• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Irlandia > Równina Burren (Clare)
Równina Burren (Clare)
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
14-08-2025, 18:48

Równina Burren
Na zachodnim krańcu hrabstwa Clare rozciąga się Burren – kraina kamienia, w której ziemia wygląda jak popękana skóra dawnego świata. Płyty wapienne tworzą tu szare, nieregularne tarasy, wypełnione szczelinami tak głębokimi, że potrafią skryć całe strumienie. Między kamiennymi płytami rosną delikatne kwiaty – storczyki, tymianek, pojedyncze kępy trawy – jakby natura próbowała odzyskać to, co dawno utraciła. W słońcu wapienie jaśnieją, a o zmierzchu stają się chłodne i niemal srebrne. Wędrowiec, który zatrzyma się tu w ciszy, usłyszy jedynie skrzek mew znad odległego wybrzeża i szelest wiatru w trawie. Burren jest surowe i piękne zarazem – miejsce, które nie przyjmuje każdego, ale tego, kto je zrozumie, obdarza spokojem większym niż jakakolwiek dolina.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
09-11-2025, 16:59
Nie mógł się z nią nie zgodzić. Jego przemyślenia w tym temacie były dokładnie takie same. Może nie brał czynnego udziału w życiu politycznym, ale nie przyglądał się im również biernie. Znał ludzi takich jak Leach i tak naprawdę żadne jego działanie nie miało go zaskoczyć. Miał w kieszeni kilku urzędników Ministerstwa, ludzka głupota i przekonanie o własnej wyższości i nietykalności zaprowadziło ich prosto do jego kieszeni. Mógł ich koneksje i wiedze dla własnych celów w każdym momencie i w żadnym razie nie mogli mu odmówić.
- Szczerze powiedziawszy zrobiłbym dokładnie to samo. Więc nie można im odmówić przebiegłości w tym temacie. Aktualna sytuacja polityczna i pojawienie się Grindelwalda oraz wyraźny opór elity to woda na ich młyn. Może i Leach jest głosem biednych i uciśnionych - wykrzywił usta w grymasie - może jest tylko marionetką Dumbledore’a, ale wydaje mi się, że doskonale wie jak wykorzystać swoje stanowisko. W każdym razie mam go na oku. - uśmiechnął się pod nosem - Tak samo pomyślałem. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Wystarczy chwilę poczekać, dać im się rzucić sobie do gardła i przyjdzie nasza kolej, a tego się nie będą spodziewać zbyt zajęci sobą. - pokiwał lekko głową.
W milczeniu przyglądał się jej poczynaniom z kryształami. Zrobił kilka kroków w prawo aby dokładnie zorientować się jak ułożone są kryształy. Dostrzegł, że każdy miał jedną ścianę bardziej wyprofilowaną i wyszlifowaną.
- Musimy zacząć od tego najbliżej źródła światła. - zawyrokował unosząc różdżkę i za jej pomocą obracając rzeczony kryształ, gładką ścianą tak aby odbiła promień.
Jego rozumowanie było trafne, tym razem stop światła odbił się idealnie i skierował się w stronę kolejnego, sąsiedniego kamienia.
- Ustawie, te cztery na górze, a kiedy wiązka dotrze do tych na boku obróć je tak by tak by odbiła się od tych gładkich krawędzi. - poinstruował ją zabierając się do roboty.
Kamienie niekiedy były oporne, jednak po kilku minutach udało mu się je obrócić pod odpowiednim kątem aby w końcu światło dotarło do kryształów, które pozostawił dla Antoniny. Kiedy i ona uporała się ze swoim przydziałem, a promień światła trafił idealnie w środek tafli wody jaskinie, w której się znajdowali zadrżała lekko, a kilka kamyków spadło z sufitu na ziemię i do wody. Moment później woda jakby się wzburzyła, a po chwili zaczęła wirować dokładnie w miejscu, z którego wydobywał się spod niej blask. Nie minęła minuta, a przed nimi utworzyły się wodne schodu, prowadzące prosto w środek utworzonego wiru, a którego dołu dochodziło do nich słabe, ale wyraźne światło.
