daniel Dodge
Czarodzieje
"lubił nogi" napisz mi na grobie
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
Wczoraj, 14:34
12 kwietnia

tw: przekleństwa

Sprawy wagi państwowej, obwieszczam, wychodząc z domu. Drzwi zatrzaskują się za mną z hukiem, nie oglądam się za siebie, bo wiem, że ona tylko na to czeka: aż mrugnę, pomacham, prześlę jej kolejnego całusa z głośnym MUA na do widzenia. Co to, to nie. Sam żyję w wiecznym stresie (to by tłumaczyło powiększający się prześwit na czubku głowy, o cofającej się linii włosów nawet nie wspominam, moje czoło wygląda jak plaża po odpływie) o to, że na pewno jestem jeden jedyny. Pewnie dlatego podłą przyjemność sprawia mi myśl, że Sandy może się martwić, a nawet smucić, bo nie odwróciłem się wcale, kiedy stała w progu, bez grama makijażu, w mojej starej koszuli sięgającej jej do połowy ud. Komu w drogę, temu czas, nie wolno przecież odmawiać, kiedy pieniądz woła, a ja dostałem cynk, że warto zaopatrzyć się w test pressy singli i radiowych demówek czterech wafli z Liverpoolu. A gdzie dostać takie perełki? Ano trzeba wiedzieć, gdzie szukać. Garażowe wyprzedaże, śmietniki przy tłoczniach, grodzone podwórka niedaleko rozgłośni radiowych, które kilka razy w miesiącu wystawiają ogromniaste kartony pełne kaset i próbek młodych gniewnych, łaknących sex, drugs & rock n’ roll to dobry początek. Poza tym: studenckie koncerty w spelunkach i oczywiście pewne, bardzo konkretne sklepy, w których pracują ochotnicy, wolontariusze albo eksperci, którzy z kilkudziesięciu stóp wyniuchają białego kruka. Tych ostatnich urobić się nie da, z nimi trzeba negocjować, dać powąchać żywą gotówę. Tusz prosto z drukarki i papier przechodzący z rąk do rąk ma dla nich woń jagodzianek, kusi, och, jak kusi. Mieć teraz czy za dwadzieścia lat, wynajmowanie mieszkania w czynszowej kamienicy w emigranckiej części Ealing (Londyn jest za drogi nawet dla naszych) podpowiada słuszną decyzję. W tej okolicy często psuje się ogrzewanie, właściciele domów absolutnie nie kiwną palcem w tej sprawie, a na dostawienie kozy się nie godzą. Jak w takiej sytuacji brzmi nowiuteńki, świeżutki banknot 50-funtowy? Takie nominały tylko do furania, ale jeden oszczędzam, żeby w razie czego wyjąć go z portfela, elegancki, czyściutki, bez pozaginanych rogów. Obok leży rulon, z którego desperat zeskrobałby nawet solidną porcyjkę dla jednej osoby, potrzeba matką wynalazku, rzekłby ktoś, kto tłumaczy się z nałogu. Ja tego nie planuję, więc po prostu następuje uczciwa wymiana: plik z wytłoczoną królewską podobizną w zamian za czarny placek w białej kopercie, czasem z kilkoma szumami, czasem z niedobitym balansem. Im bardziej badziewny tym lepiej, kolekcjonerzy obciągną sobie nawzajem, żeby choćby potrzymać kawał tego szajsu, tylko i wyłącznie z tytułu pierwszeństwa i bardzo limitowanego nakładu. W międzyczasie sięgam do kieszeni przejściowego płaszcza, grzebiąc za miętówkami - jeszcze w trakcie konwersacji non-stop mi się odbijało, to pewnie ta golonka - a nieoczekiwanie palcami muskam coś innego, coś miękkiego i rozwarstwiającego się. Hmm. Czerwono-złote piórko wygląda jak wyrwane z dupy dorodnego feniksa i to takiego długo przed spaleniem. A to ci dopiero, Ollivander nieźle mi posmaruje, chwała sklepom z używaną odzieżą, wszystkim Kupciuszkom, Ciuch-Ciuchom i Second-Chance’om. Ale mam farta.
– To prawdziwa przyjemność, robić z panem interesy – kłaniam się ślisko staremu Halberdowi, który poucza mnie o przechowywaniu płyt winylowych, jakbym nie handlował z nim we wszystkie nieparzyste soboty. Dziadyga myśli, że zjadł wszystkie rozumy, bo potrafi wydobyć z gitary dźwięki skrzypiec - też coś. Ale na skrzypcach to już nie umie… Nieważne, jestem akuratnie w nastroju na tyle szampańskim, że to pitu-pitu wlatuje jednym uchem, wylatuje drugim, nie pozostawiając w środku absolutnie żadnych zbędnych i trudnych w magazynowaniu informacji. Rozgrzałem się na tyle, że wychodząc ze sklepu aż gonię za blondyneczką, która wcześniej cichutko przeglądała płyty z muzyką klasyczną, na łeb, na szyję, na czerwonym świetle, bo akurat coś jej wypadło. To coś to cacko - broszka, zaplątana o szal, tocząca się z gracją po kostce brukowej, o włos omijająca studzienkę kanalizacyjną. Opalizujący kamień w złotej oprawie pasowałby Sandy, podkreśliłby jej cerę; no niestety. Na moment zapominam o zasadzie znalezione nie kradzione i zamiast hop-siup, skryć błyskotkę za pazuchą, wołam za nieznajomą.
– Pani poczeka chwilę – no i gdzie się tak śpieszy? Baby z takim kapitałem (posagiem? spadkiem?) raczej nie martwią się sztywnym grafikiem. – Upuściła pani… – wyciągam w jej stronę broszkę, z którą rozstać się jest mi trudniej niż przypuszczałem. Szlag by to i chuj mi w dupę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-12-2025, 03:18 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.