• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Domostwa > Barka na rzece Taff > Kadłub
Kadłub
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
04-08-2025, 21:28

Kadłub
Drewniana konstrukcja z biegiem czasu nabrała patyny i ciemnych odcieni. Na pokładzie widać różnorodne przedmioty związane z żeglugą – sieci, liny, skrzynie. Na pokładzie leży również kilka starych wędek. Na środku znajduje się malutka, ale funkcjonalna kabina. Na pierwszy rzut oka widać, że barka spędziła wiele lat na wodzie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
14-09-2025, 18:48
Społeczeństwo – to ono nam wyznaczało granice, nadawało bieg normom i standardom, jakie winny być przestrzegane. Niekiedy w imię dobrego wychowania, czasem dla dobra ogółu lub poszczególnych jednostek; ich interesów i planów, które skrzętnie układali względem całej magicznej socjety. Charakter – bo to on kształtował wybory; sugerował, zwodził lub fundował złudne widmo rychłej porażki. Napędzał wizje nieuniknionego bólu oraz uczucia wstydu, nawet jeśli nie wykonało się chociażby jednego kroku w nieznanym kierunku.
Ona była inna. Jej życie towarzyskie zupełnie odstawało od mojego. Otoczona wieloma przyjaciółmi, nie wyglądała na gotową do zmian ani na rewolucję – wszak natychmiast wytykano by ją palcami za takiego brata. Czy stałaby się obiektem żartów? Przy jej aparycji i charyzmie wątpliwe, by ktokolwiek się na to odważył. A jednak trudności i tak by na nią spadły, a ja nie zamierzałem jej nimi obarczać – bo niby dlaczego? Z poczucia absurdalnej powinności? Ta umarła jeszcze przed jej narodzinami, zanim w rodzicielskich ramionach zaczerpnęła pierwszy oddech – właściwie, zanim nadeszły wszystkie pierwsze razy. Oni mnie oddali, nie potrzebowali. Nie było więc sensu na siłę nurzać się w odmętach przeszłości i szukać wyjaśnień czy alternatywnych ścieżek. Podjęli decyzję – a ja mogłem jedynie dostosować się do konsekwencji.
Ratowałaby mnie z opresji, czy wtórowała oprawcom? Śmiała wraz z nimi, czy otoczyła ochronnym parasolem? Byłaby blisko, czy jeszcze dalej? Zdarzało mi się nad tym zastanawiać, szukać odpowiedzi, jednak takowe nie nadchodziły tylko potęgowały drzemiący strach. Paraliżujące uczucie beznadziei i wstydu. Byłem bierny, byłem cichy – pozornie. Zamknięty w ciele umysł krzyczał próbując wyrwać się z sideł, lecz potrafiłem go zdusić, zapanować nad nim i przekazać cenną lekcję – nie chciałem zwady. Nie chciałem bójek i walk kugucharów o szacunek czy pozycję, bowiem takowa nie była mi do niczego potrzebna. Siła była mocnym argumentem ludzi słabych, a ja – wbrew pozorom – nigdy słaby nie byłem. Potrafiłaby stawić temu czoła? Umiałby milczeć, gdy wszyscy inni krzyczeli? Szczerze w to wątpiłem. Lecz może popełniłem błąd? Może moja decyzja kosztowała nas kilka lat? Może okazałem się jeszcze gorszym draniem, niż ci, których za wszelką cenę pragnąłem omijać? Może byłem bardziej podobny do swych rodziców niżeli mogłoby się wydawać? Bo przecież zrobili dokładnie to samo – zrzucili z barków odpowiedzialność i udawali. Nieustannie to robią.
Powiedział im, że wie? Ciotka zdradziła cóż uczyniła, gdy jeszcze przebywałem w dormitorium?
-Przeszłość je wyznaczyła- odparłem cicho. -Wydawały mi się niemożliwe do pokonania- dodałem przygryzając wargę na tyle mocno, że poczułem metaliczny smak w ustach. -Nie chciałem być problemem, nie chciałem byś czuła wobec mnie jakikolwiek obowiązek. Wydawałaś się- mruknąłem pod nosem, niemal do samego siebie. -Taka szczęśliwa- dodałem ponownie wbijając wzrok w drewniany pokład.
