• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Horyzontalna > Latarnie Flimflama
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
29-05-2025, 22:32

Latarnie Flimflama
Przygaszone światło, dźwięk delikatnie dzwoniących kryształów i zapach rozgrzanego mosiądzu witają każdego, kto przekroczy próg Latarni Flimflama. Sklep z zewnątrz wygląda jak relikt minionej epoki — wąski, z zakurzonymi witrynami, przez które z trudem przebija się światło lśniących lampionów, świecących kul i wirujących świetlików zamkniętych w szkle.
Wewnątrz półmrok jest tylko pozorny — każda lampa, świecznik i latarenka emanuje własnym rodzajem blasku: jedne migoczą jak gwiazdy, inne mrugają, kiedy ktoś kłamie, a są i takie, które świecą tylko w obecności duszy o czystych intencjach. Sam pan Flimflam — wiecznie uśmiechnięty staruszek o oczach jak dwa błyszczące guziki — zawsze potrafi dobrać światło do osobowości klienta. Niektórym wręcza lampę bez słowa. Innych odprawia bez wyjaśnienia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
19-11-2025, 19:07
15 kwietnia 1962 roku

Miała niezrozumiałe wrażenie, że spogląda właśnie na scenę zbrodni.
Morderstwa, zdrady czy upadku rodzinnego miru – była pewna, że to miejsce było świadkiem wielu wzniosłych i podłych chwil. Przekroczyła próg domostwa, które kiedyś było zwyczajną, domową pieleszą Państwa Fawley. To tutaj spędzała swoje wolne chwile Millicent, można było odnaleźć jej ślady na każdym kroku.
Musiała przyznać, że nie była tak przygotowana, jakby sobie tego życzyła. Sprawa się przedłużała, powolnie okazywała swe każde oblicze – czasem spodziewane, innym razem zaskakująco i zmuszające do przystanięcia. Przyciągała uwagę tych z góry, wielkich panów, którzy myślą tylko o kolejnym awansie i zaspokojeniu swego pompatycznego ego. Zdawała się prowadzić we wiele zaułków, które nie otwierały ścieżek, ślepe uliczki prawie jakby idealnie skrojone, by zwolnić jej działania. Zdążyła prześledzić notatki Botta, które były pamiętnikiem człowieka ze wielką pasją i chaosem myśli, które połykały czasem całą jego osobę. Pochłaniały go, aż prawie tylko wizyta u jasnowidza zdawała się rozwiązaniem. Poznała sekretne życie hipogryfów, było one na tyle fascynujące, że aż czasem sama chciałaby ujrzeć je w naturze. Zobaczyć je oczami nie Francesci Goldsmith, lecz Thomasa Botta i jego człowieczego oddania stworzeniom.
Nadal listy, które wymieniały ze sobą ofiary były dla niej zagadką, której nie mogła dotychczas rozwiązać. Czasem rosła w niej pokusa, by zapytać o małżeńskie relacje Fawley’a, lecz zaraz potem przypominała sobie jego ostrość spojrzenia i ledwie skrywaną irytację. Nie, odebrałby jej słowa jako atak, a ona potrzebowała przynajmniej minimalnej współpracy z jego strony. Przyglądała mu się dłużej, gdy otwierał drzwi do mieszkania.
Panicz na włościach wracał we swe skromne progi, gdyż na pewno mieszkanie nie dorównywało luksusom rezydencji rodzinnej. Zdecydowali się jednak na zamieszkanie w centrum, z dala od rodziny i była to intrygująca kwestia, jakże niesfornie zajmujące jej atencje.
– Długo Państwo mieszkaliście w tym miejscu? – zapytała przekroczywszy prób. Nie wytrzymała, ciekawość kolejny raz z nią wygrała. Nie była pewna czego winna była się spodziewać, pustki czy dawnego oblicza ciepła domu. Podążyła za nim, jej przewodnikiem, który miał wprowadzić ją w świat tego, co było za żywych. Korytarz nie był długi, zdawał się wręcz ograniczać ich przestrzeń do małego świata, który już dawno zniknął. To miejsce miało nie tylko zaprezentować jej wizualizacje bytu Millicent, ale i dać odpowiedź na poprawność przeprowadzonego dochodzenia. Przebieg rozmowy z toksykologiem Princem wręcz krzyczała w jej uszach, bębnił i zdawał się nie milknąć – liczne uchybienia, nieścisłości i wręcz upokarzające niedopatrzenia. Jeśli odkryje tu kolejne elementy poświadczające o nędznym prowadzeniu śledztwa przez jej poprzedników to będzie musiała to ostatecznie zaakceptować i pracować, jakby zaczynała od nowa. Fawley zapewne będzie zachwycony, że jego opinie okazały się faktyczne. Urzekająca osobowość, doprawdy, lecz akurat tutaj nie mogła mu się dziwić. – Oprowadzi mnie Pan po mieszkaniu?
Zaproponowała, gdyż chciała ujrzeć je również jego oczyma. Mieszkańca, który stworzył z tego miejsca swój dom, by następnie porzucić je, gdy wszystko zdawało się zbyt trudne. Nie przypominało ono wnętrz, które widziała w czasie swojej wizyty, było inne i na swój sposób intrygujące. Ile z tego co widziała było dziełem Millicent, a ile Wulfrica? Auror wchodzący z butami w życie innych ludzi, nadawała sobie bardzo duże prawa i sądziła, że kiedyś będzie musiała za to zapłacić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
24-11-2025, 22:24
Mieszkanie, w którym nikt nie mieszkał, od dawna stało puste. Cmentarzysko wspomnień, pogrzebanych nadziei, utraconej miłości. I przypomnienie, że po tym uczuciu pozostaje tylko pustka, dziura wypalona ogniem rozczarowania. Każdy kąt, każda rysa na blacie stołu, ślady po obrazach na ścianach – wszystko zdawało się szeptać o tym, co minęło bezpowrotnie. Echo jej śmiechu nadal gdzieś pobrzmiewało pod sufitem, plątało się między zaciągniętymi zasłonami, lecz pozostawało tylko złudzeniem, ostatnim, kiepskim żartem wyobraźni, która nie chciała się poddać tej stracie i pozwalała mu tkwić w tym złudzeniu.
