• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Okrągła komnata
Okrągła komnata
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
17-10-2025, 08:50

Okrągła komnata
Komnata ta znajduje się na pierwszym piętrze, nieopodal WIelkiej Sali, łatwo tu trafić z głównej klatki schodowej. Odbywają się w niej niektóre egzaminy pisemne na koniec roku, głównie te, do których przystępuje mniejsza liczba uczniów. Jest ona okrągła i posiada wysoko sklepiony sufit oraz wysokie okna przez które wpada sporo światła. Zazwyczaj jest całkiem pusta, a ściany zdobią obrazy, jednakże na czas Zjazdu Absolwentów zostały one przeniesione - i wyczarowano cztery pary drzwi, za którymi czekały zadania egzaminacyjne dla uczestników wydarzenia. Poza nimi i stolikiem pracowników Ministerstwa, komnata jest pusta.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
31-10-2025, 23:39
Zielarstwo II

Rywalizacja płynęła jej we krwi przez pierwsze lata Hogwartu. Wiedziona więc skrzętnym kuszeniem, które podpowiadała jej zrodzona ciekawość własnych umiejętności. Był w tym element pewności siebie, ale tak lichy jak na ego kobiety, że niemalże niezauważalny. Kiedy więc szepnęła Atticusowi, że oddali się i pobawi w uczennicę, a na jego ustach rozszerzył się uśmiech, to chyba nie spodziewał się, że jego partnerka do prawdy wróci do szkolnej ławki. Chyba, kurczę, przez tyle lat sama się tego nie spodziewała. Pobierała nauki, liczne i nieskończenie intrygujące, które wciągały ją nałogowo; zielarstwo pojawiało się natomiast wraz z pracą w szpitalu, w końcu wiedza co rusz była odświeżana wraz z kolejnym pacjentem, który tym razem miał styczność z kolejną rośliną.
Nie była specjalistką, nie miała parcia na wygraną finansową ani nawet na wygraną spośród innych — wolała sama sobie udowodnić, że wiedza ze szkoły jej nie wyparowała.
Weszła do Komnaty bez obaw, bez oczekiwań i bez większego celu. Nie przepadała za parnością szklarni, a zapach przypominał o tym, co niekiedy spotykała w ranach czy otworach pacjentów; nie było już chyba rzeczy, które mogły ją odrzucić. Widząc przygotowane stanowisko, nie przejęła się ani suknią, ani swoim wyglądem. Była w tym machinalność; pewien rodzaj odcięcia myśli, który nakazał założyć nauszniki i wsunąć rękawice, następnie sięgając po donicę z odpowiednim systemem drenażowania i pasujący do niej spód. Sięgnęła po drobniejsze kamienie, którymi wysypała cieniutką warstwę tuż przy otworach, na co dosypała żwir, wyrównując podłoże. Takie lekkie ruchy, ledwie pochwycenie łopatki i skupienie się na wyrównaniu żwiru, a następnie ziemi, wydawały się bez namysłu, zapamiętane przez ruch jej mięśni, które musiały to robić w szkole. Z podobną pewnością sięgnęła za liście rośliny, najpierw zbierając większe bryłki ziemi z jej wierzchu, aby z pewnością odbierającego poród wyciągnąć na świat krzyczące dzieło życia. Bez mimiki, bez skrzywienia, ale też bez głębszych emocji; chwile spojrzała na stan rośliny, ale nie zauważywszy nic poważnego, wsadziła ją na pierwszą warstwę ziemi, następnie przysypując resztką na tyle, by zostały same korzenie. Ugniotła wszystko ziemią, aby łopatką nie naruszyć struktury rośliny i wszystko zwilżyła wodą, odkładając rękawiczki i nauszniki na miejsce. Dopiero w tym momencie, ledwie na sam koniec, ujrzała liść z ujawniającym się kamieniem, po który sięgnęła z ostatnim momencie przed opuszczeniem sali.

ONMS II

Przesada.
O zwierzętach nie pamiętała wiele, jeśli już, to z praktyk lekarskich, gdzie musiała sobie radzić z obrażeniami po spotkaniu z kopytami, rogami czy innymi żądłami. Ale, jak wcześniej podchodziła do sprawy dość specyficznie, tak i teraz nie specjalnie przejęła sie tym, że udowodni komuś swoją niekompetencję. Właściwie... to w ogóle tego nie analizowała, po prostu sięgnęła do klamki, w pośpiechu witając się z zauważonymi rywalami, aby udać się do komnaty, w której czekał sprawdzian z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. W pierwszym momencie — zamurowało ją absolutnie. Ani jedna, pojedyncza myśl nie przepłynęła przez kobiecy mózg na tyle jaskrawo, by zrozumiała, o co może chodzić. Nie przepadała za wieloma zwierzętami, kota akceptowała przez jego wyjątkową czystość, ale psy, konie, hipogryfy... wszystkie wydawały się takie niechlujne, śmierdzące. Nie przepadała też za zwierzęcymi wydzielinami — nie brzydziły jej, ale też nie była fanką psidwaków, które potrafiły obślinić całą kanapę, bo oczekiwały, że będzie za nimi biegać po salonie. Tego też się obawiała, ale jednak musiała wejść głębiej i wtedy jej oczom ukazało się to, co doskonale znała.
O b r z y d l i w e.
Ataki trutniowica krwiopijcy były przypadkami, które do niej samej nie trafiały z powodu obrażeń — wszakże nie w tym specjalizował się jej oddział, a ona nie kwapiła się na oddział obrażeń pozwierzęcych, ale jak już się pojawiały, to podbijały szpital szturmem. Każdy młody medyk biegł zobaczyć dziury i ten moment, kiedy zdała sobie sprawę, że takowe może mieć na sobie za kilka minut, przypomniało jej o celu pobytu w komnacie. Rozejrzała się krótko. W oddali zobaczyła szkatułkę, a na wspomnienie egzaminu z zielarstwa westchnęła. Niech będzie. Cofnęła się do pomieszczenia obok, trochę na wyczucie, trochę z impulsem wybrzmiewającym z tyłu głowy, by po krótkich oględzinach, sięgnąć po wybór całkiem oczywisty, bo skupiający nawet jej uwagę. Uniosła doniczkę z pomocą magii, a kiedy tylko owady skupiły się na niej, wiedziała, że to był dobry strzał i w pośpiechu sięgnęła po kamień, który dołożyła do kolekcji.
Głupi ma szczęście.


rzuty kością
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
01-11-2025, 21:20
ONMS poziom II (rzut nieudany)

Zdecydowałam się na wzięcie udziału w Olimpiadzie Naukowej. Co ze mnie byłaby za Krukonka, gdybym zrezygnowała z takiego wydarzenia? Pierwsze zajęcia odbywały się z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami oraz Zielarstwa. Ani z tym pierwszym, ani z tym drugim, nie było mi po drodze, no ale cóż. Musiałam spróbować. Stwierdziłam, że z najtrudniejszymi zadaniami z pewnością nie będę miała szans, ale ceniłam się wysoko, więc podeszłam do zadania o średniej trudności. Najpierw z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Bradford z pewnością by docenił moje starania, ale jeśli mi nie pójdzie, to nic mu mówić nie będę, żeby nie czuł się zawiedziony. Byłam jednak przekonana, że zdaje sobie sprawę o mojej małej znajomości Magicznych Stworzeń. Liczą się chęci, prawda? Gdy wzięłam udział w zadaniu, znalazłam się w cieplarni. Było tam pełno roślin, krzewów i drzew, jakbym się znalazła w jakiejś dżungli. Moim zadaniem było sprawić, aby trutniowiec krwiopijca zmienił swoje miejsce położenia, abym mogła otworzyć skrzyneczkę. Wiedziałam, że potrzebny był mi konkretny gatunek kwiatu i na pewno kiedyś było o tym na lekcji… Usilnie próbowałam sobie przypomnieć co to była za roślina. Może to ta duża biała rosnąca w rogu cieplarni? Albo ta różowa, która pachniała słodko, jakby miodem? Stwierdziłam, że przecież skoro się tego uczyłam, to nie mogłam tak po prostu wszystkiego zapomnieć i intuicja na pewno dobrze mnie poprowadzi. Sięgnęłam więc po tę roślinę kwitnącą, która wydawała mi się najbardziej prawdopodobna. Ale intuicja mnie zawiodła. Tylko rozzłościłam owada. Dawno tak szybko nie uciekałam z cieplarni!