- Kolejna próba czeka na nas tam. - skwitował wskazując różdżką w dół, po czym tym razem postanowił iść przodem.
Powoli postawił stopę na pierwszy wodnym schodku, a upewniwszy się, że ten jest stabilny i za moment nie spadnie w czeluść, ruszył spokojnie w dół, pewnie stawiając kroki. Obejrzał się na moment za Antoniną, ale wiedział, że ta, pchana rządzą wiedzy i osiągnięcia celu z całą pewnością ruszy za nim w nieznane, które czekało ich na końcu tych niecodziennych schodów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
23-11-2025, 19:15
Nikt przypadkiem nie zostawał politykiem. Znała ich zbyt wielu, by mieć co do tego jakiekolwiek złudzenia. Wiedziała dokładnie, jakie cechy musiały ich ulepiać: ambicja znająca smak porażki, giętkość kręgosłupa podszyta pozorną statecznością, temperament, który potrafił błyszczeć lub kąsać w zależności od potrzeby. Dla większości właśnie to stanowiło fundament ich sukcesów. Owszem, trafiały się wyjątki - wyciągnięci z bibliotek, ogrodów, z własnych cichych światów, w których mogliby równie dobrze zostać na zawsze. Niezadowoleni z ról, w które zostali wciśnięci i raczej marnie zaangażowani. Ale ci, którzy naprawdę mieli pazur, potrafili prześlizgiwać się między politycznym bełkotem a szeptanymi pod stołem propozycjami z gracją wprawnych oszustów. To oni dostawali najwyższe stołki, to oni uczyli się przekonywać ludzi jednym słowem, a drugie trzymać w zanadrzu. Rozgrywali świat jak idealnie wyrzeźbioną szachownicę.
Nie miała wątpliwości, że Nobby Leach został do swojej roli przygotowany aż nazbyt porządnie. Nie obchodziły jej jego pobudki ani to, czy wierzy w frazesy, które wygłasza. Nawet relacja z Dumbledorem - potencjalnie groźna - nie zaprzątała jej głowy na tyle, by poświęcić jej więcej niż kilka chłodnych obserwacji. Dopóki nie zagrażało to jej własnym planom, wszystko inne pozostawało jedynie hałasem. Jedno jednak było oczywiste: Leach wiedział, jak rozdawać karty. Zbyt dobrze. A Grindelwald właśnie wbił mu w tę partię kołek - pewnie, precyzyjnie, bez cienia zawahania. Zburzył mu misternie ułożony układ i co najistotniejsze, nie zamierzał pozwolić, by Leach rozłożył ją od nowa.
I za tym stała myśl. Jedna z tych istotnych. Zjedzą się sami. Rozszarpią własne szeregi, zanim jeszcze na dobre opadnie kurz po tym całym widowisku - zrobią miejsce komuś, kto faktycznie miał znaczenie. Kogo wizja potrafiła zapowiadać świat lepszy, ostrzejszy, bardziej sprawiedliwy. - Oczywiście, że wie. I właśnie dlatego jest jeszcze bardziej niebezpieczny, Xavierze. - powiedziała, zaciskając mocniej palce na rękojeści różdżki, gdy mijali zwężony fragment przejścia. - Sam opór błękitnokrwistych był dla niego wystarczająco niewygodny. A pojawienie się Grindelwalda sprawi tylko, że zacznie przepychać swoje plany jeszcze szybciej. Bardziej agresywnie. - i to było niebezpieczeństwo. Polityka zmieniała się jak pogoda, ale były takie dni, kiedy deszcz lał bez wytchnienia, nieprzerwanie, aż potrafił podtopić fundamenty. Tego się obawiała. Ulewy, której nie da się powstrzymać. - Tak. Choć wciąż warto mieć oczy dookoła głowy - dodała po chwili, tonem bardziej stonowanym, ale bynajmniej nie łagodnym. - Nie mam ochoty prawić im komplementów, ale to starzy wyjadacze. Czuję, że jeszcze nas zaskoczą. - a myśl ta była równie nieprzyjemna, co realna. Wolała twardo stąpać po ziemi niż później zbierać się z rozczarowania.