Zmrużyłem oczy słysząc jej słowa. Naprawdę czuła, że jej jej? Dlaczego? -Ale- zacząłem starając się opanować rosnące napięcie, bowiem nigdy, ale to przenigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Bez przynależności, bez rodziny i tak naprawdę… bez nazwiska pozostałem niczyj – w każdym tego słowa znaczeniu. Poczułem przyjemne ciepło, które rozlało się gdzieś w okolicy serca; być może w wyniku absurdalnej ulgi, choć bardziej szczęścia – radości, że była skora tu przyjść i mi wybaczyć. -Jak to twój?- spytałem.
Zacisnąłem palce na sieci, gdy wspomniała o rodzicach. Pokręciłem głową z cichym westchnięciem i uniosłem na nią spojrzenie; wzrok pełen niezrozumienia i irracjonalnej tęsknoty. Lecz za czym Freddy? Jak można było tęsknić za czymś, czego nigdy się nie miało? -To nie twoja wina- odparłem zgodnie z prawdą. -To była ich decyzja- dodałem licząc, że zrozumie; naprawdę nie chciałem kontynuować tego tematu. Nie miało to najmniejszego sensu.
Jeśli chcesz powiedz mi żebym odeszła – słysząc to poczułem dreszcz. Zimne, nieprzyjemne uczucie, które przeszyło mnie od stóp do głów. Mimowolnie otuliłem się ramionami i przymknąłem powieki. Mogła odnieść wrażenie, że toczę wewnętrzną walkę, lecz było to złudne – nie musiałem tego robić, nawet przez moment nie liczyłem, że opuści tę barkę. Nawet jeśli wiele bodźców podpowiadało inaczej, nawet jeśli bijący ode mnie chłód i niezrozumienie wpędziły ją w poczucie winy.
-Nie chcę, żebyś odeszła- wyszeptałem spuszczając głowę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
17-09-2025, 21:30
Pewnie mogłaby przynieść mu szczęście, a może byłaby dla niego jedynie chodzącym pechem. Zawsze była to loteria, balans między ratunkiem a stryczkiem. Wiedziała przecież, kim była tamta Loretta ze szkolnych korytarzy. Dziewczyną, którą mierzyło się oczami innych. Wszystko sprowadzało się wtedy do opinii, do szeptów za plecami, do tego, kto chciał być obok, a kto wolał odwrócić wzrok. Dziś mogła mówić, że nigdy nie powiedziałaby na jego temat złego słowa. Mogła wierzyć, że bez zawahania przyjęłaby go z otwartymi ramionami. Prawdopodobnie właśnie tak by było. Ale młody umysł… młody umysł jest miękki, podatny, lękliwy. Łatwo go zgnieść cudzą opinią, łatwo przekupić obietnicą przynależności. Ona akurat tego strachu nigdy w sobie nie nosiła. To ona odrzucała, to ona zamykała drzwi i wyznaczała granice. To ona była tą, do której chciano należeć. I dobrze wiedziała, jaki koszt niosła ze sobą taka rola. Utracone lata dziś ją bolały, ale nie widziała sensu w ciągłym gdybaniu. Co by się stało, jeśli przełamałby swój strach i skonfrontował ją z prawdą? Nigdy nie poznają odpowiedzi na to pytanie, a do zbudowania mieli przecież całą przyszłość. Przyszłość skonstruowaną na ich wyborach - brata i siostry, o ile tylko będą mieć na to gotowość. Ona po części już ją miała. Przychodziła tu dzisiaj z niczym innym jak z gotowością. On wciąż wyglądał, jakby próbował rozgrzebać przeszłość albo udawać, że ta wcale go nie dotyczy. Może rzeczywiście potrafił żyć tak, jakby nic się nie wydarzyło. Może naprawdę wierzył, że można odciąć się od własnego nazwiska, jakby było tylko literami na papierze. Ale to działało tylko do pewnego momentu. Przeszłości nie da się prześcignąć - nie można udawać, że jej nie było. Trzeba ją w końcu przełknąć, przeżyć i dopiero wtedy ruszyć dalej. Czuła, że pragmatyzm odziedziczyła ona, a on tak jak i jej ojciec wciąż żył jakąś mrzonką. Trudną do wytłumaczenia tęsknotą.
