• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Horyzontalna > Lodowisko "Permafrost"
Lodowisko "Permafrost"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
23-11-2025, 10:10

Lodowisko "Permafrost"
Na końcu wąskiej, brukowanej uliczki w alei Horyzontalnej, za łukiem stworzonym z figur lodowych, znajduje się całoroczne lodowisko Permafrost. Dzięki zaklęciom tafla lodu nigdy nie jest zbyt rozjeżdżona, a w jej głębi migają drobne błękitne iskierki, jakby ktoś ukrył tam świetlne drobinki. Wokół stoją wysmukłe latarenki pokryte szronem, oświetlające przestrzeń ciepłym blaskiem. Gdy tylko postawi się na lodzie pierwszy krok, słychać delikatną melodię, spokojną i łagodną, wypełniającą całe lodowisko. W pobliżu znajduje się mała kawiarnia serwująca ciepłe przekąski i napoje wszelkiej maści, oraz bezosobowa wypożyczalnia łyżew. Wystarczy wypowiedzieć numer buta do lodowego posągu, a u jego podstawy natychmiast pojawiają się odpowiednie łyżwy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
02-12-2025, 03:11
- Wiem... - westchnął z rozbawieniem, bo Leonie (zadająca mu na drugiej randce zagadki o złotym zniczu) chyba naprawdę nie wierzyła, że cokolwiek wiedział o Dolinie Godryka. Nie mógł odczytać ponurych wspomnień z jej miny, a dzisiejsza okazja była (póki co) zbyt wesoła by sięgnął wyobraźnią do zeszłych lat i uświadomił sobie, kiedy powinna była znaleźć się w szpitalu. Nie, póki co cieszył się, że najwyraźniej nie była kiedyś dzieckiem (ani tym bardziej dorosłym) łamiącym nogi ani jedzącym toksyczne kwiatki.
- Ogólnych podstaw, wystarczających do udzielania pierwszej pomocy... choćby w miejscach, w których nie ma szpitala. - odpowiedział, radośnie chwytając Leonie za słówka. Nie kpił jednak, Cardiff naprawdę potrzebowało uzdrowicieli pierwszego kontaktu. W teorii czarodzieje mogli teleportować się wszędzie, w praktyce w sytuacji choroby było to trudne, o licencji nie wspominając. Może gdyby nie konieczność ukrywania się przed mugolami, placówek takich jak święty Mung byłoby więcej? Tymczasem, nawet jego prestiżowe miejsce pracy było ukryte przed niemagicznymi w dość upokarzający sposób, ugh. - Do specjalizacji wymagane jest Evershire i choć nauczają z najwyższym rygorem, to... osobiście nie sądzę, że dostęp do tego rodzaju powinien być aż tak ograniczony. - rzucił z pozorną nonszalancją. Właściwie, być może nie broniłby tak demokratyzowania wiedzy gdyby do Evershire dostawali się tylko najlepsi, ale widział jak rodzinne fortuny—stokroć większe od tej Prince'ów, choć jego przodkowie pracowali przecież na swoje dziedzictwo przez pokolenia i niejednokrotnie dopisywało im szczęście—otwierają wiele drzwi. Fortuna Sandersonów, chociażby. - To ważne, by więcej czarodziejów miało dostęp do magii leczniczej, zwłaszcza jeśli wykazuja zapał, zdolności i dyscyplinę. - nie podjąłby się nauczania nikogo, kto podchodzi do tej magii lekceważąco, wszak ważyła na życiu i śmierci. Choćby ten lekkoduszny kolega Leonie, zmieniający dziewczyny jak rękawiczki, nie brzmiał z jej opisu jak kandydat na poważnego profesjonalistę—ale na szczęście na świecie istnieli poważni młodzi ludzie, jak Keith Croft, których dostęp do edukacji nie powinien być ograniczony tylko dlatego, że ich ojciec nie miał stosów złota w piwnicy (albo nie żył) albo dlatego, że zdecydowali się na naukę w dorosłości, a nie na poziomie zakuwania do owutemów.
