• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Suffolk, Dunwich, Przeklęta Warownia > Gabinet
Gabinet
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
04-08-2025, 20:20

Gabinet
W centrum pokoju znajduje się pokaźnych rozmiarów biurko. Zbudowane jest z ciężkiego, masywnego drewna o ciemnym odcieniu. Posiada ono wiele przegródek, półek i szuflad, co pozwala na organizację wielu dokumentów, papierów i innych przedmiotów potrzebnych do pracy. Na jego powierzchni leżą złożone manuskrypty i dokumenty. Obok biurka mieści się wykonany z ciemnej, gładkiej skóry fotel. Tapeta w gabinecie ma brązowy kolor i jest ozdobiona ciemnymi wzorami. W rogu pokoju usytuowany jest kominek, a jego konstrukcja wskazuje, że był on już wiele razy używany w przeszłości. Na przeciwległej ścianie znajduje się duży regał z ciemnego drewna, wypełniony starożytnymi książkami i dokumentami. Wszystkie z nich są pełne historii. Regał jest jednym z najważniejszych elementów pokoju, dodając mu jeszcze więcej charakteru.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
25-11-2025, 12:59
Olśnienie spadło na nią niespodziewanie, niemal bezlitośnie. Do tej pory żyła w bańce przekonania, że wszystko, czego się podejmowała, czyniła w imię wielkiego dobra - dla tych słabszych, pozbawionych głosu, nieustannie testowanych przez los, który raz po raz wciskał im do ręki kartę z szyderczo uśmiechniętym klaunem. Wydawało jej się, że ich chroni, że staje po ich stronie. A jednak, gdy zrozumiała prawdziwy cel, gdy pojęła sens wielkiej idei, który wreszcie wybrzmiał pełnym głosem - odkryła coś jeszcze: to ona przez cały ten czas była tym klaunem. Tym, który codziennie zakładał zbyt duże, komiczne buty, nakładał na policzki groteskowy róż, a na nos - gąbeczkę w absurdalnym kolorze, gąbeczkę zawieszoną na sznurku, za który mógł ją pociągnąć każdy. Bo i ona sama wisiała na cudzych sznurkach. Piękna marionetka. Twarz zmiany, która wcale nie była jej zmianą. Wysoko urodzona, która chciała objąć ramieniem potrzebujących. Błękitnokrwista, dla której największą wartością nagle stali się ludzie. Ludzie, którym często po drodze było z oszustwem, manipulacją, wykorzystywaniem - bo tym właśnie okazała się ta cała farsa. Tak się mogła poczuć. I ostatecznie tak się poczuła. Olśnienie spadło na nią właśnie tutaj, w Przeklętej Warowni - miejscu, w którym Drew pokazał jej prawdę i dał jej czas, by mogła się z nią oswoić. Dał jej przestrzeń, by mogła zastanowić się, kim chce być i jaką rolę pragnie pełnić w tym świecie. Klauna, którym kierują inni… czy może istotnej części świata, który właśnie się zmienia.
Patrzyli na niego przez pryzmat dawnych impulsów, przez pryzmat decyzji, które podejmował kiedyś, zanim dorósł, zanim przestał uciekać przed samym sobą. Patrzyli i nie rozumieli, jaki jest naprawdę - a może to on sam nigdy im tego nie ułatwiał. W końcu jako metamorfomag mógł zmieniać twarz, kiedy chciał, a czasem miała wrażenie, że weszło mu to tak głęboko w krew, iż nawet z własnymi rysami potrafił grać kogoś, kim nie był. Dopasowywał się do ludzi. Z ostrożnością wybierał sobie tych naprawdę bliskich. Budował wokół siebie rzeczywistość, w której tylko nieliczni mogli dostrzec prawdę skrytą pod fasadą. A tę najprawdziwszą widziała tylko ona. Tylko ona znała go takim, jaki jest i tylko ona wiedziała, ile każdego dnia płacił za miejsce, w którym teraz stał.
Dał jej wiele - więcej, niż potrafiła nazwać. Olśnienie, które jej podarował, było zaledwie ułamkiem całości. Może najważniejszym, najpełniej ukierunkowującym ich na wspólne życie, ale nadal tylko ułamkiem. Bo cała ich historia, wszystko, co przeżyli, jak się przez te lata wzajemnie zmieniali, sprawiało, że nie potrafiłaby już wyobrazić sobie życia z kimkolwiek innym. Po tych wszystkich latach nie umiałaby wpuścić do serca innej osoby, innej twarzy. Czy zmiana sposobu myślenia mogłaby coś w tym zmienić? Czy inny światopogląd mógłby zachwiać czymś tak głęboko zakorzenionym? Wątpiła. Bo ludzie, którzy żyją obok siebie tak długo, którzy latami, świadomie lub nie, wracają w myślach zawsze do tej jednej osoby… tacy ludzie są już ze sobą zespoleni. Połączeni czymś znacznie większym niż obietnica. A może tak tylko myślała? Może widziała to w taki sposób, bo nie zdarzyło się nic co wystarczająco podburzyłoby jej morale? Bo dziś nie wyobrażała sobie innego życia, ale co jeśli to istniało?