ONMS poziom I (poprawka, rzut nieudany)
Stwierdziłam, że nie poddam się tak łatwo. Wróciłam do sali i stwierdziłam, że podejdę do jeszcze jednego zadania. Może łatwiejszego? Znalazłam się w miejscu, które wyglądały jak błonia Hogwartu. Widziałam chatkę gajowego, rządek wielkich dyń. Tym razem musiałam poradzić sobie ze ślimakami. Westchnęłam ciężko. Jak nie trutniowiec krwiopijca to mięsożerne ślimaki. Poszłam do chatki gajowego poszukać pokarmu, którym powinny odżywiać się te ślimaki, aby przestały zgryzać sałatę. Ale to wcale nie było takie proste zadanie. Można by pomyśleć, że cokolwiek dam im mięsnego, to powinno je zadowolić, prawda? Natomiast wcale tak nie było. To były niezwykle wybredne stworzenia i pierwszego lepszego pokarmu nie zjedzą. Gdy przyniosłam jedzenie, które wydawało mi się że będzie odpowiednie, okazało się, że to będzie bardziej problematyczne. No bo skoro już miałam odpowiedni pokarm, to teraz jak je nakarmić? Oh, zaczęłam żałować, że wzięłam w tym udział. Nie wiem co było gorsze, te osy czy ślimaki. Byli obślizgłe, ich śluz parzył i miały ogromne i ostre zęby. Zdecydowałam się użyć długiej szpadli, nałożyłam porcję pokarmu na jej koniec i zaczęłam podsuwać im pod otwory gębowe. Ale te ślimaki, zamiast jedzeniem zainteresowały się mną. W porę zabrałam rękę, prawie mi ją odgryzły! Uciekłam wystraszona, chyba miałam dość wrażeń.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Augustus Rookwood
Śmierciożercy
paint me as a villain
Wiek
32
Zawód
właściciel pubu, przestępca, oszust
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
5
16
OPCM
Transmutacja
7
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
03-11-2025, 18:09
- Gumochłonek? Co za idiota to wymyślił? - zakpił cicho Rookwood, gdy czytał ulotkę informacyjną; uśmiechnął się szyderczo i oddał kawałek pergaminu znajomemu, własną uwagę przenosząc na coś istotniejszego - stół pełen zachęcających przekąsek. - Olimpiady naukowe są dla zarozumiałych dzieciaków.
Prawie zakrztusił się camembertem z miodem i granatem, kiedy usłyszał o nagrodzie. Sto galeonów nie chodziło piechotą. Sto galeonów to naprawdę dużo pieniędzy, które można byłoby zainwestować.
- Wiesz co, zmieniłem zdanie - stwierdził, porywając ze stołu garść orzeszków i małą roladkę z szynką, którą przegryzł po drodze. Z pustym brzuchem niedobrze się myśli.
Razem z Brianem niemal popędzili szkolnymi korytarzami w poszukiwaniu okrągłej komnaty, gdzie miała odbywać się olimpiada naukowa. Chętnie zostałby przy stoliku zapisów, poflirtował z uroczymi stażystkami z Ministerstwa Magii, lecz nie w głowie były mu flirty i romanse, kiedy na wyciągnięcie ręki - zdawałoby się - znalazło się aż STO PIEPRZONYCH GALEONÓW!

Egzamin z ONMS, etap II

Pewien swego wkroczył do wskazanej przez stażystkę sali, decydując się od razu na skok na głębszą wodę, bo miał wielkie ambicje i wybujałe ego (jak zwykle). Zaciskając palce wokół różdżki szedł przez siebie, wchodząc do szklarni, a w nozdrza uderzył go zapach wilgotnej ziemi i wybujałej roślinności; czujne oko Augustusa od razu dostrzegło skrzynię, a wokół niej - jakieś dziwne owady. Nie potrafił przypomnieć sobie ich nazwy, nie wiedział też czy są szczególnie niebezpiecznie, dlatego rzucił w nie doniczką, przekonany że je to odstraszy i zbliżył do skrzyni.
- Ku-rwa mać! - krzyczał, gdy trutniowce krwiopijce obsiadły jego odsłonięte przedramiona, wbijając w skórę swoje zęby - bardzo boleśnie. Postąpił krok do przodu, starając się to zignorować, lecz to był błąd. Przyciągnął do siebie jeszcze więcej tych skurwysynów.
Nie miał wyboru. Musiał wykonać taktyczny odwrót, przeklinając cicho pod nosem; zanim opuścił salę opuścił rękawy koszuli i zapiął mankiety, by zamaskować swoją porażkę.

Egzamin z ONMS, etap III - poprawka
Niezrażony porażką podjął próbę numer dwa. Rookwood miał o sobie zbyt wysokie mniemanie, aby wybrać najłatwiejszy poziom, który był wart najmniejszą ilość punktów (przynajmniej na razie). Śmiało więc wkroczył do kolejnej komnaty, z niemałym zdziwieniem odkrywając, że znalazł się na zewnątrz (a przynajmniej takie wrażenie wywoływały czary). Zbiegł kamienną ścieżką na skraj padoku hipogryfów. Przystanął przy płocie, chwilę napawając wzrok majestatem tych stworzeń, po czym pchnął bramkę, wchodząc na jego teren.
Może uczynił to zbyt śmiało (jak zwykle), może za szybko i gwałtownie. Najbliższy hipogryf od razu łypnął na niego gniewnie, nieufnie i choć jeszcze nie zdradzał swojej niechęci - uczynił to zaraz po tym jak Augustus się skłonił. Uczynił to chyba zbyt nisko, niepomny słów matki o tym jak hipogryfy są honorowe i wyczulone na punkcie okazywania im szacunku, za niechlujnie; od razu rozgniewał stworzenie, które stanęło dęba i zaatakowało go.
Miał szczęście, że był dość szybki, by ewakuować się w porę poza padok.
- Do kurwy nędzy... - warczał wspinając się na wzgórze.
Wychodząc z komnaty trzasnął drzwiami tak, że zadrżały w zawiasach.



Egzamin z zielarstwa, I stopień
Przy trzecim podejściu, tym razem do egzaminu z zielarstwa, nie był już taki głupi. Świadom, że o chwastach i zielskach miał wyjątkowo niewielkie pojęcie, zdecydował się (choć niechętnie) podejść do najłatwiejszego egzaminu. Nie zdobył jak dotąd żadnych punktów i musiał działać sprytnie. Tym razem znalazł się w lochach i przypomniał sobie wszystkie lekcje eliksirów, których nie znosił. Wiedziony dawnym nawykiem podszedł do kociołka, obok którego znalazł recepturę - pogrubionymi literami wykaligrafowano instrukcję, nakazującą mu posiekać gryzące cebule i kąsającą, chińską kapustę.
Przewrócił oczyma, nie wierząc, że ktoś naprawdę na to wpadł.
- To jest olimpiada naukowa, czy zebranie koła czarownic wiejskich? - warczał, sięgając po warzywa, uważając jednocześnie na palce.
Naprawdę chciał tych stu galeonów, były mu potrzebne, zbliżał się termin spłaty zaciągniętych u goblinów pożyczek - zacisnął więc zęby i zabrał się do roboty. Tym razem poszło mu lepiej (choć wcale nie był z tego dumny) i gdy wrzucił posiekane magiczne rośliny (bez uszczerbku na zdrowiu) do kotła - otrzymał wreszcie punkty, choć było ich zaledwie dwadzieścia.
Ale gra trwa póki piłka w grze.
Wygramy, a jak nie, to przynajmniej rozwalimy kilka łbów
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
03-11-2025, 18:13
Nadeszła pora na kolejne egzaminy...



