• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Suffolk, Dunwich, Przeklęta Warownia > Dzika plaża
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
04-08-2025, 20:34

Dzika plaża
Z ogrodów można przedostać się bocznym przesmykiem prosto na malowniczą, opustoszałą plażę. Niewidoczne na pierwszy rzut oka przejście ujawnia widok zapierający dech w piersi. Miejsce zdaje się być zapomniane przez człowieka, oddane nieposkromionej przyrodzie. Przyjemna, złocista plaża gdzieniegdzie poprzerywana jest pojedynczymi wyrzuconymi przez morze kłodami. Docierające do piasku fale wyrzucają na brzeg drobne kolorowe kamienie. Pochylające się ku morzu pojedyncze drzewa zachęcają, by schronić się w ich cieniu. Tuż przy brzegu znajduje się piaszczyste, charakterystyczne wzniesienie, z którego rozciąga się fantastyczny widok na znikające za linią horyzontu popołudniowe słońce. Cisza, poprzerywania jedynie melodią fal i ptasimi głosami, pozwala zebrać myśli i sprzyja odpoczywaniu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
18-10-2025, 18:23
03.04.

Projekty. To było coś co wyznaczało jego rytm dnia. Wstawał i po szybkim śniadaniu brał się do roboty. Możliwość pracy w domu była bardzo wygodna, wiedział gdzie znajdują się wszystkie jego notatki, co gdzie leży i czego dotyczy. Doceniał jednak również konieczność czasami wyjścia z domu aby spotkać się z ludźmi, dla których pracował. A byli to różni ludzie, od zwykłych obywateli, którzy chcieliby urozmaicić swoje domy, ciężko pracujących rzemieślników, którzy pragnęli by ich praca była chociaż minimalnie mniej uciążliwa, po urzędników, którzy najmowali go do udoskonalenia lub odremontowania budynków użytku publicznego. Nigdy się nie nudził i zawsze miał pełne ręce roboty, ale nigdy nie narzekał. Lubił to co robił, był jednym z tych szczęściarzy, którzy uwielbiali swoją pracę i oddawali jej się w pełni. Naturalnie, jak każdy człowiek, czasami się męczył, mózg zmuszony do wiecznej pracy domagał się odpoczynku, a ciało krzyczało o więcej niż pięć godzin snu. Chociaż niechętnie odpoczywał, mając świadomość, że każda chwila przeznaczona na odpoczynek to marnowane minuty, które mógłby poświęcać na rozwiązywanie kolejnych problemów, to w finalnym rozrachunku mu to pomagało. Nawet jeśli nie zawsze chciał się do tego przyznać przed samym sobą.
I właśnie nadszedł taki dzień. Poprzedniego wieczoru nie był w stanie już nawet spisać najprostszych obliczeń i kilka razy złapał się na tym, że zasnął przy biurku. Wiedział, że czas na odpoczynek, chociaż jeden dzień. Ale chociaż normalny człowiek pewnie leżał by plackiem, albo wyszedł na spacer to on miał kompletnie inne plany. Już od dłuższego czasu odkładał naukę magii obronnej. W szkole nigdy się jakoś specjalnie nie pochylał, większość uwagi poświęcając transmutacji i urokom jako, że były mu potrzebne do przyszłej pracy. Teraz jednak, po tym co wydarzyło się w marcu doszedł do wniosku, że może nie byłby to głupi pomysł nauczyć się czegokolwiek. Nigdy nie było wiadomo co przyjdzie do głowy Grindelwaldowi i jego zwolennikom, a jeśli chciał być w stanie bronić najbliższych, to musiał nauczyć się tego robić. Jego nauka czarnej magii jakoś stanęła w miejscu, co niesamowicie go frustrowało, ale poniekąd nie miał na to wpływu. Do tego potrzebował nauczyciela, który go poprowadzi i wskaże odpowiednią drogę. Podobnie było z magia obronną. Dlatego zwrócił się do Lucindy, wydawała mu się najbardziej kompetentną osobą do tego zadania. W ogóle go nie zaskoczyła, że się zgodziła, zawsze uważał, że jest najmilszą i najbardziej ciepłą osobą z ich rodziny. Darzył ją dużą sympatią i miał nadzieję, że zdawała sobie z tego sprawę.