- Ha, chcesz wystraszyć klientów Fruwokwiatu? Zgoda, ale na twoją odpowiedzialność. - parsknął śmiechem. - Zwłaszcza, jeśli wypłoszy to innych stałych klientów Leonie Figg... - dywagował, zerkając na nią wymownie i zastanawiając się, czy miała w sklepie jakiś innych adoratorów. Starszych panów na pewno, widział jak kiedyś cierpliwie tłumaczyła coś ledwo stojącemu na dwóch nogach staremu czarodziejowi. Ale kto wie—może bywały u niej gwiazdy rocka?
- Ustatkować. - powtórzył za Leonie. - Nawet ja brałem ślub później, a to było... młodo. - wyrwało mu się w żartobliwym geście męskiej solidarności, ale przecież sama Leonie okropnie narzekała niedawno na jego rodziców i presję. - Spokojnie, Lee - zanim wyznałby, że samemu ożenił się w wieku lat dwudziestu pięciu, przytomnie ugryzł się w język. Po pierwsze, nie lubiła tego tematu, a po drugie nie chciał sabotować ich kiedyś. W zamian przekierował jej uwagę: - Mężczyźni czasem tak mówią, o zabawie i w ogóle, gdy nie chcą się po prostu przyznać, że pragną czegoś więcej albo że już ktoś im się podoba. I zanim zaprotestujesz, że twój przyjaciel na pewno by cię nie nabrał, to nawet mnie choćby Atticus zaskoczył tym, że najpierw się zaręczył a dopiero potem mi powiedział. - ugh, chyba radą na plotkowanie nie było plotkowanie bardziej i o kimś innym, ale przy Leonie słowa czasem płynęły same.
I było to lepsze niż ciężka cisza, która zapadła gdy Leonie zdawała się zamknięta w swoich wspomnieniach i w nieswoim świecie.
Czasami bał się o to, jak samemu wygląda gdy przebłyski wizji odciągają go na moment od rzeczywistości—na szczęście w świetle dnia były to ledwo momenty, nie licząc tamtego razu z Ingrid. Jak wariat, myślał, przekonany, że może to budzić jedynie pogardę. Ale teraz, usiłując uspokoić Leonie zaklęciem, czuł tylko zmartwienie. Pokiwał głową, w porządku, choć nie rozumiał czy naprawdę go o to pytała czy też jej niepewne słowa miały być stwierdzeniem i próbą uspokojenia ich obojga. Bezpiecznie zeszli z lodowiska, nic się przecież nie stało, zresztą najgorszym co mogło się stać byłaby stłuczona lub złamana kończyna—nic, z czym nie mogliby sobie poradzić, choć oczywiście żadne z nich nie byłoby tym zachwycone, bo Szkiele-Wzro bolało.
Może jednak bolało mniej niż widok mugolskiej mody w miejscach dla czarodziejów. Pokiwał głową ponownie, kucając już przed Leonie. Domyślił się, po samym stroju. Jakiś czas temu może zadałby więcej pytań albo zaczął zastanawiać się, co miała na myśli poprzez wygląd—sam strój, czy fizyczne podobieństwo? Teraz jednak te kwestie nie przeszły mu przez myśl, bo już raz ośmielił się spytać i został uspokojony. Samemu nie był do n i e g o podobny.
- Liczyłem na to, że w miejscu i w dzielnicy dla czarodziejów nie zobaczymy... tej mody. - westchnął z mieszanką irytacji skierowanej w stronę mugolaka (w końcu nie byłoby tu mugola, a nikt normalny czystszej krwi by się tak nie ubrał) i smutnego zakłopotania. Naprawdę chciał, by czuła się na Horyzontalnej dobrze i bezpiecznie, by zechciała kiedyś...
...no nic, nieważne. Mieli czas. Mieli perspektywę kiedyś.
- Daj spokój. - przerwał jej, gdy przyznała, że jej głupio. Przynajmniej nie przepraszała ani nie płakała (nie do końca do niego dotarło, że to tylko ze względu na zaklęcie). Złapał ją za dłonie, poszukał jej spojrzenia. - Wiesz, że w najgłupszych i najmniej odpowiednich momentach... choćby w twojej kuchni, gdy pierwszy raz robiłaś mi herbatę - cofnął się wtedy od jej dotyku, nieświadom, że to zauważyła - miewałem czasem rozpraszające przebłyski... cóż, na szczęście nie koszmarów, ale jeszcze bardziej mi głupio gdy zawieszam się na kilka sekund i nawet nie mogę nic z tego wyczytać? - rzucił lekko, spychając na dno umysłu zarówno emocje związane z wizjami jak i świadomość tego, że akurat wtedy doskonale wiedział, co widzi; siniaki na jasnej skórze.
