• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Jezioro Llyn Tegid (Bala Lake)
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-09-2025, 18:17

Jezioro Llyn Tegid (Bala Lake)
Na północnym zachodzie leży Llyn Tegid - największe naturalne jezioro Walii, spokojne i ciemne jak obsydian. Otaczają je zalesione zbocza i łagodne pagórki, które w odbiciu tworzą złudzenie podwójnego świata. Legenda mówi, że pod powierzchnią kryje się zatopiona wioska - a w wietrzne noce można usłyszeć dzwony jej dawnego kościoła. Woda jest zimna i głęboka, a jej barwa zmienia się wraz z niebem - od błękitu po stalową szarość. Miejsce to przyciąga zarówno rybaków, jak i wędrowców, ale każdy, kto patrzy w taflę jeziora zbyt długo, czuje dziwne, niepokojące przyciąganie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
05-12-2025, 22:05
|08.04.1962, przychodzimy z Neath Port Talbot

Cichy trzask oznajmił, że świstoklik zadziałał i znaleźli się we właściwym miejscu. Llyn Tegid rozciągało się przed nimi niczym wielkie, milczące oko świata; ciemne, lśniące, gładkie jak polerowany obsydian. Powierzchnia jeziora była niemal nieruchoma, tylko miejscami marszczona delikatnym tchnieniem wiatru, który schodził z pagórków, niosąc ze sobą zapach wilgotnej ziemi i żywicznej gęstwiny lasu. W powietrzu czuło się chłód echa zimy. Łagodne wzgórza od północy i wschodu odbijały się w wodzie, tworząc iluzję świata odwróconego, krainy bliźniaczej, istniejącej pod lustrzaną granicą jeziora. Chmury, wysoko rozciągnięte po niebie, sunęły powoli, a ich blade cienie wślizgiwały się w odbicie, barwiąc wodę raz na błękit, raz na stal. Wokół panowała dziwna cisza. Co jakiś czas z głębi lasu dobiegał głos ptaka, który otulał swym głosem okolicę. Z dala słychać było szmer drobnych fal muskających kamienistą linię brzegową.
Drzewa porastające zbocza i sam brzeg wyglądały, jakby wyrastały nie tylko z ziemi, lecz także z mgły. Niektóre były smukłe, jasne, z liśćmi kołyszącymi się w rytm szumu wody. Inne rosły masywne, rozłożyste, o korze pociemniałej od czasu i od szorstkich podmuchów wiatru znad jeziora. Właśnie jedno z tych drzew przyciągnęło uwagę Kennetha. Rosło nieco na uboczu, tuż przy miejscu, gdzie las otwierał się na niewielką, trawiastą polanę. Było większe od wszystkich innych; nie tylko wyższe, lecz jakby dumniejsze, bardziej świadome własnego miejsca w krajobrazie. Pień miało masywny, poprzecinany ciemnymi rowkami. Korona drzewa rozpościerała się szeroko, dając wrażenie ogromnego, naturalnego sklepienia. Zatrzymał się przed drzewem. Uniósł różdżkę. Drewno w jego dłoni wyglądało skromnie, lecz pewnie spoczywało w palcach, jak narzędzie, którego właściciel używa z pełną świadomością jego mocy. Kenneth zbliżył się o krok i delikatnie, prawie czułe, postukał końcówką różdżki w korę. Raz. Drugi. Trzeci. Drzewo nie poruszyło się w żaden widoczny sposób, ale powietrze wokół nich na moment zgęstniało, jakby wciągnęło głębszy oddech. Z pnia dobiegł cichy, głuchy dźwięk. Czarodziej cofnął różdżkę, a jego uśmiech poszerzył się, jakby właśnie otworzył przed widzami kulisy spektaklu. Kora w miejscu, gdzie stukał, zaczęła się rozsuwać. Nie pękała jednak ani nie kruszyła się; raczej odsuwała gładko, w sposób, który bardziej pasowałby do drzwi niż do żywego drzewa. Z wnętrza pnia dobiegł ciepły blask, po czym coś wysunęło się na zewnątrz. Najpierw róg wiklinowego koszyka, potem jego cały, idealnie upleciony kształt.
Za koszykiem, niczym towarzysze dobrze zorganizowanej wyprawy, wysunęły się dwa koce: jeden gruby, miękki, przeznaczony do okrycia w chłodniejsze chwile, drugi cieńszy, piknikowy, w ciepłych odcieniach brązu i czerwieni, idealny do rozłożenia na ziemi. Kenneth odwrócił się powoli w stronę Riven, prezentując koszyk z dumą kuglarza, który właśnie zakończył popisowy numer. W jego oczach błyszczało zadowolenie, jakby doskonale wiedział, że jego mała demonstracja zrobi wrażenie. Za plecami drzewo zamknęło się cicho, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło. -Zapraszam. - Jeden ruch różdżką, a koc piknikowy ułożył się niemal idealnie na ziemi, a z koszyka wyskoczyły talerze i poczęstunek. Jeden z talerzy poszybował wysoko w górę, prawie rozbijając się o jedną z gałęzi, a metalowy kubeczek został pochwycony przez kapitana kiedy wystrzelił jak z procy prosto w jego twarz. Reszta naczyń okazała się bardziej skora do współpracy.