Ta złość o utracony czas nie należała tylko do niego. Dotykała też jej i powinna dotknąć jeszcze jednej osoby. Bo czy ciotka Susan, mówiąc mu prawdę o tym, kim jest i jaką ma rodzinę, nie mogła zrobić jednego kroku więcej? Czy nie mogła powiedzieć także jej? Tym bardziej, że w ostatnich latach, odkąd choroba matki przykuła je do Apteki, widywały się niemal codziennie. Ścieżka, którą musiała znaleźć, nie była prosta. Ukryta głęboko w szafie – tam gdzie skrywane przez lata sekrety. I on musiał to rozumieć. Musiał wiedzieć, ile ją to kosztowało. Ale czy wiedział? Czy w ogóle przyszło mu do głowy, że te szybkie, rwane słowa, które wyrzucała z siebie, nie były wcale takie proste, jak rozmowa o obiedzie?
Obudź się, Freddy.
- Fred – zaczęła z westchnięciem. – Mówisz o tym jakbyś był kulą u nogi, ciężarem. Jakbyś był niespełna rozumu, a ja miałabym pełnić rolę twojego opiekuna. – próbowała dobierać te słowa bardzo delikatnie nie wiedząc na co może sobie pozwolić. Przecież tak naprawdę w ogóle się nie znali. – Przeszłość wyznaczyła granice, ale masz zamiar nadal tym granicom ulegać? A co z przyszłością? Na nią nie ma miejsca? – zadawała mu za dużo pytań. Już zdążyła zauważyć, że potrzebował czasu na to by pozwolić słowom ułożyć się w głowie, poczuć ich smak nie tylko na języku, ale też w swoim wnętrzu. – Nie znasz mnie. Skąd więc wiesz, kiedy jestem szczęśliwa? – nie próbowałeś poznać.
Nie umiała obchodzić się z ludźmi delikatnie. Wymagało to od niej wiele wysiłku, bo zwykle po prostu nie musiała tego robić. Jeżeli tak się działo, to najczęściej po prostu unikała tego typu relacji. Po co się tak męczyć? Ale przez to, że faktycznie czuła jakby łączyła ich więź, jak był częścią jej samej, która została jej odebrana, to łagodność przychodziła jej z większą swobodą. Przychodząc tu wiedziała, że będzie to wyzwanie. Test. Może odbije się od jego milczenia, może zderzy się z jego murami. Nie mogła jednak znieść tego smutku. Oblepiał go całego, jakby był czymś, czego nie dało się strząsnąć, czymś, co wciąż krzyczało, choć on milczał.
Pogódź się, Freddy.
- Mój – powtórzyła, a wzruszenie ramion zdradzało, że mówienie tego nie przychodziło jej z łatwością. – Jesteś moim bratem, moją krwią, rodziną. Przez całe życie myślałam, że jestem sama. – czyj był bardziej? Czy mogła rościć sobie do niego prawo? Oczywiście, że nie. Tak naprawdę przede wszystkim był swój i te wszelkie górnolotne wyznania mogły iść w diabły, jeśli on sobie tego nie życzył, a jednak nie mogła się powstrzymać. Od posiadania. Od zaznaczenia swojego miejsca.