- Och, a co jeśli mam większą ochotę na gofry niż na wysiłek fizyczny? - udał teatralnie zdziwionego. - Albo na patrzenie, czy nie rozpędzisz się tak by złamać nogę. Sobie, bo niektórzy na to może zasługują. - wypsnęło mu się, choć może roztropniej było nie wspominać tego winnego nieodpowiedniego ubrania człowieka. - Proponuję kompromis. Zjemy dwa gofry w różnych smakach - Merlinie, był głodny - a potem wrócimy na lodowisko, ale wolniej i przy barierce. Rozpędzimy się następnym razem, hm? - albo za pięć razy. Czy Leonie uzna go za nudnego pragmatyka, a nie romantyka, jeśli aż tak jawnie okaże, że nie wierzy w ich natychmiastowe łyżwiarskie postępy?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Leonie Figg
Akolici
he was hanged from the gallows that he built for me.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
02-12-2025, 13:32
Wspomnienie o Evershire pobudziło wyobraźnię. Leonie zastanowiła się, jak wyglądał ten młodszy Jasper, zakopany w księgach, pergaminach i spieszący się na wykłady; jak radził sobie z nieprzewidywalnością swoich wizji, czy z kimś dzielił ten ciężar, czy świadomie wybierał samotność, udając, że fantazmaty widziane w snach należą tylko i wyłącznie do świata koszmarów. Zakładała, że otaczał się grupą przyjaciół, charyzmatyczny i tak pięknie uśmiechnięty, że ludzie lgnęli do niego ufnie. Pewnie miał wtedy jakąś dziewczynę, a ukłucie zazdrości momentalnie podsunęło, że pewnie była płytka, niezbyt mądra i szybko wydalono ją z wyższej uczelni, bo nie radziła sobie z materiałem. Nie na tym jednak miała się skupić, a na opowieści o ambitnym człowieku, który trafił do Jaspera w poszukiwaniu bardziej dostępnej wiedzy; przypomniawszy sobie o tym, uśmiechnęła się zachęcająco, słuchając go dalej.
- Założę się, że u ciebie szybciej przyswoi wiadomości, niż gdyby miał trafić do Evershire - stwierdziła lekko, bez przymilności, po prostu szczerze. Jasper na pewno potrafił ubierać nużące zagadnienia w ciekawe opowieści, pomagające zapamiętywać jego uczniom - a przynajmniej uczniowi - nowe tematy, był też cierpliwy, a to ważna cecha dla nauczyciela. Pod jego kuratelą nawet Leonie załapałaby to i owo, gdyby uznała, że potrzebuje wdrożenia w sacrum magii leczniczej, uważała jednak, że mając go obok, nie będzie musiała leczyć się sama w razie jakiegoś wypadku. Tak jak on nie musiałby mierzyć się sam z uprawą roślin i ziół na swoje ingrediencje; podobała się jej myśl, że uzupełniali się nawzajem, wypełniali luki. - Wiesz już, czy to ktoś, kto myśli... jak my? - zapytała, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Ktoś, kto wyznawał idee głoszone przez Gellerta Grindelwalda, kto widział w świecie mugolskim zagrożenie i chorobę toczącą magiczną tkankę. Bogowie, nie wyobrażała sobie nawet, jak dobrze strzeliła.
- Rysunek będzie dla mnie, nie dla nich! - zaoponowała ze śmiechem. Igiełka zazdrości wyczuwalna w postawie Jaspera rozpaliła ją od środka, golf nagle okazał się zbyt ciepły, a ona miała wrażenie, że lód pod ich łyżwami powinien stopnieć, choć tego nie robił. - Zachowam go w składziku, gdzie trzymamy herbaty, przekąski i rzeczy osobiste. Nikomu go nie pokażę, to będzie mój skarb - dodała teatralnie, niemal jak smok, który przewraca się z boku na bok na górze złota, diamentów i innych kosztowności. Cóż, jeśli przez to inni stali klienci wcale nie wyfruną... Uśmiechnęła się lisio, patrząc w szmaragd jego oczu. Chyba nigdy nie miał znudzić się jej ten pokaz męskiej zaborczości i terytorialności, jedynie w jego wydaniu.