Egzamin z transmutacji


Zadanie I stopnia
Po wejściu do sali egzaminacyjnej znalazłeś się w sali lekcyjnej, jakich pełno było w Hogwarcie, lesz wszystkie ławki był puste. Na biurku nauczyciela stały dwa kielichy, a przy nim czekał starszy egzaminator, co przywiodło ci na myśl czasy egzaminów końcowych, kiedy to szkołę odwiedzali egzaminatorzy z Ministerstwa. Staruszek wskazał ci dwa puste kielichy i poprosił, abyś zaczarował je tak, by nadać im cech zwierzęcych - musiały wyglądac jednak identycznie w każdym milimetrze kwadratowym.

W przypadku niepowodzenia twoje kielichy różnią się od siebie, bądź wyrastają im cechy różnych zwierząt.

W przypadku powodzenia zaczarowujesz oba kielichy tak, że wyglądają identycznie i zwierzęce częsci zachwoują się w ten sam sposób. Dzięki temu w jednym z kielichów znajdujesz klejnot z wygrawerowaną liczbą punktów - 20.

Rzut na powodzenie podjętej akcji (którą należy określić w poście z rzutem) należy wykonać w odpowiednim temacie i podlinkować w swoim poście.
Zadanie II stopnia
Po przekroczeniu progu komnaty, w której odbywał się egzamin z transmutacji, pojawiła się przed tobą ścieżka. Zniknęły mury szkoły, zniknął sufit, znalazłeś się w tropikalnej dżungli, a wokół rozbrzmiały odgłosy dzikich ptaków, cykanie i bzyczenie owadów, a z każdym kolejnym krokiem roślinność stawała się gęstsza. Musiałeś stawiać je jednak uważnie - przed tobą rozciągnęła się bowiem połać ruchomych piasków; falujących znacznie intensywnej niż zazwyczaj, aby nikt nie pomylił ich z niczym innym. Zadanie polegało na tym, by przy pomocy transmutacji przedostać się na drugi koniec grzęzawiska i zdobyć punkty.

W przypadku niepowodzenia zaczynasz tonąć w ruchomych piaskach, ugrzęzłeś w nich aż po szyję, dopóki z pomocą nie nadszedł nauczyciel, który uwolnił cię z pułapki i wskazał drogę powrotną.

W przypadku powodzenia na końcu ścieżki odnajdujesz złoty kielich oplatany gęsto przez grube, zielone liście - w nim spoczywał klejnot z wygrawerowaną liczbą punktów - 40.

Rzut na powodzenie podjętej akcji (którą należy określić w poście z rzutem) należy wykonać w odpowiednim temacie i podlinkować w swoim poście.
Zadanie III stopnia
Po wejściu do sali egzaminacyjnej znalazłeś się w sali tronowej. A przynajmniej tak wyglądała. Na zlotym tronie wyściełanym miękkim, czerwonym materiale spoczywał klejnot z najwyżsżą liczbą punktów, jednak jego zdobycie nie mogło być tak proste. Gdy zrobiłeś krok do przodu natrafiłeś na barierę, która w dotyku przypominała szkło, była jednak niezauważalna. Przy pomocy transmutacji musiałeś znaleźć się po jej drugiej stronie, aby dotrzeć do tronu.

W zadaniu III musisz rzucić w wyznaczonym temacie kości k100 dwukrotnie - na 2 etapy zadania.

Próg sukcesu 1 etapu - w zależności od wybranego zaklęcia
W przypadku niepowodzenia czas na wykonanie zadania w klepsydrze przemija, a ty musisz powrócić do okrągłej sali.

W przypadku powodzenia - bariera znika, a ty możesz ruszyć dalej.

Na drodze staje ci jednak zaczarowana zbroja, gotowa bronić klejnoty, która rusza w twoim kierunku z mieczem w rękawicach. Przy ścianie blisko ciebie znajduje się niemal bliźniacza zbroja - prosząca wręcz, abyś rzucił na nią zaklęcie Piertotum Locomotor.

Próg sukcesu 2 etapu - 80

W przypadku niepowodzenia atakująca cię zbroja zastyga w chwili, gdy unosi mieczem. Nic wiecej się nie wydarzyło. Musiałeś powrócić, gdyż druga zbroja ani drgnęła.

W przypadku powodzenia jesteś świadkiem widowiskowego pojedynku między dwoma zbrojami Hogwartu, które dały pokaz wspaniałej walki bronią białą. Po wygranej zaczarowanej przez ciebie zbroi pokonany upuszcza miecz i oddaje ci klejnot, na którym wygrawerowano liczbę punktów - 60.

W obu przypadkach należy użyć kości k100 i doliczyć bonus za ścieżkę II Opieka nad magicznymi stworzeniami. Pamiętaj o zalinkowaniu rzutu w poście.

Egzamin z obrony przed czarną magią


Zadanie I stopnia
Przekroczywszy próg sali egzaminacyjnej znalazłeś się w opuszczonej, starej sypialni. Wszystko oblepiała gruba warstwa kurzu, w każdym kącie pająki utkały pajęczyny; wydawało się, że minęło wiele czasu odkąd ktokolwiek tu ostatnio był. Twoim zadaniem było przeszukanie pokoju i odnalezienie klejnotu z punktami.
Po otworzeniu jednej z szuflad miałeś nieszczęście trafić na bogina. Przebiegłe stworzenie, które karmiło się strachem. W mgnieniu oka przyjął formę twojego największego lęku. Pokonać go można było tylko w jeden sposób - rzucając zaklęcie Riddikulus. Na kamień bowiem nie działało zaklęcie Accio.

W przpadku niepowodzenia bogin wypędza cię z komnaty, a tobie lęk nie pozwala się skupić - niemal wypadasz z sali egzaminacyjnej wystraszony.

W przypadku powodzenia bogin zmienia się w coś zabawnego i ucieka, a ty znajdujesz w szufladzie klejnot z wygrawerowaną liczbą 20.

Próg sukcesu rzucanego zaklęcia wynosi 50. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za potencjał OPCM. Rzut na powodzenie podjętej akcji (którą należy określić w poście z rzutem) należy wykonać w odpowiednim temacie i podlinkować w swoim poście.
Zadanie II stopnia
Przekroczywszy próg sali egzaminacyjnej lądujesz w podziemnym pomieszczeniu, które przypomina starą, zamkową spiżarnię. Panował tam półmrok rozpraszany przez blask świec. Spiżarnia byłaby pusta, gdyby nie stado chochlików kornwalijskich, które rozkradało zapasy. Raczyli się jabłkami ze skrzynek, orzechami z worków i niedawno wypiekanym chlebem. Po drugiej stronie spiżarni dostrzegłeś czerwoną poduszeczkę, na której spoczywał lśniący klejnot z punktami. Musiałeś przemknąć się koło chochlików niepostrzeżenie i go wykraść, a zarazem uczynić to przy pomocy z zakresu obrony przed czarną magią.

W przypadku niepowodzenia zwracasz na siebie uwagę chochlików kornwalijskich, które atakują cię całym stadem. Gdyby nie pomoc nauczyciela pewnie rozerwałyby ci szatę, na szczęście wracasz jednak do okrągłej sali w stanie nienaruszonym.

W przypadku powodzenia udaje ci się przemknąć koło chochlików i nie zwrócić na siebie ich uwagi. Wykradasz klejnot, na którym wygrawerowano liczbę punktów jakie zdobywasz - 40.

Próg sukcesu akcji zależy od wybranego zaklęcia z zakresu obrony przed czarną magią. Do rzutu kością k100 doliczany jest bonus za potencjał OPCM.
Zadanie III stopnia
Gdy otworzyły się przed tobą drzwi do sali egzaminacyjnej nie dostrzegłeś nic, wnętrze tonęło w ciemnościach, do której przywykły twoje oczy dopiero kiedy zamknęły się za twoimi plecami drzwi. Znalazłeś się na zewnątrz, o zmierzchu, na drodze prowadzącej do kamiennej altany majaczącej kawałek dalej, przy brzegu jeziora. Wokół było ciemno i cicho, poczułeś się obserwowany. Twój wzrok przyciągnęła dziwna roślina, która skurczyła się gdy tylko znalazłeś się bliżej - i nie minęło kilka sekund, a wystrzeliła w twoim kierunku cuchnącą, parzącą ciecz. Musiałeś wyczarować tarczę, żeby uchronić się przed poparzeniem.