Gubiąc się w ferworze mijanych dni, tygodni, miesięcy, czasem myląc dnie z nocami, zaglądał do tego mieszkania coraz rzadziej. Tylko wtedy, gdy monologi nad jej grobem przestały wystarczać. Tylko wtedy, gdy chciał jeszcze przez chwilę poczuć jej obecność. Ten jeden, ostatni raz, wmawiał sobie za każdym razem, gdy zaciskał palce na jej ulubionym, butelkowo zielonym swetrze i zaciągał się jego zapachem tylko po to, by odkryć, że woń jej perfum zdążyła już wywietrzeć z tkaniny. Stawał wtedy pośrodku pustego salonu, pozwalając ciszy otoczyć go ze wszystkich stron. Przesuwał dłonią po fotelu, w którym zwykła zasiadać z książką, ukradkiem sprawdzając, czy pod podłokietnikiem nie został przypadkiem jej włos, czy kolczyk, który tak często wypadał jej z ucha. Zerkając na stare fotografie, czasem przyłapywał się na tym, że cichy głos w głowie podpowiadał mu, co ona by powiedziała, jak by się uśmiechnęła, jakby dotknęła jego ramienia, by wyprowadzić go z zamyślenia. Jednak poza wspomnieniami, pozostało już tylko zimno, chłód jej braku. Nawet światło wpadające przez okno nie dawało pomieszczeniu waloru przytulności.
Nie wiedział, czy dobrze robi, zapraszając ją do mieszkania, w którym nim już nie bywał, poza nim samym. Może powinien posłuchać brata i sprzedać tą nieruchomość, ostatecznie zamknąć rozdział, który sprawiał, że nie mógł poprawnie funkcjonować.
- Zapraszam - puścił ją przodem, zaraz po otwarciu drzwi. Gdy przekraczał klucz w zamku wydawało mu się, że uważnie go obserwowała. Co wyczytała z wyrazy twarzy? Pokrył ją maską pozornego spokoju, ale to tylko pozory, które często przechodzą w niwecz. – Sześć lat - najpierw na jego ustach pojawił się zabłąkany cień uśmiechu, który przyszedł wraz ze wspomnieniami, tymi radosnymi, tymi, które trąciły pierwszymi dniami spędzonymi pod dachem tego mieszkania, a potem ponura myśl, będąca ich następstwem, upiornym echem tego wszystkiego, czego były świadkiem te ściany - najpiękniejsze cztery i najgorsze dwa.
Zerknął ukradkowo na kobietę. Ilu opinii zasięgnęła na temat ich małżeństwa? Dowiedziała się czegokolwiek, co nie znalazło się w aktach? Środowisko z którego pochodził on i Milicent było zbyt hermetyczne, by wypowiadać się na ten temat, lecz jednak jego żona nigdy nie stroniła od towarzystwa, otaczała się gronem bliższych i dalszych znajomych, niekoniecznie o tym najlepszym statusie krwi. Dotarła do nich? Skontaktowała się z osobami z listy, którą sporządził i wysłał jej dwa dni po ich pierwszym spotkaniu?
- Wulfric – rzucił wyrwany z zamyślenia, gdy po raz kolejny pan opuściło jej usta, tu brzmiało obco, nie na miejscu. – Proszę mówić mi po imieniu, chociaż tu - zaryzykował, chociaż przeczucie mu podpowiadało, że ma do czynienia z miłośniczką formalności, których nie porzuci tylko dlatego, że on ma taką zachciankę. – Pewnie jest pani ciekawa, czemu nie zamieszkaliśmy w Norwich? - zgadywał, bo jego, na jej miejscu, paliłaby ta kwestia, a może zwyczajnie chciał wyprzedzić jej pytanie? – Potrzebowaliśmy prywatności. Chcieliśmy być dla samych siebie.
To nie cała prawda, ale też nie kłamstwo. Millicent nie dogadywała się z Isabel, Wulfric nie dogadywał się ze swoim bratem. Obie te niechęci musiały się skończyć kompromisem wyprowadzki.
- Naturalnie - przytaknął; chciał dodać proszę niczego nie dotykać, chyba głownie z przyzwyczajenia. Przez długie miesiące traktował tych kilka pomieszczeń jak muzeum pamięć. – Proszę za mną.
Poprowadził ją najpierw do salonu. Tam, gdzie jego pasje przeplatały się z pasjami Millicent, gdzie każdy zakątek zdawał się szeptać ich wspólne historie. Świadkiem tej symbiozy był pokaźny regał, zastawiony książkami, lecz to nie regał był jego największym skarbem. Jego serce najmocniej biło na widok zdjęć ustawionych starannie na gzymsie kominka. Ruchome fotografie, migoczące jak żywe, uwieczniały najpiękniejsze chwile. Kawałek czasu, wyjęty z przeszłości i zachowanym na zawsze. Nie zabrał ich jednak stąd.. Zwyczajnie się bał, że gdy coś sobie przywłaszczy z tego miejsca, będącego fundamentem wspomnień o niej, wszystko inne runie - zupełnie jak domek zbudowany z lichej tafli kart.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 09:42 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.