Na miejsce lekcji wybrali plaże, z dala od domu, w którym mogliby coś zepsuć. Oczywiście naprawiłby to raz dwa, ale wolał mimo wszystko mieć czystą głowę, nie martwiąc się o ewentualne ofiary w meblach. Spodziewał się z resztą i w zasadzie oczekiwał, że Lucinda nie będzie się ograniczać, skoro miał się nauczyć to najlepiej na własnej skórze.
- Od czego zaczynamy? - spytał z lekkim uśmiechem widniejącym na ustach kiedy znaleźli się na piaszczystym wybrzeżu, a gdzieś za ich plecami majaczyła sylwetka Przeklętej Warowni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
26-10-2025, 19:58
W szkole nie przywiązywała dużej wagi do zaklęć. Uczyła się ich raczej z własnej ciekawości niż z potrzeby - w końcu nigdy nie planowała zostać aurorem. Wychodziła z założenia, że bez względu na to, czy w jej żyłach płynęła błękitna krew, czy była kobietą, przede wszystkim była czarodziejem. Magia została jej dana wraz z urodzeniem i ta sama magia domagała się ujścia, domagała się okiełznania. Z czasem ta czysto naukowa ciekawość przekształciła się w coś więcej - w potrzebę. Bo kiedy zdecydowała, że poświęci życie przygodzie, poszukiwaniom i łamaniu klątw, zrozumiała, że bez znajomości zaklęć nie przetrwa, a już na pewno nie stanie się w tym dobra. Dziwne może było to, że w jej hierarchii wartości wyżej stało zadowolenie z siebie i swoich osiągnięć niż samo przetrwanie, ale taka już była - zawsze stawiająca sobie wyższe cele i wymagająca od siebie więcej niż ktokolwiek inny. Zwykła mówić, że to życie wymusiło na niej ten rygor, że to ono nauczyło ją traktować różdżkę jak przedłużenie ręki - część własnego istnienia. Prawda była jednak prostsza: po prostu czuła, że jest w tym dobra. Zaklęcia, choć niekiedy przewyższające jej umiejętności, uginały się pod jej determinacją i wewnętrzną potrzebą. Ruchy dłoni, wyćwiczone do perfekcji, stawały się instynktowne, bo na szlaku nie było miejsca na wahanie. Czasami, gdy od śmierci dzieliły ją zaledwie sekundy, nie mogła pozwolić sobie na pytanie, czy magia ją nie zawiedzie. Czy to ona nie zawiedzie magii. Nigdy jednak nie miała potrzeby, by używać jej przeciwko komuś - nikt dotąd nie czyhał na jej życie. Przynajmniej jeszcze nie.
Kiedy Mitch zapytał, czy poćwiczyłaby z nim magię z zakresu obrony przed czarną magią, od razu się zgodziła. Trochę z sympatii do niego, a trochę z chęci własnego treningu. Jeden Merlin wiedział, jak bardzo czasem brakowało jej adrenaliny w codziennym życiu. Wcześniej definiowała ją niemal całkowicie, a z magią żyła jak ze starym, dobrze znanym przyjacielem. Ostatnio jednak ten rodzaj magii został przez nią zapomniany, zdystansowała się od niego. Tym większą satysfakcję czuła, gdy zjawiła się na Dzikiej Plaży tuż przy ich domu. Zawsze przy takich lekcjach trzeba było pamiętać o konsekwencjach, które mogą pojawić się, gdy magia stanie się zbyt nieokrzesana. Tylko ignoranci lub szaleńcy mogliby wierzyć, że są w stanie nad wszystkim zapanować całkowicie. Ona nie była ignorantką ani nie była szalona.
- Obrona przed czarną magią to bardzo szeroka dziedzina - zaczęła, wyciągając przed siebie różdżkę. - To zaklęcia, które chronią nas, ale też miejsca, stworzenia, potrafią zacierać ślady, wyciszać pomieszczenia i wyostrzać nasze zmysły. Pomyśl, Mitch, na czym najbardziej ci zależy i na tej części magii się skupimy - dodała, unosząc kącik ust w uśmiechu. - Chamaeleontis to zaklęcie, które pozwala nam się ukryć. Trochę jak… kameleon. - zademonstrowała ruch różdżką, powtarzając inkantację jeszcze raz. – Zacznijmy od tego, bo to naprawdę przydatne zaklęcie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
30-10-2025, 18:37
Wydawałoby się, że każdy rodzaj magii był szeroką dziedziną. Jeśli by tak nad tym wszystkim pomyśleć transmutacja, którą miał naprawdę dobrze opanowaną, miała zastosowanie w wielu aspektach życia. Jemu akurat była przede wszystkim do pracy, jednak wielu czarodziei używało jej w codziennym życiu po to by sobie je po prostu ułatwić. W przypadku obrony przed czarną magią, w każdym razie w jego mniemaniu, był zgoła inaczej. Ten rodzaj magii miał przede wszystkim bronić, pomagać w pojedynkach i stanie zagrożenia gdyby do takiego doszło. Żyli w niepewnych czasach, widmo wojny nadal wisiało nad magicznym społeczeństwem, a ostatnie wydarzenia dały wyraźnie do zrozumienia, że nie ma co liczyć zdecydowane działania ze strony Ministerstwa. Wychodziło na to, że sami muszą brać sprawy w swoje ręce i jeśli przyjdzie taka potrzeba obronić się przed zagrożeniem, które mogło nadejść z każdej strony i w każdym momencie.