Widziała w nim napięcie i wiedziała co ono oznacza. Na jego miejscu też nie chciałaby słuchać o rodzicach. O takich rodzicach. Skinęła głową, choć nie wiedziała czy mógł to dostrzec. Nie patrzył na nią. Wszystko co dziś powiedziała, wszystko co padło, tak naprawdę stanowiło definicję białej kartki. To próbowała mu przekazać. To zaproponować. Słysząc, że on nie chce, żeby odchodziła uśmiech mimowolnie pojawił się na jej ustach. Podeszła jeszcze bliżej, usiadła obok. – Więc… lubisz łowić ryby? – zapytała tym razem bez kpiny w głosie. Całkiem poważnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Freddy Krueger
Czarodzieje
zawsze budzę się za późno, nawet jeśli nie spałem
Wiek
21
Zawód
rybak, diler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
2
0
OPCM
Transmutacja
4
4
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
11
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
10
Brak karty postaci
17-11-2025, 21:44
Wielokrotnie zastanawiałem się czy można było zapomnieć o przeszłości. Odgrodzić się od niej na tyle szczelnym murem, aby wszystkie sytuacje – te dobre oraz złe – zostawić za sobą, jakby były tylko przeczytaną książką, zapisaną na kartkach fikcją. W końcu składała się z rozdziałów i emanowała całą paletą emocji; obrazowała chwile szczęścia, podobnie jak smutku i rozgoryczenia. Szeptała zwykłe, niewyszukane opowieści, w których na próżno było czekać na zwrot akcji, ale także te skomplikowane, zawiłe i nierzadko brzemienne w skutkach, prowadzące do miejsc, z których nie sposób było wrócić takim samym. Najlepsze dzieła pisało samo życie – realne wspomnienia, uczucia i doświadczenia. Powiadano, że z literackimi bohaterami można było się utożsamiać, a zatem czy możliwym było uniknąć tego we własnej historii? Można było zamknąć okładkę i odłożyć ją na wysoką, drewnianą półkę, gdzie już nigdy nie będzie dane nam sięgnąć? Wątpliwe. Oszukiwać – zwłaszcza samego siebie – było niezwykle prosto, jednak rzeczywistość bardzo szybko potrafiła pokazać swe prawdziwe oblicze i zweryfikować bujdy, jakimi usilnie staraliśmy się karmić.
Próbowałem sięgając po różne środki, starałem się upijając paskudnymi trunkami, a nawet w ostatnim, desperackim już kroku zmusiłem się do trzeźwości i nic nie przyniosło oczekiwanego rezultatu poza chwilowym wytchnieniem. Przeszłość była barierą, jakiej nie dało się przeskoczyć – bo ona była częścią nas.
Pozornie mogłem wszystkie swoje niepowodzenia zrzucać na karb trudności i porzucenia, ale czy na pewno one ponosiły pełną odpowiedzialność? Czy one uczyniły mnie dokładnie tym kim byłem? Może jednak doprowadziły do tego decyzje, których rzekomo nie potrafiłem podejmować? Nie miałem nauczyciela; nikt mi niczego nie pokazał i nie utrwalił żadnych wzorców – tych dobrych, ale przede wszystkim też tych złych. Uczyniłem to sam, wyszlifowały je pojedyncze sytuacje i choć trudno było szukać na wiele przyzwyczajeń aprobaty, działy się one wyłącznie za moją zgodą. Zawsze uciekałem chowając się za nieśmiałością oraz brakiem pewności siebie, wmawiając sobie, że te uniki nie były wyborem, a koniecznością. Zapewne od lat żyłem w błędzie i mimo poczucia winy wciąż szukałem dla siebie usprawiedliwienia. Czy dokładnie to samo wydarzyło się w przypadku Loretty? Czy naprawdę utrwaliłem w sobie przeświadczenia, choć w istocie byłem po prostu ślepy i głupi? A przede wszystkim okazałem się zwykłym tchórzem?
-Ja- przerwałem, nie wiedząc, jak ubrać swoje myśli oraz podejście w klarowne słowa – w zdania, które pozwolą jej zrozumieć moje obawy, a zarazem utrzymany dystans. Choć w tym przypadku dystans był złym określeniem, bowiem nie podjąłem żadnej próby, nawet przez chwilę nie analizowałem możliwości ujawnienia się i wyznania trudnej prawdy. Zawiodłem ją, rozczarowałem i oszukałem – w ciszy, w zamknięciu, w ciemności. W tajemnicy.