W zadaniu III musisz rzucić w wyznaczonym temacie kością k100 dwukrotnie - na 2 etapy zadania.

Próg sukcesu 1 etapu - 65

W przypadku niepowodzenia poparzenia po jadowitej tentakuli okazują się tak dotkliwe, że musisz udać się do skrzydła szpitalnego.

W przypadku powodzenia jad tentakuli zatrzymuje się na tarczy.

Próg sukcesu 2 etapu - 85
Po niedługej wędrówce niemal udało ci się dotrzeć do altany. Znalazłeś się jednak zbyt blisko jeziora, nieświadom, że i tam czyha niebezpieczeństwo. Poczułeś silny uścisk na swojej łydce. To druzgotek wypełzł z wody cicho i niezauważalnie. Jego długie palce były silne, a on wyszczerzył gniewnie zęby. Jedynym sposobem na uwolnienie się było zaklęcie Relashio.

W przypadku niepowodzenia druzgotek zaciska kolejną dłoń na twojej drugiej nodze i wciąga cię do wody. W ostatniej chwili powstrzymuje go zaklęcie nauczyciela obrony przed czarną magią, który pomaga ci wrócić do okrągłej sali.

W przypadku powodzenia druzgotek rozluźnia uścisk i wraca do jeziora. Wszedłszy do altany znajdujesz tam szkatulę, a w niej klejnot z wygrawerowaną liczbą 60.

W obu przypadkach należy użyć kości k100 i doliczyć bonus za potencjał OPCM. Pamiętaj o zalinkowaniu rzutu w poście.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
04-11-2025, 18:32
OPCM II (próba nieudana)

Wróciłam do zadań podczas Olimpiady, gdy pojawiły się nowe zadania. Tym razem zdecydowałam się wziąć udział w egzaminach z Obrony Przed Czarną Magią, z której czułam się całkiem pewnie. Weszłam do pierwszej sali, która wyglądała jak stara spiżarnia. Dookoła było pełno chochlików, które zajęły się jedzeniem, a moim zadaniem było przemknięcie obok nich, starając się nie zwrócić na siebie ich uwagi. Przecież to całkiem proste zadanie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Co może być trudnego w rzuceniu na przykład zaklęcia kamuflującego? Wydawało mi się to bardzo dobrym pomysłem, a także dużym plusem był fakt, że było to zaklęcie właśnie z dziedziny Obrony Przed Czarną Magią, czyli zgodnie z regulaminem. Zdecydowałam się więc wykorzystać właśnie to zaklęcie.
- Chamaeleontis - machnęłam różdżką.
Przez krótką chwilę, faktycznie stopiłam się z otoczeniem. I nawet zdążyłam zrobić dwa kroki. Ale magia była kapryśna, ostatnio zdecydowanie bardziej niż bym się tego spodziewała. Może był to efekt mojego brzemiennego stanu? Nie wiedziałam, ale być może powinnam się tym faktem zainteresować. Moje zaklęcie jednak przestało działać, szybciej niż przyszło mi jego wymówienie. Chochliki mnie zauważyły i zaczęły lecieć na mnie całym stadem! Chciały mnie zaatakować. Tak mnie to zdziwiło, że spanikowałam i nie wiedziałam co zrobić. Jeden z nauczycieli przyszedł mi na pomoc, odganiając ode mnie Chochliki, a ja wróciłam do okrągłej sali w całości. I z nienaruszoną szatą.

OPCM I (poprawka, próba udana)

Stwierdziłam jednak, że nie poddam się tak łatwo. Może Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami nie poszło mi najlepiej, tak byłam pewna, że w przypadku Obrony Przed Czarną Magią jednak sobie poradzę. Zawiedziona swoim poziomem i z dodatkową wiedzą, że rzucanie zaklęć nie jest dzisiaj moją mocną stroną, zdecydowałam się wejść do pierwszej sali. Tam znalazłam się w starej, zakurzonej sypialni. Skrzywiłam się nieznacznie, pod wrażeniem, że można w taki sposób zapuścić pomieszczenie, ale po chwili do mnie dotarło dlaczego właśnie to pomieszczenie tak wygląda. Przecież bardzo często, w takich opuszczonych pokojach, w pustych szafach gnieździły się boginy. Oh, nie pamiętałam kiedy po raz ostatni widziałam bogina. Chyba właśnie podczas którejś lekcji, kiedy uczyliśmy się rzucania zaklęcia Riddikulus. Miałam przeszukać pokój, znaleźć klejnot. Oczywistym był fakt, że jak otworzę jakąś szafkę, to bogin na mnie wyskoczy. Przygotowana mentalnie, zaczęłam otwierać szuflady i faktycznie, w pewnym momencie pojawił się bogin. Przede mną, na środku pokoju, pojawiła się ogromna akromantula. Wielki pająk patrzył się na mnie swoimi ogromnymi oczami, po moich bokach stały jego ogromne, owłosione odnóża, a on poruszał odwłokiem rytmicznie na boki. Zbladłam, dreszcze przeszły po moim ciele. Wiedziałam, że to tylko bogin. Ale to wyglądało tak realistycznie!
- Riddikulus - powiedziałam pewnie, wykonując odpowiedni ruch ręką.
Pająk przybrał kolorowe kolory, na jego odnóżach pojawiły się wrotki. Nie mógł na nich ustać, więc się przewrócił. Leżał na plecach i machał nogami w górze w synchronicznych ruchach.
Pierwszy raz dzisiaj udało mi się zdobyć kryształ. Zadowolona z siebie wróciłam do okrągłej komnaty.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Moira Sanderson
Akolici
It's gotta happen, happen sometime
Maybe this time I'll win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
06-11-2025, 15:29
Egzamin z OPCM - zadanie III
Niesiona falą ostatnich powodzeń, próbuje swoich sił w coraz trudniejszych konkurencjach. Świat postanawia jednak przypomnieć jej dość dobitnie o tym, że Hogwart skończyła nie dwa, nie pięć, nie dziesięć – a ponad dwadzieścia lat temu. Wiedza zastąpiona została już inną wiedzą, wiedzą kierunkową – przydatniejszą w pracy, ale zupełnie bezuzyteczną w obecnej Olimpiadzie. Nieświadoma, że sinusoida wynikowa właśnie zmierzała ku amplitudzie – postanawia podjąć wyzwanie najwyższego stopnia. Od dłuższego czasu nosi się z zamiarem lepszego obeznania się w dziedzinie ochrony przed czarną magią, która była jedną z jej ulubionych szkolnych dziedzin – sięga po odpowiednią literaturę, zgłębia temat, próbuje znaleźć możliwe zastosowanie dla czarów tych w warunkach medycznych i naukowych…
I jest przekonana, że i tym razem pójdzie jej znakomicie. Przyjmuje instrukcję od organizatorów, z wdzięcznością przyjmuje odprowadzenie jej do odpowiednich drzwi a potem… A potem ciemność. Kolejny egzamin prowadzi ją ścieżką, wzdłuż której wędruje ostrożnie, rozglądając się i doszukując prawdziwego powodu przebywania tutaj. Nie potrafi czerpać przyjemności z obecności na łonie natury – w pobliżu pięknego jeziora – w tak intensywnym skupieniu.
I słusznie. Pierwszy etap zadania zalicza bowiem celująco, broniąc się przed tryskającą w jej kierunku cieczą. Protego wydaje się odpowiednio silne, a jej reakcja, odpowiednio szybka. Wędrując dalej przekonana jest, jakoby nie było to ostatnim wyzwaniem. Wciąż płynąc na fali ogólnego zadowolenia z osiągniętych sukcesów, dociera pod próg altany zadowolona i może nieco dumna…
Na tyle dumna, by trzymany wysoko nos nie pozwolił jej zauważyć wyciągniętych w jej kierunku łapsk. Relashio… Wyszłoby, gdyby w momencie stresu nie pomyliła zgłosek, czyniąc je Relachiem.
– Relachio! Kurwa, Rela… – nie kończy, bo już szarpana jest za drugą nogę.
No tak bywa. Ludziom tak się zdarza.
Całe szczęście, że był tu ktoś, kto pomógł jej wrócić do okrągłej sali. Z mokrymi nogami, ale i bez punktów.
rzut nieudany