Rozbrajanie pułapki poszło im sprawnie, choć potrzebowali kilku podejść i kilku błędów, żeby w końcu pojąć mechanizm kryształów. Za każdym razem, gdy ustawiali światło choć o włos nie tam, gdzie trzeba, drżała na całym ciele, spodziewając się najgorszego - że przejście zatrzaśnie się na dobre. Tak zwykle działały te ich przeklęte pułapki i zapadnie: jeden fałszywy ruch, jedna zła decyzja i wszystko trafia szlag. Na szczęście tym razem się udało, a jej zadowolenie z kolejnej rozwiązanej zagadki odbiło się w delikatnym, ledwie widocznym uśmiechu. Ziemia pod nimi zadrżała, tafla wody zaczęła bulgotać, po czym rozsunęła się, formując schody - niepewne, prowadzące w jeszcze bardziej niepewnym kierunku. Kolejny element układanki. Rzuciła spojrzenie na mapę. - Dobra robota - powiedziała, nie odrywając wzroku od pergaminu. Komplementy nie przychodziły jej z łatwością, ale nie odbierało im to znaczenia. - Żaden z tych pożal się specjalistów nie poradziłby sobie z tym, więc właściwie dobrze, że mnie wystawili do wiatru. - bo tu by skończyła się ta wędrówka. Bo prawdopodobnie nie miałaby szansy zejść niżej.
Ruszyła za Xavierem po schodach prowadzących w dół jaskini. Z każdym krokiem robiło się chłodniej, choć wciąż nie była pewna, czy to dobry znak, czy wręcz przeciwnie. Ciemność gęstniała tu jak rozlana smoła - nawet uniesiona wysoko różdżka i przywołane lumos nie potrafiły jej do końca rozproszyć. Xavier szedł przodem, ale już po chwili widziała tylko zarys jego sylwetki, potem cień, aż w końcu niemal zniknął jej z oczu. Coś skapnęło jej na głowę. Jedna kropla. Druga. I następna.
Gdy dotarli na sam dół, ziemia zadrżała, a schody za ich plecami po prostu… zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było. - Będziemy musieli znaleźć inną drogę - rzuciła chłodno, bo nie zamierzała pozwolić, by to miejsce stało się ich wspólnym grobowcem.
Spojrzała na mapę. Powinni skręcić w lewo - więc skręciła. Przy kolejnym rozwidleniu w prawo, przy następnym znów w lewo. Z każdym zakrętem miała coraz mocniejsze wrażenie, że błądzą, że jaskinia plącze ich ścieżki na własnych zasadach. Ale może właśnie o to chodziło. Może mieli zwątpić, może mieli się zgubić, zanim w końcu dotrą do tego, czego tak długo szukała.