-Nie wiem kto je wyznacza, zapewne my sami. Ale- przełknąłem ślinę czując palącą gardło gorycz. Żal, być może wstyd – najpewniej wszystko razem wzięte. -Jesteśmy kompletnie inni. Widziałem cię na korytarzach otoczoną wianuszkiem innych osób; uśmiechniętą, pewną siebie, zaradną, zawsze zadbaną i dobrze ubraną. Zaś ja? Spójrz na mnie Loretto, nawet mnie z tej szkoły nie pamiętasz. Bałem się, że uznasz to za żart i sam zapewnię sobie kolejny powód do naigrywania się. Do tych paskudnych kpin i kretyńskich komentarzy. Pozostawanie w cieniu zapewniało mi spokój, potrzebowałem go- nie czułem się egoistą, ale ten jeden jedyny raz naprawdę chciałem nim być. -Wiem, że to okropne. Wiem, że zachowałem się beznadziejnie- westchnąłem cicho pod nosem starając się poukładać sobie to wszystko w głowie. Próbując uwierzyć, iż to co się działo nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Wciąż tu była, wciąż próbowała – czy ja naprawdę byłem tego wart? -Nigdy nie potrafiłem walczyć o swoje- dodałem ciszej, po czym uniosłem na nią wzrok. Smutny, ale zarazem pełny jakiejś irracjonalnej nadziei, że jeszcze nie wszystko było stracone.
-Jakie lata?- zdziwiłem się, choć nie tak bardzo, gdy padło kolejne stwierdzenie. Czuła, że byłem jej? Potrzebowałem dłuższej chwili, aby cokolwiek zrobić; ruszyć się choć o cal, odwrócić zmieszany wzrok tudzież po prostu cokolwiek na to odpowiedzieć. Nie mogła kłamać, nie dała mi przestrzeni na zwątpienie. Zbliżyła się i tym razem jej na to pozwoliłem – nie uciekłem, nie zrobiłem uniku. Stałem wpatrując się w nią, co z pewnością po części było spowodowane szokiem, którego nie potrafiłem ukryć.
-Nie odpowiadasz za nich, to prawda. Ja też nie- mruknąłem zaciskając mocniej sieć w dłoni. Niepotrzebnie powróciłem do ich tematu i gdzieś w głębi siebie byłem jej bardzo wdzięczny, że sama zdawała się nie chcieć rozprawiać nad pytaniami, na które odpowiedzi mogli znać tylko oni. Byłby to ledwie domysły owiane próżnymi nadziejami, że stało za tym coś więcej jak przykra decyzja. -Nie- odparłem twardo, a ta pewność w głosie zaskoczyła nawet mnie. -Nie chciałbym- zawahałem się wszak jeszcze nie tak dawno o mało co kompletnie jej nie zniechęciłem do rozmowy. -Nie chciałbym, żebyś odeszła, bo naprawdę jestem szczęśliwy, że w końcu mogę z tobą porozmawiać. Bez tego strachu, bez tych nerwów i wątpliwości.. No i chyba... w pełni rozumu? Tak się mówi?- dodałem, wykrzywiając wargi w lekkim uśmiechu. I tym razem byłem szczery i za tą szczerością nie musiał kryć się żaden ból.
Powiadano, że jednym słowem nie odmieni się świata, a jednak ona potrafiła to zrobić - pozornie drobnym wyznaniem zmieniła mój własny.
-Ryby?- potrzebowałem chwili, aby zrozumieć co do mnie mówiła. Kompletnie odpłynąłem myślami. -Ach, tak. Ryby. Bardzo. A Ty? Łowiłaś kiedyś?- spytałem zerkając na nią, gdy siadła tuż obok mnie. Czyżby ten wieczór miał być początkiem czegoś nowego? Zaprzeczeniem granic i przeszłości, które tak bardzo mnie ograniczały?

/zt x2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 11:02 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.