Egzamin z OPCM - zadanie II - poprawka

Kolejny test nie cieszy się już entuzjazmem – nie pamięta kiedy ostatnio musiała podchodzić do jakiejkolwiek poprawki. Kujonica Sanderson przyjmuje instrukcje przed wejściem do pokoju. Obsługa Olimpiady jest tak miła, by szybko zapomniała o tym krótkim niepowodzeniu. Proponują coś nieco łatwiejszego, a Moira przyjmuje to cichą zgodą.
Ale szybko żałuje. Wchodząc do pomieszczenia wie już z czym to się je – chochliki? Naprawdę?
Sanderson wyciąga z kieszeni różdżkę, naprawdę próbując osiągnąć skupienie. Próbuje zachowywać się cicho jak myszka, próbuje zebrać myśli by na pewno się jej udało…
– Chamaeleontis – brzmi nawet zgrabnie, ale co z tego, jeżeli z przestrzenią zlewa się tylko… Tylko na chwilę. Coś idzie nie tak. Siła zaklęcia z pewnością była zbyt słaba. Idąc wzdłuż ściany, próbując zlać się z nią i wymijając chochliki… Niechcący zderza się z jednym z nich.
Zaklęcie pryska. Istoty chcą ją dorwać. Całym stadem.
Sanderson krzyczy głośno, jednak krzyk ten urywa… Pojawienie się w okrągłej komnacie. Bez punktów. Obdarzona pocieszającym wzrokiem obsługi. Następnym razem się uda – sugerują, ale Sanderson nie jest już tego tak pewna…
rzut nieudany

Egzamin z Transmutacji - zadanie III
Chyba sobie na złość – znowu podejmuje wyzwanie najbardziej lukratywne, ale i najtrudniejsze. Transmutacja nie sprawiała jej problemów w szkole (tu należy się chwila zastanowienia co właściwie sprawiało problemu utalentowanemu dziecku ze sporym potencjałem – zapewne nic), może dlatego tak źle… Tak źle zniesie porażkę. Bo niestety, będzie musiała ją dziś znieść. Zachęcona do niepoddawania się, pojawia się w sali egzaminacyjnej, będącej jednocześnie salą tronową.
Zadanie kończy się dla niej jednak, nim zacznie się na dobre. Dłońmi bada niewidoczną, ale wyczuwalną powierzchnię. Palcami wyczuwa chłód i śliskość szkła. Różdżką stuka nawet w powierzchnię, chcąc upewnić się dźwiękiem co do fizycznych właściwości bariery.
Dobiera odpowiednie zaklęcie – zaklęcie mające na celu rozerwać fizyczny przedmiot, a jak zakładała, coś możliwego do poznania dotykiem fizyczne właściwości posiadało.
– Partis Temporus – inkantuje a potem… A potem nie dzieje się nic. Nieudany czar skutkuje natychmiastowym przerwaniem egzaminu, pozostawiając Sanderson z niezrozumieniem… I z niedosytem. Nie pyta nawet obsługi o możliwość powtórzenia tego samego egzaminu – ma swój honor, nie będzie się korzyć i prosić o litość.
Przy ostatnim sprawdzianie na pewno sobie poradzi.
Oczywiście…
rzut nieudany

Egzamin z Transmutacji - zadanie I - poprawka
Liczy ile punktów straciła i kolejną próbę… Podejmuje już chyba tylko po to, by nie zarzucono jej, że nie próbowała. Świadoma już jest, że niewiele pamięta ze szkoły. Wydaje się… Niezwykle pogodzona. Nawet pomimo wiecznego, naukowego niespełnienia i konieczności udowadniania sobie swojej wartości poprzez przesuwanie granic tego co znane i odkryte, nie czuje się dziś największą przegraną. Owszem, nie zbiera dużo punktów i pewnie tak zostanie, jednak bardziej ciekawi ją już… Kto wygra Olimpiadę.
Ciekawe czy to jakiś smark który ledwo co opuścił mury tej szkoły i naturalnie musiał coś z niej pamiętać. Ciekawe czy to Leonie Figg?
Leonie nie znajdzie jednak do końca Zjazdu, tak jak i nie znajdzie swoich kolejnych punktów.
Ostatni egzamin do którego podchodzi oblewa równie celująco.
Poproszona przez egzaminatora o wykonanie prostego zadania… Uśmiecha się jedynie pobłażliwie. Nie korzystała z tego zaklęcia… Od kiedy pamięta. Nie pamięta nawet by użyła go po opuszczeniu murów szkoły. Czy naprawdę program nauczania młodych czarodziei musiał zawierać tak życiowe, pożal się Merlinie, zaklęcia?
Twarz ma jednak niezmąconą – jak zawsze. Egzamin z kontroli emocji zdałaby śpiewająco.
– Bestialis Aspectus – wykonuje z gracją i o dziwo – bardzo skutecznie. Lisi ogon owijający się wokół naczynia połyskuje rudym futrem. Drugie zaklęcie, te same, intonowane idealnie i poprowadzone czubkiem różdżki w ten sam punkt drugiego przedmiotu… - Bestialis Aspectus – niestety nie przynosi korzystnego skutku. Kielich porasta kocim włosiem, a gdy Sanderson podnosi wzrok na egzaminatora, ten tylko kręci głową, nie mogąc w żadnym wypadku przyznać jej nawet punktu pocieszenia…
Rzut nieudany

+0 pkt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
11-11-2025, 19:16
Transmutacja - zadanie II

Transmutacja nigdy nie była jego mocną stroną. Nieszczególnie szanowana w kręgach aurorskich, nie doczekała się od strony Neda większej uwagi – w szkole więcej czasu poświęcał na szlifowanie uroków i zaklęć defensywnych. Jego wiedza z transmutacji była poprawna, choć po latach pewnie trochę się przykurzyła. Postanowił wybrać zadanie średniej trudności – może się uda. Nie musiał być ekspertem od ruchomych piasków, żeby wiedzieć, że bez pomocy nie uda mu się przez nie przejść. Szybko przewertował znane zaklęcia, w końcu decydując się na jedno z nich – Glisseo – zamiana piasków w gładką powierzchnię sprawiłaby, że by się w nich nie utopił. Pomysł nie był najlepszy, bo z drugiej strony będzie musiał się jakoś doślizgać na drugą stronę areny, ale na nic mądrzejszego nie wpadł. Przyjrzał się piaskom, ale te zdawały się nie zmienić pomimo rzuconego zaklęcia. Zaryzykował, robiąc krok w przód, i szybko tego pożałował. Piaski momentalnie zaczęły go wciągać, aż w końcu wystawała mu tylko głowa. Na szczęście nauczyciel kontrolował bezpieczeństwo uczestników i pomógł Nedowi się wydostać. Rinehearta nic nie bolało poza odrobiną wstydu i upokorzenia, kiedy wracał do okrągłej sali.

Rzut nieudany

Transmutacja - zadanie I (popawka)

Pogodzony ze swoim losem, tym razem wybrał prostsze zadanie. Pokornie otworzył drzwi pierwszej sali, witając się ze stojącym tam nauczycielem. Wysłuchał na czym polega zadanie – transmutacja kielichów, takich rzeczy uczono chyba już w pierwszej klasie, więc powinno pójść łatwo. Ned zdawał sobie sprawę, że nie jest mistrzem transmutacji, ale nie uważał również, żeby jego wiedza upadła aż tak nisko. Przyjrzał się dokładnie kielichom, żeby móc sobie zwizualizować w głowie ich wygląd po rzuceniu zaklęcia – łudził się, że mu to pomoże. Postanowił nadać im ptasich cech: chciał, żeby były kolorowe i pierzaste. Wycelował w nie różdżką i przymknął oczy, skupiając się na swojej wizji. – Bestialis Aspectus – rzucił spokojnie, dopiero po chwili otwierając oczy, bo trochę się bał, że jednak nic z tego nie wyszło. Na szczęście zobaczył przed sobą dwa identyczne i pięknie kolorowe kielichy, które najchętniej zabrałby ze sobą do domu. Podpytał egzaminatora czy może to zrobić, ale ten od razu pokręcił głową – rzekomo były potrzebne dla kolejnych śmiałków. Cóż, nie pozostało nic innego jak kupić kielichy gdzieś na Pokątnej i zaczarować je jeszcze raz.