- Czyli w sumie można ją też trochę połączyć z moją pracą, prawda? - uniósł brew ku górze myśląc trochę na głos - No bo jak zakładam zabezpieczenia, co prawda runiczne w większości, na budynki i inne tego typu rzeczy, to też możemy to zakwalifikować do magii obronnej, czy się mylę? - spojrzał na Lucindę ciekaw jej opinii w tym temacie - Ale w tym momencie chyba najbardziej mi zależy na obronie swojej i najbliższych. - dodał po chwili.
Przede wszystkim chodziło mu o innych. Wychodził z założenia, że sam sobie jakoś poradzi, ale jednak zdrowie i życie tych, na których mu zależało było dla niego najważniejsze. Ostatnim razem mu się nie udało, nie zdążył, ale też tak naprawdę nie miał jak, nie wiedząc, że w ogóle ma do czegoś dojść. Długo nad tym rozmyślał, czy gdyby wtedy, jakimś cudem, przybył do mieszkania babki przed całym zajściem to byłby w stanie obronić ją i siebie przed ojcem? Oczywiście, byłby z nim Cillian, który zdecydowanie był w tej dziedzinie bardziej biegły i nawet przy jego stylu bycia nie przeszedł by obojętnie obok takiej sytuacji. Ale co gdyby był sam? Czy wtedy by sobie poradził?
Wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni, po czym powtórzył sprawny i wyćwiczony ruch szwagierki kiedy demonstrowała mu zaklęcie Chamaeleontis. Zrobił to kilka razy, bo jednak ręka nie była przyzwyczajona do takiego ruchu i dopóki nie nabrał pewności, że dobrze porusza nadgarstkiem, a machnięcie ma odpowiednią moc nie zabrał się za rzucanie zaklęcia.
- Czyli to zdecydowanie może się przydać na przykład do infiltracji. - pokiwał głową, po czym stanął pewniej na nogach, zapierając się bardziej na piasku, po czym uniósł dłoń trzymającą różdżkę i wykonał odpowiedni ruch - Chamaeleontis - wypowiedział wyraźnie inkantację.
Po chwili poczuł jak lekki ciepło zaklęcia rozlewa się po jego ciele. Delikatny uśmiech wpłynął na jego ust, bo ciepło temu towarzyszące było przyjemne, zwłaszcza przy temperaturze na dworze. Moment później spojrzał na swoje dłonie i przez moment za bardzo sam nie wiedział na co patrzy. Niby poruszał ręką, a jednocześnie wiedział piasek pod sobą. Tym razem uśmiechnął się szeroko jak dziecko, które dostało cukierka.
- Tak to ma wyglądać? - spytał przenosząc spojrzenie na Lucindę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
17-11-2025, 21:24
Rozumiała potrzebę Mitcha, by uczyć się nowych zaklęć i pojmować kolejne odłamy magii. Jako dzieci wybierali to, co przyjemne lub fascynujące, często pomijając to, co faktycznie ważne i wartościowe. Dopiero jako dorośli czarodzieje zaczynali skupiać się na tym, co przydatne - w wykonywanym zawodzie, w codziennych sprawunkach, w ochronie siebie i najbliższych. Budowali własną hierarchię potrzeb, zamiast trzymać się tego, co narzucała edukacja, rodzice czy presja rówieśników. Byłaby naiwna, gdyby sądziła, że to, co wybrała jako dziecko czy nastolatka, wystarczy jej na całe dorosłe życie. Dopiero kiedy wszystko zaczęło się formować i krystalizować, mogła powiedzieć, że naprawdę wie, czego chce. - Wiele zaklęć z tej dziedziny pełni funkcję zabezpieczeń, więc tak… myślę, że tak, choć pewnie nie wszystkie są mi znane - odparła szczerze. Mogła ufać swojej magii, mogła wiedzieć, że gdy przyjdzie decydujący moment, ta jej nie zawiedzie, ale nie istniała szansa, by znała każde możliwe zaklęcie. Podejrzewała, że nikt nie znał - jej własna głowa dosłownie by od tego pękła. - Na tym akurat się znam - dodała z delikatnym, pewnym siebie uśmiechem. - Tym się zajmijmy. - wyciągnęła przed siebie różdżkę. Magia obronna przydawała jej się na szlaku, ale dawała jej też coś więcej - poczucie realnego bezpieczeństwa.