Zrobiła kilka kroków w głąb jednego z korytarzy, gdy do jej uszu dotarł głuchy dźwięk. Najpierw pomyślała, że to bulgotanie - że przypływ nadchodzi szybciej, niż zakładała. Ale kiedy poszła dalej, a dźwięk stał się wyraźniejszy, zrozumiała, że to nie woda. To nie był żaden ruch jaskini. To był odgłos dławienia się. Odgłos umierania. Unosząc różdżkę wyżej, rozświetliła przestrzeń przed sobą. I wtedy go zobaczyła. Kruczoczarne włosy. Zielone oczy błyszczące jeszcze resztką życia, choć gasnące z każdą sekundą. Skórzane rękawiczki na dłoniach teraz zaciśniętych na gardle, przez które przelewała się gęsta, ciemnoczerwona krew. - Ernie! - wyrwało się jej w spazmatycznym oddechu. Zamarła w miejscu, w szoku wyrysowanym na twarzy, niezdolna do wykonania choćby jednego kroku. Do podjęcia jakiejkolwiek logicznej myśli. Bo jego tu być nie mogło. Nie mogło. Ciało brata osunęło się na posadzkę z głuchym łoskotem. Oczy wciąż otwarte - ale pozbawione zielonego blasku. Pozbawione życia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
05-12-2025, 18:13
Nigdy nie był fanem polityki, ale nie był również ignorantem. Jeśli chciał prowadzić swój biznes bez przeszkód musiał być uzbrojony w wiedzę, która mu na to pozwoli. Dlatego też bacznie obserwował sytuację w Ministerstwie, docierały do niego liczne informacje przez ludzi, których właśnie w tym miejscu miał podstawionych. Jedni współpracowali z nim z własnej inicjatywy, inni potrzebowali dodatkowej zachęty. A Burke nie miał żadnych skrupułów aby taką dodatkową zachętę dla nich znaleźć. Kiedyś usłyszał, że nadawałby się na polityka, wyśmiał to spostrzeżenie. Zdecydowanie wolał działać za kulisami, pociągać za sznurki z ciemności, dyrygować swoją orkiestrą z miejsca, w którym nie było go widać. Był również zdecydowanie zbyt skupiony na sobie i swoich celach aby zajmować się innymi, a już zwłaszcza społeczeństwem, z którego dużą większością po prostu gardził.
Nie zmieniało to jednak faktu, że miał zamiar obserwować poczynania nowego Ministra. Chciał go poznać, dowiedzieć się jak myśli, jakie ma plany na przyszłość oraz w jaki sposób ma zamiar wprowadzić je w życie. Dostrzegał w tym również okazje do przejrzenia planów Dumbledora. Dyrektor Hogwartu był również utalentowanym marionetkarzem, chociaż zdecydowanie gorzej się z tym krył. Skoro jego o wiele młodsza kuzynka, nie będąc na zaprzysiężeniu pierwsze co zrobiła to wyszła z takimi wnioskami, nie dało się ukrywać, że z pewnością jakaś część obywateli również to dostrzeże. Był ciekaw jak to wszystko się rozwinie. Będzie to obserwował z ukrycia, zbierał informację, a jeśli będzie taka potrzeba nie zawaha się ich użyć dla swoich celów i dla JEGO celów, bo właśnie o to przede wszystkim chodziło.
- Myślę, że można śmiało stwierdzić, że Grindelwald nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na powrót. Zamieszał w Dumblendor’owym kociołku o kilka razy za dużo i doprowadził do wrzenia. - odparł spokojnie.
Słowa Borgin przyjął lekkim skinieniem głowy. Nie był łasy na komplementy, zwłaszcza, że wiedział, że wykonał swoje zadanie odpowiednio. Nie „zaprosiła” go tutaj z sympatii, potrzebowała specjalisty, a on właśnie nim był.
Ciemność, która go ogarnęła gdy powoli podążał schodami wydawała się nieprzenikniona, a jednocześnie poniekąd żywa. Nie widział przed sobą za dużo, rzucone Lumos pozwalało mu dostrzec jedynie trzy schody do przodu, ale nic poza tym. Napięcie znów zawędrowało na jego ramiona. Nie przepadał za takimi sytuacjami, nie lubił nie mieć nad czymś kontroli, ale w tym momencie zdawał sobie doskonale sprawę, że to nie on rozdawał tutaj karty. Nie była to również towarzysząca mu Antonia. Jaskinia, skarbiec, nie ważne jak to nazwali, żyła swoim życie i wyznaczała zasady jakie tu panowały, a oni musieli się do nich dostosować jeśli chcieli dotrzeć do celu, a potem wydostać się stąd w jednym kawałku.