Rzut udany

OPCM - zadanie III

Był podbudowany sukcesami z poprzednich przedmiotów, więc nie miał żadnych wątpliwości, żeby w przypadku obrony przed czarną magią wybrać najtrudniejsze zadanie. Ten rodzaj magii miał w małym palcu, w końcu był aurorem. Przekroczył próg sali, z zaskoczeniem odkrywając, że było w niej ciemno. Moment, to nawet nie była sala – musiał jednak wyjść na zewnątrz. Może przez zaoferowanie tym odkryciem nie zauważył, że niedaleko znajdowała się jadowita roślina (znowu!), która wystrzeliła w jego kierunku niebezpiecznym jadem. Szybko uniósł różdżkę, ale nie dostatecznie szybko – tarcza ledwie przed nim zamajaczyła, a parzący jad opryskał go po twarzy. Żaden naprędce podany eliksir nie mógł mu pomóc, jedna z asystentek musiała odprowadzić go do skrzydła szpitalnego, gdzie pielęgniarka szybko poradziła sobie z efektami ubocznymi. Ned trochę przy tym poburczał pod nosem, bo wszystko go piekło jak cholera. To dopiero było upokorzenie, nie wyczarować zwykłej tarczy i dać się pokonać jakiemuś chwastowi.

Rzut nieudany

OPCM - zadanie II (poprawka)

Zastanawiał się czy nie spróbować jeszcze raz z trudniejszym zadaniem, ale w końcu pogodził się ze swoją dzisiejszą niemocą. Może to zmęczenie, może przejedzenie, a może to alkohol pomału zaczynał dawać o sobie znać i stąd te ciągłe niepowodzenia. Wszedł do środkowej sali, rozglądając się uważnie. Niewiele było tu widać, oczy musiały przyzwyczaić się do półmroku. Dopiero po chwili zauważył stado chochlików kornwalijskich, a obok nich – klejnot z kusząco wygrawerowaną liczbą 40. – Chamaeleontis – rzucił, od razu czując, że to nie wyszło. Chochliki też to usłyszały, momentalnie zostawiając jedzenie, żeby polecieć w jego stronę. Ned zaczął machać rękoma jak szalony, żeby jakoś się ich pozbyć, ale to nie dawało żadnych rezultatów. Po chwili przybiegł do niego nauczyciel, sprawnie odciągając od niego rozszalałe chochliki. Ned sfrustrowany poprawił swoją szatę, która niemal nie ucierpiała w tym starciu, wychodząc do okrągłej sali. Może w następnej turze pójdzie mu lepiej.

Rzut nieudany
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#18
Manon Baudelaire
Śmierciożercy
normal is an illusion. what is normal for the spider is chaos for the fly.
Wiek
25
Zawód
alchemiczka w szpitalu św. munga
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
10
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
7
Brak karty postaci
26-11-2025, 13:42
Egzamin z OPCM (poziom III) - drugi etap nieudany

Krótka chwila na zebranie myśli powinna wystarczyć. Manon odgarnęła na bok kosmyk włosów, który w wyniku wycieczki wyskoczył zza ucha i drażnił rozgrzany z emocji policzek. Przed nią stało kolejne wyzwanie, tym razem w formie sprawdzenia jej umiejętności z zakresu obrony przed czarną magią. Cóż, gdyby miała ocenić się samodzielnie, stwierdziłaby, że jej znajomość tej dziedziny wciąż pozostawia wiele do życzenia. Posiadała podstawy, lecz nie miała okazji ich szlifować. Pracowała jako alchemiczka, nie jako aurorka. Ale jeżeli czegoś nauczyła się w swoim życiu to tego, że bez względu na okoliczności trzeba było mierzyć wysoko. Zwłaszcza, gdy przed oczami znajdowała się wysoka nagroda pieniężna.
Drzwi otworzyły się, a Baudelaire została przywitana przez ciemność. Zmrużyła lekko oczy, próbując odnaleźć się w tajemniczym wnętrzu, ale próba ta przyniosła skutek dopiero w chwili, gdy drzwi zamknęły się za nią na dobre. Znów była na zewnątrz, ale nie czuła się przesadnie bezpiecznie. Znajome dreszcze przeszły przez jej ciało - ktoś lub coś przyglądało się jej, chociaż inne zmysły podpowiadały jej, że była sama. Kątem oka zauważyła roślinę, która skurczyła się przy niej - niebezpieczne jak na roślinę.
Reakcja mogła być tylko jedna. Manon szarpnęła różdżką, pragnąc obronić się przed rośliną.
- Protego! - syknęła, chwilę później obserwując, jak tarcza pokrywa się czymś... Po raz kolejny obrzydliwym. Rozpoznała go po zapachu, jad tentakuli. Miała olbrzymie szczęście, że magia w jej żyłach nie wystąpiła przeciwko niej i pozwoliła na wyczarowanie tarczy. W innym wypadku niezaprzeczalnie ucierpiałaby jej ręka. Poparzenia od jadu tentakuli goiły się trudno, przechodziła czasem obok sal, na których leżeli nieszczęśnicy po wypadku z udziałem tej paskudnej z usposobienia rośliny. Pozwoliła sobie na krótkie westchnienie ulgi, przynajmniej tym razem do nich nie dołączy.
Nie zastanawiając się dłużej, ruszyła dalej, w kierunku altany. Jezioro skrzyło się tuż obok, ale nie spodziewała się, że jego bliskość mogła mieć coś wspólnego z niebezpieczeństwem. Była gotowa na to, że to z kierunku altany wyskoczy na nią jakieś stworzenie (oby nie owad, tych już miała dość). Do tego stopnia, że nagły uścisk na łydce zupełnie ją zaskoczył. W pierwszej chwili szarpnęła nogą, dopiero później pochyliła głowę i zobaczyła wyszczerzonego niebezpiecznie druzgotka.
- Relashio! - znów zawierzyła swoim instynktom, ale tym razem sprawa nie zakończyła się tak, jakby tego chciała. Wiązka zaklęcia była zdecydowanie zbyt słaba, a druzgotek zbyt zdeterminowany. Upadła na brzeg jeziora, czuła już, że jej buty i koniec sukienki zaczynają moknąć. Próbowała zaprzeć się łokciami, ale i to nie dało rady. Wody miała już po szyję, gdy w ostatniej chwili dosięgło ją zaklęcie nauczyciela obrony przed czarną magią, które uwolniło ją od utopienia się i ogromnej determinacji małego druzgotka.

Egzamin z OPCM (poziom II, poprawka) - rzut udany

Na całe szczęście organizatorzy byli przygotowani na - zdaje się - wszystko. Bardzo prędko zajęto się doprowadzeniem Manon do porządku, co wciąż rozgoryczona porażką i próbą jej utopienia czarownica przyjęła z olbrzymią wdzięcznością i uśmiechem. Minęło jednak trochę czasu, nim gotowa była jeszcze raz stanąć w szranki z obroną przed czarną magią.
Gdy przekroczyła próg sali egzaminacyjnej, znalazła się... w spiżarni? Miłą odmianą było przynajmniej drobne oświetlenie pomieszczenia, dzięki czemu widziała kolejne stadko parszywych szkodników, tym razem w postaci chochlików kornwalijskich. Zajadały się zapasami tak, jakby miały do tego najświętsze prawo. Manon wywróciła oczami na ten widok, dopiero chwilę później dostrzegając leżącą w oddali, czerwoną poduszkę z klejnotem. Tego szukała. Ale nie zamierzała znowu forsować sobie drogi na siłę. Musiała wymyślić inny sposób, zaklęcie, które pomogłoby jej na przemieszczenie się do poduszeczki z klejnotem bez zwracania na siebie uwagi chochlików.
- Chamaeleontis - szepnęła, kierując różdżkę na siebie. Zaklęcie zostało rzucone poprawnie, od razu sprawiając, że stopiła się z otoczeniem. Nie zamierzała jednak sprawić, aby kamuflaż stał się bezużyteczny. Poruszała się cicho, jak najbliżej ściany, w miarę powoli, aby nawet najbardziej spostrzegawczy przedstawiciele swojego gatunku nie mieli szansy jej dostrzec. Wreszcie klejnot i poduszka były na wyciągnięcie jej ręki. Chwyciła za kamień, z ulgą przyjmując ciężar nie tylko jego, ale i kolejnych punktów, które znalazły się na jej koncie.