To, jak on widział swoją przyszłość, niemal lustrzanie odbijało jej własne plany. Pewnie o tym wiedział. Pewnie się domyślał. Nie bez powodu przecież zamieniła pokryte srebrem widelczyki na małe, skromne mieszkanie przy ulicy Pokątnej. Może była to domena ludzi spragnionych wolności - wyrwania się z ram, które krępowały, z rzeczywistości, która od dawna nie była ich. Znała jego historię i rozumiała, dlaczego pragnął ucieczki. Dlaczego naprawdę chciał zniknąć. Uciec od rodziny, która niewiele miała wspólnego z samą definicją. Od łatek, które mu przypięto, nim zdążył cokolwiek udowodnić. Od fałszu, który spływał między palcami jak żal, którego nikt nie chciał nazwać. Chciał odciąć się od wszystkiego, co go określało - po to, by wreszcie móc określić się samemu. Po swojemu.
Uniosła kącik ust w znajomym, trochę rozmarzonym uśmiechu. - Czasami myślę o takich właśnie ludziach, wiesz? - zaczęła z delikatną melancholią. - O tych, którzy za młodu marzyli o nieustającej wędrówce, a potem, na starość, nie potrafią znaleźć dla siebie miejsca na dłużej. - zawiesiła wzrok, jakby próbowała namacalnie dotknąć dawnych marzeń. - Z jednej strony wciąż jest mi to bliskie, wciąż mnie do tego ciągnie… ale przez to, że stało się to już całkowicie niedostępne, wydaje mi się też trochę mniej atrakcyjne. – dodała cicho. Bo kiedy była sama, niewiele miała do stracenia. Jej przyszłość była wtedy jak dziki, nieoswojony teren - bez mapy, bez ograniczeń, bez odpowiedzialności. Ale teraz… teraz miała dom. Miała męża. Miała dziecko. A te marzenia, choć dalej piękne, stały się jedynie marzeniami i wcale nie bolało jej to tak, jak mogłoby. Zawsze wybrałaby to, co miała teraz.
Gdy wspomniał o artefakcie znalezionym w jaskini, jej uśmiech stał się cieplejszy, wręcz miękki od zrozumienia i wdzięczności. - Gdybym tylko mogła wtedy wejść do twoich myśli… - zaczęła - Choć wątpię, by młodszy Drew postrzegał mnie jako artefakt. Prędzej jako niedogodność, albo nawet zagrożenie. - dodała odgarniając mu włosy z czoła w czułym dotyku. To też jej schlebiało - fakt, że traktował ją jak konkurencję. Zawsze jedyne czego pragnęła to coś znaczyć w oczach innych.
Może była to faktyczna forma nagrody - pozwolić mu wylewać żale, kreślić znaki zapytania na jej skórze, za każdym razem, gdy chęć podważenia zdania pojawiała się w jego myślach. Bardziej jednak widziała to jako grę słów - ciągle toczącą się niczym kula śniegowa. - Szczerze, to właśnie na to liczę - odparła odchylając się nieco by mógł swoimi wargami dosięgnąć każdego najdrobniejszego fragmentu jej skóry. Złakniona potrzebą - nie taką ogólną jaką miewają ludzie w całkowicie trywialnych momentach dnia, ale potrzebą jego. Jego całego. Każdego fragmentu bliskości jaką mógł jej zaoferować. Odwracała uwagę od rzeczy nieważnych, od rzeczy, którymi zająć się mogli już później. Odwracała uwagę, bo w te kilka chwil, kilka sekund zmieniły się całkowicie priorytety prowadzonej rozmowy. Bo pragnęła go mieć, pragnęła go dotykać, pragnęła odczuwać. Odzierała go z fragmentów odzieży tak jakby zobaczyć go miała po raz pierwszy, bo tak właśnie się czuła. To się nie nudziło, nie stawało się monotonne czy błahe. Za każdym razem, za każdym dotykiem miała wrażenie, że kradną czas jakby nadal żyli na kredyt łapiąc te momenty, gdy znów mogli się zobaczyć, mogli dzielić się sobą, oddawać siebie. Mruknęła z aprobatą, gdy otulił ją bliskością, gdy dał jej to o co tak bardzo prosiły jej oczy. Prosiło ciało. I nie przestawała prosić, póki krople potu nie spłynęły po jej skórze wywołując dreszcze. Jeden raz, drugi i trzeci.

z.t x2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 09:36 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.