Gdy w końcu stanął na twardym gruncie nie odetchną w ulgą. Miał wrażenie, że największe wyzwania dopiero przed nimi i miały być one o wiele trudniejsze i wymagające niż poprzednie. Obejrzał się przez ramię i przez moment patrzył jak wodne schody znikają, uniemożliwiając im zawrócenie. Naturalnie powrót nie wchodził w grę. Zerknął na zegarek kontrolując czas jaki pozostał im do przypływu. Wychodziło na to, że mieli go jeszcze sporo w zanadrzu, ale nie mogli pozwolić aby to chociaż na moment ich rozluźniło. Chwilę później ruszył już za Antoniną. Korytarze, którymi wędrowali wydawały się jaśniejsze, jakby ściany emanowały swoim własnym, lekkim światłem nieznanego pochodzenia. Może mu się tylko wydawało, ale im dłużej szli, tym bardziej mu się wydawało, że kręcą się w kółko, chociaż nie dostrzegł żadnych powtarzających się znaków, które mogłyby go w tym przeświadczeniu utwierdzić.
W pewnym momencie do jego uszu dotarł jęk. Dźwięk, którego zdecydowanie się nie spodziewał tutaj usłyszeć, a spodziewał się po tym miejscu wiele. Spojrzał na Antoninę, szukając jego źródła w jej osobie, jednak nie pochodził on od niej. Zacisnął mocniej szczęki, wydawało się, że ona go nie słyszała. Idąc dalej słyszał coraz ich coraz więcej, a po chwili dodatkowo dołączyło do niech dyszenie, jakby ze zmęczenia. Ponownie się rozejrzał, unosząc różdżkę wyżej, chcąc oświetlić więcej przestrzeni przed sobą i w pewnym momencie po prawej mignął mu fragment białego ubrania. Od razu skierował w tamtym kierunku różdżkę by po chwili stanąć jak wryty. Zamurowało go, zmroziło jak dawno nie, a oddech ugrzązł mu w gardle. Leżała tam, w pół oparta o ścianę, w pół na ziemi. Jej piękna twarz wykazywała wycieńczenie, blond włosy pod wpływem potu przykleiły się do czoła i policzków. Miała na sobie biała koszulę nocną, znał ją doskonale, aż za dobrze. Przez moment wpatrywał się w jej niebieskie oczy, gasnące z każdą sekundę, a po chwili dostrzegł to co sprawiło, że całkowicie go sparaliżowało. Dół koszuli był całkowicie pokryty krwią, od pasa w dół wręcz tonęła we krwi, a jej kałuża cały czas powiększała się w około niej.
- Lottie… - szepnął chcąc zrobić krok w jej kierunku, ale chciało odmówiło mu posłuszeństwa.
Jakim cudem się tu znalazła, jak się tu dostała? Przecież nie było w ogóle takiej możliwości! Jego umysł starał się walczyć ze strachem jaki go teraz ogarnął, chciał wyciągnąć na wierzch jakiekolwiek logiczne wytłumaczenie tego co widział. To było po prostu niemożliwe. Wodził wzrokiem po sylwetce zmarłej żony, chorobliwie chcąc jej pomóc, chcąc ją uratować, ale nie mógł nic zrobić.
Bo ona nie żyła. Od lat i teraz również życie całkowicie z niej wyparowało, a on znów poczuł tą okropną bezradność, to druzgocące uczucie straty.
NIE! ONA NIE ŻYŁA!
Ta jedna myśl sprawiła, że zamrugał kilkukrotnie i w końcu odwrócił wzrok. Zacisnął mocniej palce na różdżce.
- Antonino… - odezwał się, a jego własny głos wydał mu się kompletnie obcy.
Nie miał pojęcia co ona widzi, ale kiedy na nią spojrzał dotarło do niego, że ją również sparaliżowało, tak samo jak jego.
- Antonino - powtórzył jej imię - Nie patrz na to. - polecił samemu patrząc już tylko na pannę Borgin, nie mogąc wrócić spojrzeniem do martwego ciała Charlotte - To nie jest prawdziwe. - zebrał w sobie wszystkie siły aby wyciągnąć do niej rękę i lekko pociągnąć ją za łokieć, chcąc wyrwać z letargu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 10-12-2025, 14:51 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.