Egzamin z transmutacji (III stopień) - oba rzuty nieudane

Przekroczyła próg kolejnej sali egzaminacyjnej z podniesioną głową. Jej usta wykrzywiły się w szelmowskim uśmiechu - wreszcie znalazła się w miejscu odpowiednim dla siebie. W sali tronowej. W dodatku kamień, którego szukała znajdował się na wyciągnięcie ręki. Coś tu nie pasowało, zadanie wydawało się być zbyt proste, bo... Nieistniejące. Zaczęła więc podchodzić powoli do tronu, ale w pewnym momencie na drodze stanęła jej niewidoczna bariera. Przesunęła po niej dłonią, wydawała się być stworzona ze szkła, ale szkłem nie była. Gdy uderzyła w nią dłonią, nic się nie zadziało. Pokonanie jej musiało być właśnie wyzwaniem, które przygotowali dla nich egzaminatorzy. Nigdy nie była dobra w transmutację, ale teraz przyszło jej do głowy jedno zaklęcie, które mogło przyczynić się do jej sukcesu.
- Inversio Materiae - rzuciła, chcąc zmienić stałą powierzchnię bariery w coś płynnego, przez co mogłaby w miarę swobodnie przejść. Niestety, zaklęcie nie przyniosło oczekiwanego efektu. Czas mijał nieubłaganie, a Manon nie potrafiła odnaleźć słabego punktu bariery. Wreszcie - czas na wykonanie zadania upłynął, a czarownica musiała opuścić salę.

Egzamin z transmutacji (II stopień, poprawka) - rzut udany

Ostatnie zadanie przed nią. Nie zamierzała poddać się tak prosto, musiała wykorzystać wszystkie przewidziane możliwości, aby osiągnąć sukces. Zdeterminowana przekroczyła kolejny próg kolejnej komnaty, chociaż bardzo prędko stanęła w miejscu. W porównaniu z wczęśniejszymi lokacjami, ta obfitowała w bodźce i impulsy. Śpiew ptaków, bzyczenie owadów, bujna roślinność i rosnąca wilgotność. Musiała ruszyć przez dżunglę, wciąż nie mogąc powstrzymać się, że gdzieś niedaleko czai się pułapka.
Wystarczyło tylko spojrzeć w dół. Powierzchnia ruchomych piasków falowała ostrzegawczo, powstrzymując każdego czarodzieja obdarzonego zmysłem wzroku przed bezmyślnym wkroczeniem w nie i niechybnym zostaniu pochłoniętym. Bez wątpienia jednak droga do celu prowadziła przez ruchome piaski. Należało w jakiś sposób się ich pozbyć. Pozbyć lub unieszkodliwić.
Plan, na który wpadła, był jednocześnie okropnie głupi, jak i genialny.
- Glisseo -wypowiedziała, kierując różdżkę na fale ruchomych piasków. Te pod wpływem zaklęcia zmieniły się w gładką, śliską powierzchnię, po której Manon zamierzała prześlizgnąć się aż do celu. Wzięła nawet niewielki rozbieg, aby siłą pędu prześlizgnąć się po powierzchni ruchomych piasków. Szczęśliwie udało jej się dotrzeć do końca w jednym kawałku. Gdy wybierała klejnot z kielicha, zastanawiała się, czy szczęście sprzyjało głupim.
Nie, w żadnym wypadku.
Szczęście sprzyjało lepszym.
by the pricking of my thumbs, something wicked this way comes
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#19
Vincent Rineheart
Zwolennicy Dumbledore’a
Za czyim głosem podążył tak czule, że się odważył na te podróż groźną. Rzucił wyzwanie ku morzu...
Wiek
32
Zawód
zielarz i łamacz klątw
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
3
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
26-11-2025, 16:29
Olimpiada z Transmutacji (poziom II)
Drugi etap Olimpiady, zbliżał się wielkimi krokami. Przygotowany na kolejne zadania, bez trwogi i głębszego zastanowienia. Na początek spróbował swoich sił w dziedzinie, która na pierwszy rzut oka powinna sprawić mu najwięcej problemów. Nigdy nie traktował jej jako wiodącej - jego uwaga skupiona była na urokach, lub obronie przed czarną magią. Znał wymagane przez szkołę podstawy, które pozwoliły mu na zadanie egzaminu - na wysokim poziomie. Gdy przekroczył odpowiednią komnatę, zdejmując marynarkę i podciągając rękawy, przed jego oczami pojawiła się wąska i kręta ścieżka. Niemalże od razu, jego brwi powędrowały do góry. Czy był to podstęp? Wszystko rozpłynęło się wokół, a on poczuł ów charakterystyczny zapach wilgoci i przenikliwego gorąca. Zobaczył rośliny tak wspaniałe, tak egzotyczne - nie występujące na tej szerokości geograficznej. Słyszał dzikie ptaki, pomruki niebezpiecznych zwierząt, cykanie owadów, które zdawały się być tuż obok. Postanowił ruszyć przed siebie, wykorzystując ścieżkę, zatapiając się w bezdenny gąszcz roślinności. Dopiero po chwili, docierając do niebezpiecznej krawędzi zauważył rozległe, ruchome piaski. Widział ich wyrazisty kolor, falującą strukturę, która mogła pochłonąć w całości. Podświadomie czuł, że będzie musiał przedostać się na drugą stronę. Stał w jednym miejscu dość długo, próbując przypomnieć sobie odpowiednie zaklęcie. Zgłoski świtały w jego głowie, lecz nie mógł zidentyfikować ów zaklęcia. Dopiero po chwili mózg nakierował go na zaklęcie, które po wyciągnięciu różdżki wybrzmiało pewnym: - Glisseo! - różdżka rozbłyska jasnym światłem. Promień powędrował do przodu. Śliska i gładka powierzchnia pokryła część ruchomych piasków, umożliwiając przejście. Mężczyzna mógł sprawie prześlizgnąć się na drugą stronę. Złoty i błyszczący kielich przyciągnął jego uwagę. Klejnot, który wyciągnął z otwartej czary, oddał kryształową nagrodę. Udało się.
RZUT UDANY

Olimpiada z OPCM (poziom III)
Niemalże od razu przystąpił do egzaminu, który mógł wydawać się najprostszy, bazując na doświadczeniu i dysponowanych umiejętnościach. Obrona Przed Czarną Magią, była jedną z wiodących dziedzin bojowych trzymanych w pewnej ręce i drżącej różdżce. Skrupulatna nauka pozwoliła mu na osiągnięcie specjalistycznego poziomu, który przedawał się w codziennej pracy, a także przy trudnych, i wymagających przypadkach. Dlatego też z wyprostowaną postawą, pewnym krokiem ruszył do komnaty najbliżej siebie, mierząc się z najtrudniejszym poziomem zadania. Gdy drzwi uchyliły się nieznacznie, niemalże od razu zatrzymał się gwałtownie, tonąc w kompletnej ciemności. Oczy nie mogły przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, brakowało światła. Iluzja przeniosła go na zewnątrz. Dochodził zmierzch. Kamienna droga, dostrzeżona tuż pod stopami, prowadziła do niewielkiej altanki na samym brzegu jeziora. Mężczyzna ruszył przed siebie, choć nie potrafił obejść wrażenia, iż czyjeś niebezpieczne i przyczajone oczy, wodzą za nim wzrokiem. Patrzą, obserwują, śledzą. Oglądał się za siebie, nie mogąc dostrzec zwierzęcia, ani żadnej, ludzkiej postaci. Nie wiedział kiedy sytuacja zmieniła się diametralnie. Kula okrągłej i cuchnącej cieczy, wystrzeliła w jego stronę, a on musiał działać od razu: - Protego! - krzyknął, jednakże tarcza okazała się za słaba. Ognisty pocisk trafił w lewą rękę, powodując dotkliwe opażenia. Syknął z bólu, nie wiedząc co się dzieje. Był to koniec zadania. Iluzja zniknęła. Gdy wyszedł z komnaty, opiekun olimpiady poszedł od razu, kierując go do odpowiedniego medyka. Wiedział, że wróci tu jeszcze raz, aby spróbować ponownie.
RZUTY NIEUDANE