- To co innego - zarzekła się uparcie, wdzięczna, że Jasper nie pociągnął tematu swojego małżeństwa. Naturalnie, że nie było to czymś innym, nie potrafiłaby nawet uzasadnić, czemu uznała inaczej, ale wystarczyło wykrzesane impulsywnie przezwisko, by wyraz jej twarzy zmiękł. Lee. Nikt nie nazywał jej w taki sposób, nikt nie skracał jej imienia tak, jak zrobił to on, człowiek wyjątkowy i niepowtarzalny, nowa nuta na znajomej pięciolinii. Nowy uśmiech rozpromienił jej wargi i teraz zgodziłaby się ze wszystkim, co Prince miał zamiar powiedzieć, ale o dziwo jego tłumaczenie brzmiało bardzo rozsądnie. Naprawdę mogło tak być? Keith ukrywał w sobie cząstkę duszy łaknącą czułej i trwałej miłości, chowając ją pod płaszczykiem nonszalanckiego bawidamka? I dlaczego tego nie zauważyła? Uważała się przecież za jego siostrę, przyjaciółkę tak bliską, że w mig powinna potrafić rozszyfrować każdy jego sekret. - Jesteście potwornie skomplikowani... - podsumowała z westchnięciem i przechyliła głowę do ramienia, lustrując Jaspera uważnym spojrzeniem. Ciekawe, czy mówił z doświadczenia. Tak się tym zaaferowała, że potknęła się na łyżwach i tylko cudem odzyskała równowagę. - Myślałeś, że Atticus skonsultuje z tobą szaleństwo swojej miłości? - uśmiechnęła się szeroko, z muśnięciem politowania. - Za kobietą taką jak Oriana mężczyźni wchodzą w ogień. Długo wzbraniała się przed przysięgami, więc twój przyjaciel musi być dla niej ważny. A skoro tak, powinien był kuć żelazo, póki gorące - ciągnęła, ślizgając się powoli po tafli lodu, nadal z szeroko rozłożonymi rękoma do podtrzymania pionu. Próbowała widzieć w tym nową formę tańca. - "Oriano, postój tutaj i nigdzie się nie ruszaj, a ja najpierw naskrobię list do przyjaciela, bo nie wiem, czy da mi błogosławieństwo. Chociaż może mieć dyżur, więc postoimy tak, dopóki nie odpisze. Nie masz nic przeciwko?" - przedrzeźniła zaczepnie, zakręciła niewprawne koło na łyżwach i przylgnęła do niego, opierając dłonie na jego przedramionach. W innych okolicznościach mogłaby teraz wspiąć się na palce i go pocałować, ale Merlin świadkiem, że jeśli spróbowałaby balansować na szpicach płozów, połamałaby sobie nos, a jemu kość ogonową, zrzucając ich na twardy lód.
Wiele by dała, by dobry humor trwał bez końca, ale pojawienie się tamtego mężczyzny, impulsu wzbudzającego sztorm wspomnień, przeszkodziło im w beztrosce na Permafrost. Nadal lekko dygotała, kiedy Jasper prowadził ją do zejścia z lodowiska, uspokoiwszy kończyny dopiero na krześle w kawiarence. Otaczało ich ciepło i zapach wypieków oraz gorącej czekolady, a taka mieszanka, podobnie jak zaklęcie, dobrze działała na resztę napięcia w ciele Leonie. 
