Kobieta na pokładzie przynosi pecha. Taka wiara była powszechna wśród marynarzy, a każdy z nich wiedział, że morze jest bardzo zazdrosne. W życiu marynarza mogła być tylko jedna pani - Morze. Ponadto w tradycji morskiej, istniały liczne przesądy dotyczące nieczystych czynników, które mogły wpływać na powodzenie wyprawy. Niektóre legendy mówiły, że kobieta, będąca symbolem życia i płodności, mogła zakłócić męską energię statku, prowadząc do katastrof.
Słyszał wielokrotnie, że Łania była już zniszczona i przestarzała. Padały propozycje tego, że należy zainwestować w nowy statek. Kapitan wtedy groził wybuchem niczym zalewająca pokład fala sztormowa. Łania była w kwiecie wieku, weteranka morskich wypraw i naszpikowana zabezpieczającymi runami jak żaden inny statek.
Z tymi słowami wyminął ją niespiesznie i skierował się do zejścia w dół. Poły płaszcza unosiły się za nim w rytm lekkiego wiatru, który przyszedł znad morza. W kieszeni ciążyła mu przesyłka. Mała, pozornie niegroźna, a jednak o wadze znacznie większej, niż wynikałoby to z jej rozmiaru. Normalnie odrzuciłby taką robotę. Nie znał zawartości, nie znał nadawcy, a brak informacji w jego fachu był równie niebezpieczny jak przeciek w kadłubie podczas sztormu.
Zamilkł na chwilę, wpatrując się w drewniany blat, na którym ktoś dawno temu wyrył inicjały. Przez ułamek sekundy twarz mu spoważniała. Słyszał jej prośbę, tak bardzo mu znaną, taką która śpiewała w jego własnej duszy. Chciała poznać jak to jest czuć ten wiatr na twarzy, jak nuci melodię wiatr na wantach.
. -A co do Twojej zapłaty… - Zwolnił kroku, ale się nie zatrzymał. Wciąż patrzył przed siebie, a na jego ustach tańczył szelmowski uśmiech. -Oczekuję zapłaty twoim czasem panno Thorne. Jeden dzień i jedna noc. - Odwrócił się w jej stronę nachylając się niebezpiecznie blisko. -Co do minuty. - Dodał półszeptem i na powrót się wyprostował budując od nowa dystans między nimi.
Coś zmieniło się w powietrzu; tak subtelnie, że przez chwilę żadne z nich nie było pewne, czy to tylko wyobraźnia. Zza skalnego załomu, tam gdzie ścieżka znikała w ciemniejszym korytarzu, uniosła się lekka, niemal przezroczysta mgła.