Olimpiada z OPCM (poziom II)
Po opatrzeniu i szybkim wyleczeniu oparzeń z poprzedniego zadania, mężczyzna mógł powrócić do gry. Był zdeterminowany, nie dawał za wygraną, nigdy się nie poddawał. Ponownie przywitał się z prowadzącymi, którzy przywitali go lekkim i niedowierzającym uśmiechem. Stanął przy odpowiednich drzwiach, aby następnie znaleźć się w pomieszczeniu, przypominającym piwnicę. A może starą, zamkową spiżarnię? Zdziwił się niezmiernie rozglądając się na wszystkie strony. Lekka, biała świeca dawała niewielką ilość światła. Słyszał szmer, chrobotanie, zgryźliwe wygryzanie skoncentrowane na mnogości zapasów. Dopiero wtedy je zobaczył: żarłoczne stado wrednych chochlików, buszowało w samym środku istotnego miejsca. Te małe, przeklęte szkodniki rozkradały zapasy, raczył się nimi na jego oczach. Musiał je powstrzymać, przemknąć niezauważonym, aby przedostać się do nagrody oraz punktacji. Skupiając się i dobierając zaklęcie rzekł: - Chamaeleontis! - zaklęcie wydobyte niewidzialnym strumieniem, zadziałało. Stopił się z otoczeniem, mógł bez problemu przejść obok owadów i zdobyć klejnot wyłożony na purpurowej poduszce. Kolejny sukces na jego drodze!
RZUT UDANY
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#20
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
27-11-2025, 11:50
Olimpiada z Transmutacja II — udany (98)

Transmutacja nie była jej mocną stroną, potrafiła jeszcze kiedyś podstawowe zaklęcia urodowe, ale teraz, gdy ambitniej pracowała w szpitalu, nie miała na to czasu. Udała się na drugi etap olimpiady z pewnością po pierwszym — zadowolenie z efektów nie mogło przyćmić jej tych kilku sprawdzianów, bo wskazywało wszakże, że tyle lat nauki nie poszło w las. Weszła więc do komnaty z zadaniem z transmutacji i wszystko wydawało się iść po jej myśli; wyłączyła nawet ostrożność, którą zwykle miała, bo swoich ostatnich udanych próbach. Ścieżka zaprowadziła ją jednak w miejsce, gdzie brwi kobiety zmarszczyły się i dopiero uczucie zapadania się rozbudziło jej czujność. Lekkie zawahanie się sprawiło, że wpadła już po pół łydek — nie mogła przypomnieć sobie w pierwszej chwili inkantacji zaklęcia, które miała wypowiedzieć, czując, że panika jednak wzbiera się w niej i szuka ujścia w nerwowych ruchach, które na siłę próbowała kontrolować.
— Glisseo! — wyrzuciła niemalże nerwowo, kierując różdżkę do dołu i nie do końca wiedząc, że w ogóle dobrego zaklęcia użyła. Była w tym pamięć mechaniczna, niemalże, bo kiedy poczuła, że jej nogi odnajdując grunt, zrozumiała, że nawet jej to wyszło. Brawurowości może i w tym nie było, ale w kielichu znalazła kolejne punkty i metodą, którą praktykowała chyba całe życie, po prostu przestała myśleć o momencie strachu, kierując się do wyjścia z komnaty.

Olimpiada z OPCM II — nieudany (60/65)

Nigdy nie była dobra we wszelkie przedmioty związane z refleksem rzucanych zaklęć. Już nawet nie chodziło o znajomość zaklęć, bo te mogła wykuć na pamięć, ale sama pomysłowość, refleks, uniki — działała szybko i pod wpływem stresu, ale w dziedzinie, w której zdążyła takie umiejętności wykształcić. Nawet podczas wyboru specjalizacji wybrała taką, która była raczej stonowana. Jej pacjenci nie rzucali się po ścianach, nie  miała ledwie chwili na ratowanie ich życia; wprost spokój, dłuższe zastanowienie i obserwacja to lepszy efekt niż szybkie działanie. 
Wchodząc do sali, całkiem szybko zauważyła chochliki. Nawet miała pomysł na to co musi zrobić — było to całkiem instynktowne, choć nie pamiętała kiedy ostatnio używała tego zaklęcia. Musiała się jednak przedostać na drugi koniec pokoju, gdzie na czerwonej poduszeczce, znajdował się kamień z punktami. Chamaleonti, Cha-ma-leonti, Chama-leonti... jak się stawiało tam akcent?
— Chamaleonti! —  Słowo uleciało, na końcu różdżki zabłysnęło światło, ale nie przyniosło to najmniejszego efektu. Powziąwszy nogi za pas, zdołała jeszcze poczuć chochlicze łapki wplecione w jej włosy i chyba większą wściekłość,  niż gdyby w ogóle nic nie zrobiła. Dopiero z pomocą kogoś zewnątrz udało jej się pozbyć chochlika z pukli włosów, a drzwi zamknęły się z głośnym stukotem.
Nie no, tak to być nie może.

Olimpiada z OPCM I — udany (64/50)

Nie mogła sobie odpuścić. Nie dlatego, że była wybitna w OPCM, ale dlatego, że nie mogła przegrać po tym, jak garstka jej włosów pozostała w brudnych łapach jakiegoś chochlika. Postanowiła więc udać się do drugiej komnaty, gdzie zadanie powinno być prostsze. Ponoć to.
Ale to wszystko robiło się zbyt ciężkie i skomplikowane, gdy dreszcz niepokoju przeszedł wzdłuż jej pleców. To wydawało się znajome, jak wspomnienie dzieciństwa, kiedy postać przypominała rozwścieczonego ojca. Ale teraz, teraz przed nią nie stanął nikt złowrogi, ani nawet nikt smutny. Była to ona sama. Zapracowane dłonie trzymały małe dziecko, którego czarne loczki wplatały się w jej własne, rozkołtunione. Spoglądała na nią niespokojnie, z wyrzutem wprost, przecierając dłoń o zmechacony fartuch. I coś ją tknęło, jakże boleśnie, gdy na placu ujrzała ten sam pierścionek, który sama teraz nosiła. Nie wyglądała biednie, wyglądała na niewyspaną. Nie wyglądała na zmęczoną, wyglądała na rozczarowaną.
Ona sama, to właśnie obraz, który nawiedzał ją najbardziej. Nie śmierć. Nie samotność. Codzienność, która mogła z niej uczynić kogoś, kim nigdy nie chciała być. Wiedziała, że kochała mężczyznę, który poprosił ją o rękę. Ale wiedziała też, że rodzina — ta wielka, ciepła, a jednocześnie dusząca idea — była jej najstarszym strachem. Ona sama, zamknięta w życiu, którego kiedyś się wyrzekała, w życiu, które mogło ją złamać bardziej niż jakiekolwiek złamane serce. Domowy fartuch symbolizował stracony czas i substytut życia;  zabrudzona twarz — brak siebie. Dziecko na rękach — odpowiedzialność, od której nie można odejść; od której nie mogła uciec, jak niegdyś uciekała od Atticusa.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzkach, dłoń nerwowo podniesiona skierowana została w stronę jej samej, budząc w tym lęk drugiej jej.
— Riddikulus —  wyszeptała, a bogin przemienił się jedynie w naszyjnik z dziwnym kotkiem, taki sam, jak dostała będąc dziewczynką od ojca. Totalnie nieudany anatomicznie. W stukocie obcasów podbiegła, aby w nagłości ruchów przeszukać  szuflady w poszukiwaniu punktacji, którą zabrawszy, udała się do wyjścia. Nogi miała niczym z waty, na twarzy dalej malował się niepokój. Pierwszy raz widziała tę formę bogina, wcześniej była przekonana, że wygląda on jak jej ojciec. Czy to było ostrzeżenie? Czy powinna się wycofać?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-12-2025, 04:00 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.