- Chyba jej nie unikniemy - odpowiedziała szeptem i smętnie pokręciła głową, przymknąwszy powieki. - To coś, do czego muszę się... jakoś przyzwyczaić - stwierdziła bezsilnie. Miała nadzieję, że spłoszenie okrzepnie w rytmie upływu czasu, ostatnio w domu Franceski dobrze jej poszło, ale bywały takie kombinacje stresorów, które mimo wszystko nadal wyzwalały w niej najgorszy rodzaj strachu. Gdyby nie Jasper, którego nadal gładziła po chłodnych puklach, załamałaby się na środku lodowiska, przerażając dzieci pędzące na łyżwach pod opieką rodziców. Nie obwiniała dzielnicy, nie obwiniała Permafrost; czarodziej ubrany jak tamten blondyn mógł pojawić się gdziekolwiek, nawet w Ministerstwie Magii w gabinecie Leacha.  - To było to? - olśniło ją wreszcie, oczy otworzyły się szerzej, okrągłe jak monety. Pamiętała tamten moment w kuchni, gdy Jasper nagle stężał, cofnął się. - Myślałam, że po prostu nie miałeś ochoty na dotyk - przyznała i zmarszczyła brwi. Teraz jej dłoń przesunęła się na jego policzek, muskając czule nieco zziębniętą skórę mężczyzny. Bogowie, nie zdawała sobie sprawy, a on został wtedy dźgnięty ostrzem jasnowidzących powidoków. - Później już tego nie zauważyłam... Jak często? - spytała łagodnie, powinna wiedzieć, powinna móc zwracać na to większą uwagę i potrafić stwierdzić, kiedy dopadało go coś trudnego. Jeśli stanie się to w towarzystwie, w którym będą razem, Leonie popędzi mu na ratunek, rozproszy, bezczelnie wtrąci się do jego urwanej rozmowy, cokolwiek.
Wspomnienie gofrów i złamania nogi komuś, kto na to zasługuje, potem znów ją rozpogodziło. Przeniosła wzrok na zadbaną ladę kawiarenki, na zachwalające ilustracje, obrazujące wachlarz menu, i znów przechyliła lekko głowę. - W porządku, dwa gofry. Wybierz drugiego - zdecydowała z rozbawieniem, ale zanim zdołałby odejść i złożyć zamówienie, pochyliła się i oparła ze sobą ich czoła. Chciała coś dodać. Chciała odpowiedzieć na jego niedawne wyznanie, czuła, że może to zrobić, że byłoby to szczere, a jednak słowa znów utknęły w gardle.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
02-12-2025, 17:28
- Szybciej to słowo klucz, po prostu uczę go podstaw... - roześmiał się z zakłopotaniem, gdy Leonie porównała wymagający program pięcioletnich studiów do doszkalania, ale nie protestował bardziej, przyzwyczajając się powoli do tego, że jej błędne rozumienie meandrów magimedycyny bywa w rozmowach całkiem urocze. - Tak. - odpowiedział z błyszczącymi oczyma. - Tak do mnie trafił, z polecenia... - nachylił się nagle, mocniej przytrzymał dłonie Leonie. Dla postronnych wyglądali jakby asekurował albo flirtował z nią na lodowisku (niewątpliwie rozbudzając wyobraźnię dziecka, które potem im to wytknęło), ale on chciał zniżyć głos, wyszeptać coś przeznaczonego tylko dla niej. - To mnie przy nich... nas trzymało nawet po przegranej, wiesz? Nie przyszłość, nawet niekoniecznie on - teraz aż trudno było w to uwierzyć, wszystko się zmieniło po powrocie Grindelwalda; zgodnie z przewidywaniami Oriany mieli szansę (lub ryzyko) przyciągnąć nowych akolitów, zwabionych przez niego... ale ostatnie piętnaście lat wyglądało przecież inaczej. - Tylko solidarność, wspólnota, którą zapoczątkował. - nie poznał nigdy Grindelwalda osobiście, nie widział jego bardziej brutalnych metod na wzbudzanie lojalności choć Atticus podejrzewał ich istnienie. Poznał za to jego zwolenników, którzy wyciągnęli do niego rękę gdy w Evershire czuł się samotny i zagubiony. Poznał satysfakcję płynącą z pomocy nieznajomym czarodziejom, z którymi dzielił go status majątkowy i nawet język.  Poznał solidarność, którą—jego zdaniem—mugole i ich zwolennicy im odebrali, bo po śmierci Severusa nie znalazł pocieszenia ani wyjaśnień ani we wspierającym wojnę Ministerstwie ani wśród własnej rodziny, a właśnie wśród tej... nowej.