Po uniesieniu wieka ze środka uniósł się delikatny, kuszący zapach: mieszanina słodkich owoców, świeżego pieczywa i czegoś, co przypominało lekko dymną nutę serów dojrzewających w chłodnych, kamiennych piwnicach. Nie zabrakło także czegoś bardziej sycącego. Pod kolejną warstwą tkaniny znajdował się ceramiczny pojemnik, w którym spoczywała zapiekana potrawa; warzywna tarta z tymiankiem i karmelizowaną cebulą, sądząc po zapachu, który wydostał się na wolność, gdy Kenneth uchylił pokrywkę. Jej powierzchnia była złocista, lekko popękana, jakby zapraszała do wcięcia w nią pierwszego kawałka. Na samym dnie, zabezpieczona przed przewróceniem się miękkimi ściankami koszyka, leżała butelka owinięta w płócienny materiał. Po rozchyleniu materiału ukazała się etykieta, starannie kaligrafowana: był to cydr z lokalnych sadów, idealny do popijania w chłodne popołudnie nad jeziorem. Kapitan rozsiadł się wygodnie na kocu i spojrzał wyczekująco na Riven.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
05-12-2025, 23:42
Kiedy się teleportowaliśmy, rumieniec nadal rósł na moich policzkach. Wciąż czułam dotyk jego dłoni na swoim czole, kiedy niezwykle delikatnie zgarniał z niego mokre kosmyki moich włosów. Wciąż widziałam wyraz jego twarzy, tę szaleńczą radość. Wciąż słyszałam pochwałę, jaką mnie obdarzył. I jak spojrzenie zatrzymywał na mojej szyi. W dłoni bardzo mocno trzymałam woreczek z bursztynami, a w głosie huczały mi słowa o byciu piratem i pierwszym odnalezionym skarbie. W głowie mi wirowało i nie do końca była to kwestia podróży Świstoklikiem.
Gdy moje stopy dotknęły podłoża byliśmy już w zupełnie innym miejscu. Jakże różnym od tego, w którym byliśmy przed chwilą. Gdy mówił o byciu głodnej, to myślałam, że zabierze mnie do jakiejś restauracji, knajpy, czy tego typu miejsca. Jakież zdziwienie musiało się wymalować na mojej twarzy, gdy zorientowałam się gdzie jesteśmy. Nie miałam pojęcia, czy to nadal Walia, a może Anglia lub już Szkocja? Nie wiedziałam gdzie jestem, nie wiedziałam właściwie która godzina. Czy minęło już południe? A może było znacznie później niż mi się wydawało? Kompletnie straciłam rachubę czasu.
Miejsce było piękne i oderwane znowu od miejskiego życia. Byłam pewna, że nie spotkamy tutaj nikogo, kolejne miejsce, które spokojnie mogłabym nazwać cudem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam możliwość tak podróżować, zwiedzić nowe miejsca, zobaczyć coś niesamowitego na własne oczy. Ciągle tylko tawerna-dom, tawerna-dom-impreza-tawerna. Cardiff, czasem Londyn. Nic więcej. A dzisiaj? Dzisiaj przeżyłam już więcej niż w ciągu ostatniego roku, zobaczyłam więcej niż… nawet nie pamiętałam od jakiego czasu.
Obserwowałam Kennetha bez słowa, gdy ten kierował swoje kroki w stronę jednego z drzew. Z początku nie widziałam w nim nic nadzwyczajnego, ot normalne drzewo, ale im dłużej mu się przyglądałam, tym lepiej dostrzegałam tę dumę, siłę, to drzewo było tu nie byle jakim drzewem. A drzewem-panem tego miejsca. Zrobiłam kilka kroków, aby lepiej widzieć co robił Kenneth. Ten uniósł różdżkę, zastukał w korę. Raz. Dwa. Trzy. I drzewo się poruszyło. Rozchyliłam usta, ze zdziwieniem obserwując jak pojawia się koszyk i dwa koce. Zdziwienie przekształciło się w szeroki uśmiech, a patrząc na kapitana “Złotej Łani” prezentującego mi swoją zdobycz, zaklaskałam kilka razy w dłonie w szczerym podziwie. Zaśmiałam się obserwując latające talerze i śmigające kubeczki. Po chwili jednak było już wszystko przygotowane, a ja zostałam zaproszona do uczty.
Woreczek z bursztynami wrzuciłam do swojej torby i zbliżyłam się w stronę Kennetha. Stanęłam nad nim i uśmiechnęłam się złośliwie.
- Jak ostatni raz poszłam z jakimś chłopcem na piknik, to nazywaliśmy to randką - poruszyłam brwiami, i chociaż miał być to żart, to delikatnie policzki znowu mnie zapiekły. - Dostałam bursztyny, teraz ten poczęstunek. Kenneth, czy ja na pewno spłacam swój dług?
Kucnęłam cicho chichocząc. Ściągnęłam torbę, kładąc ją na trawie obok koca by nie zajmować na niej miejsca. Zsunęłam ze stóp trzewiki i weszłam na koc. Nie mogłam usiąść zbyt swobodnie, bo spódnica, więc wysunęłam nóżki przed siebie i bokiem zajrzałam do koszyka. Pachniało z niego cudownie, wszystko też wyglądało pięknie. Były owoce, sery, dodatki, których w życiu na oczy nie widziałam i nie miałam pojęcia jak smakują. Zerknęłam na butelkę, czytając napis kiwnęłam parę razy głową. Sięgnęłam do środka, chwyciłam kilka winogron i wsunęłam kilka do buzi.
- Doble - pochwaliłam, wpychając do ust jeszcze jedną. Były bardzo słodkie, na pewno dojrzałe. - Chcesz?
Wysunęłam w jego kierunku dłoń z gałązką, na której zostały jeszcze dwa owoce. Uśmiechnęłam się lekko i rozejrzałam po okolicy. Omijałam wzrokiem taflę jeziora, nie chcąc kusić losu. Bardziej interesował mnie las i polana. Cudownie by się tu latało. Poprawiłam chustkę na szyi.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytałam, sięgając po kolejny owoc z koszyka.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 10-12-2025, 14:52 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.