Patrzyła, jak Mitch ćwiczy ruch dłonią, jak przygotowuje się do rzutu zaklęcia. Co jakiś czas korygowała ułożenie jego palców, dopracowywała inkantację, tak by każdy element składał się na pewny, powtarzalny efekt. Może nie było to najtrudniejsze zaklęcie z całej puli, ale uważała je za naprawdę przydatne - idealne do infiltracji, do osłony, do zniknięcia z pola widzenia wtedy, gdy sytuacja tego najbardziej wymaga. W końcu mężczyzna rzucił zaklęcie i ku jej pozytywnemu zaskoczeniu, udało mu się za pierwszym razem. Uśmiechnęła się, obserwując, jak jego dłonie zaczynają znikać. - Dokładnie - pochwaliła spokojnie. - Właśnie tak. Jeśli chcesz zdjąć zaklęcie, po prostu rzuć Finite. - to miała być kolejna próbka jego umiejętności - zdejmowanie własnych zaklęć zwykle było prostsze niż przełamywanie tych należących do innych czarodziejów, ale i tak wymagało koncentracji.
- Protego na pewno znasz. To podstawowe zaklęcie ochronne, które powinien znać każdy z nas - zaczęła, robiąc krok w bok, by mógł ją dobrze widzieć. - Silniejsza tarcza to Protego Maxima. Też z pewnością o niej słyszałeś, choć mam wrażenie, że wszyscy za rzadko je ćwiczymy, licząc, że ta pierwsza wersja nas wystarczająco ochroni. - tym razem to ona wykonała gest różdżką - stabilny, szeroki, bardziej zdecydowany niż przy zwykłym Protego. - Jeszcze silniejsze jest Protego Totalum. Właśnie ono pozwala chronić miejsca przed atakiem albo wykryciem. Jest trudniejsze, wymagające większego skupienia i kontroli… ale możesz oczywiście spróbować rzucić je w celach czysto edukacyjnych. - znów zaprezentowała odpowiedni ruch, który nawet jej czasem przychodził z trudem.
- Nebulosa to czar, który powinien ci się spodobać - zaczęła spokojnie, unosząc różdżkę. - Ma w sobie coś z transmutacji. Po rzuceniu wokół ciebie pojawia się gęsta mgła. Pozwala się ukryć, zmylić przeciwnika albo po prostu utrudnić mu celny atak. - pamiętała to zaklęcie jeszcze z czasów klubu pojedynków w Hogwarcie; wykorzystywała je tam wiele razy. W dorosłym życiu również potrafiło okazać się zaskakująco przydatne. - Spróbujmy na razie tak - zaproponowała, cofając się o krok, by dać mu przestrzeń. - Jeśli chcesz, to na koniec mogę rzucić kilka zaklęć i sprawdzimy, czy zdołasz się przed nimi obronić. - dodała unosząc kącik ust w zaczepnym uśmiechu. Wyglądała tak jakby naprawdę liczyła na to wyzwanie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
26-11-2025, 18:16
Zabezpieczenia mogły przyjmować różne formy. Zarówno runiczne jak i typowo zaklęciowe. On skupiał się przede wszystkim na runach, ale czasami również był zmuszony użyć odpowiednich zaklęć. Te jednak, jako tako nie sprawiały mu problemu. Pojawiał się on kiedy przychodziło do walki i obrony siebie lub innych, nie budynków czy przedmiotów. W bezpośrednim starciu raczej nie miał szans, nie znał zaklęć, które mogłyby mu pomóc. Dlatego cieszył się, że to właśnie Lucinda została jego nauczycielką w tej dziedzinie. Ona z całą pewnością znała ich o wiele więcej, chociaż pewnie nie wszystkie. Przez moment nawet zastanawiał się czy w ogóle istnieje ktokolwiek kto zna wszystkie istniejące zaklęcia? Raczej nie było to możliwe, było ich przecież mnóstwo i to nie tylko w ich języku, domyślał się, że czarodzieje z innych krajów mieli również swoje zaklęcia, których Anglicy nie znali.