Gdzieś po drodze stracił kontakt z rodzicami i resztki sympatii do Marcusa i zaufanie Eileen i ciepło wspomnień o tym, co łączyło ich przedtem, ale o tym próbował nie myśleć. A jeśli już, zwalał to na jasnowidzenie, na coś, nad czym nie miał kontroli.
- Och, no dobrze. Może kiedyś stworzę dla ciebie coś, co będziesz mogła pokazać innym... nie wiem, piosenkę? - uśmiechnął się wyzywająco. Od przypalonej jajecznicy nie nucił już przy niej Nocnych Nuciaków, co nie znaczyło, że go nie korciło.
- Skomplkowani, my? Spójrz na kobiety! - nie zdążył dokończyć żartu, bo asekuracyjnie wyciągnął ręce aby objąć Leonie w talii. Nie szło mu na łyżwach jakoś świetnie, cały czas czuł sztywność nóg i wypominał sobie, że nie ćwiczy fizycznie regularniej; ale w przeciwieństwie do niej przynajmniej pamiętał z dzieciństwa jak na nich ustać. - Mężczyźni, liczba mnoga? - podchwycił, korzystając z jej łyżwiarskiego rozproszenia. - Nie wspominał mi, jeśli miał jakiś rywali, jest zbyt dumny... - westchnął teatralnie, zmyślając jak z nut. Atticus nie był zbyt dumny na to, by wysłuchać wszystkich plotek jakie Jasper wyciągnie o innych adoratorach Oriany. - Może zaniedbał list do mnie, prosząc o pozwolenie jej i swoją rodzinę... - dodał dla niepoznaki, ale reakcja brunetki na widok mugolsko ubranego czarodzieja skutecznie ucięła temat i ocaliła Leonie oraz Orianę od próbującego poznać plotki Jaspera.

- Szkoda, że żyjemy w świecie, w którym musimy być do tego przyzwyczajeni. - szepnął w kawiarni, ujmując dłonie Leonie w swoje (nawet w kucki łatwiej było zachować równowagę niż na łyżwach). - Nie lubię - boję się - ich pojazdów, wiesz? I tych... głośnych wynalazków, ich fajerwerki brzmią inaczej niż nasze. - jak bomby i gruzy. Opowiadał o tym wszystkim by rozproszyć Leonie, choć w normalnych okolicznościach niechętnie przyznałby się jej do tej słabości. I do migawek wizji. Dopiero, gdy dopytała, uciekł wzrokiem, ale tylko na moment. - To nieprzewidywalne, ale na szczęście niezbyt często. Gorzej jest w nocy, za dnia jestem w stanie to... jakoś ukryć - spojrzał na nią nieśmiało, trochę pytająco. Albo i nie, skoro już wtedy zauważyłaś. On za to, oślepiony przebłyskiem wizji, nie zauważył, że jego wzdrygnięcie się sprawiło jej wtedy przykrość. Teraz mówiła już o tym spokojnie(j), więc pozostał w nieświadomości. Odruchowo wyciągnął dłoń i pogładził Leonie po policzku, pamiętając doskonale, co wtedy widział—posiniaczoną kobietę, z ranami w tym samym miejscu, którego teraz dotykał. Wtedy myślał o Eileen, teraz tknęło go podejrzenie, że wcale nie jest już tego pewien; że wizja nadeszła akurat tam, gdy dotykał dłoni Leonie, tak jak przed laty dotykał dłoni Ingrid. Ale nie chciał tego podejrzenia, bał się go, więc prędko zdołał zepchnąć je na dno świadomości. Oparł czoło o jej czoło, bardzo pragnąc mylić się w kwestii wizji i podejrzeń i nie podejrzewając nawet, że w tym czasie Leonie jest na skraju wypowiedzenia słów, które tak bardzo pragnąłby usłyszeć.
- Truskawkowy z bitą śmietaną i... zobaczę jakie mają dodatki? - szepnął, nieświadomie przerywając tą magiczną chwilę — pokusę wyznań, pokusę pocałunków, pokusę czegoś więcej. Odsunął się powoli i poszedł do lady, postanawiając, że o kwestię komentarzy dziecka i tego, czy wolałaby nie być całowaną na lodowisku spyta Leonie już przy gofrze.

/zt x 2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 11:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.