- Mega dziwne uczucie. - pokręcił głową z rozbawieniem nie mogąc dostrzec swojego ciała - Rozumiem, że można je również w razie czego rzucić na kogoś innego tak? W sensie żeby ten ktoś się zlał z otoczeniem, nie koniecznie musi ono być użyte tylko na sobie? - zapytał spokojnie, unosząc brew ku górze, zapominając na chwilę, że kobieta nie mogę zobaczyć wyrazu jego twarzy.
Po chwili jednak się zreflektował i uniósł różdżkę, po czym wypowiedział tak dobrze mu znane Finite. Używał go nie jednokrotnie, w końcu działało nie tylko za zaklęcia obronne, ale na zaklęcia w ogóle. Posługiwał się nim nie raz podczas pracy nad swoimi projektami zmieniając i doskonaląc swoje dzieła. Dziwne acz przyjemne uczucie towarzyszące zaklęciu kamuflującemu zniknęło tak szybko jak się pojawiło, a on już po chwili na nowo był widoczny dla niej i dla siebie.
Pokiwał lekko głową słuchając jej uważnie.
- Yhym, Protego to podstawa, to prawda, ale chyba w zasadzie nigdy nie byłem zmuszony do rzucania Maximy…znaczy samo zaklęcie jest mi znane, ale nie przypominam sobie abym go używał. - odpał powtarzając jednocześnie ruch nadgarstkiem za Lucindą, zrobił to kilkukrotnie dokładnie przyglądając się w jaki sposób szwagierka ułożyła palce na różdżce, jak duży wzięła zamach, próbując też ocenić ile siły włożyła w sam zamach - Totalum może spróbujemy jak już nabiorę więcej wprawy, chociaż nie podejrzewam aby miało mi wyjść. - mimowolnie zaśmiał się pod nosem - Ale to Maxime chętnie bym spróbował, dla ćwiczenia. - dodał z lekkim uśmiechem, jeszcze dwa razy wykonując próbny ruch nadgarstkiem - Protego Maxima! - wypowiedział zaklęcie skupiając się również na odpowiedniej wymowie.
Teraz miał czas by to przećwiczyć, by się na tym skupiać, podczas prawdziwej walki z całą pewnością nie będzie miał na to czasu. Im szybciej wejdzie mu to w nawyk tym lepiej. Z lekkim zaskoczeniem obserwował jak z jego różdżki zaczyna wydobywać się jasne światło, a po chwili w około ich dwójki powstała półprzezroczysta bariera.
- Eee…szczęście początkującego? - uniósł brew ku górze z rozbawieniem kompletnie nie spodziewając się, że to zaklęcie mu wyjdzie za pierwszy razem.
Było zdecydowanie bardziej zaawansowane niż zwykłe Protego, więc nie podejrzewał, że przy jego umiejętnościach próba zakończy się sukcesem. Wychodziło jednak na to, że miał dzisiaj albo niesamowite szczęście albo jego umiejętności były lepsze niż sam zakładał. Mimo wszystko skłaniał się jednak ku tej pierwszej opcji. Znał swoje ograniczenia, więc to zdecydowanie musiało być szczęście. Nie zmieniało to jednak faktu, że pchany powodzeniem, postanowił spróbować również kolejnego zaklęcia, o którym wspomniała Lucinda. Podobało mu się, że w pewnym sensie można było je podciągnąć pod transmutacje, a w tej był przecież dobry. Ponownie powtórzył kilka razy ruch nadgarstkiem, chociaż w przypadku tego zaklęcia w zasadzie nie było to nic finezyjnego.
- Nebulosa. - odezwał się po dłuższej chwili.
Tym razem, kiedy w około jego osoby zaczęła pojawiać się mgła, uśmiechnął się szeroko. Zdecydowanie miał dzisiaj farta, ale przecież jedynie ćwiczyli, na sucho. Miał czas by się skupić, by dopilnować, że ruch nadgarstka jest odpowiedni, w normalnych warunkach pojedynkowych nie było na to szans. Nie zachłysnął się więc swoim powodzeniem, chociaż nie ukrywał, że był zadowolony ze swoich osiągnięć jak do tej pory. Po chwili padło Finite i mgła rozmyła się w powietrzu.
- W zasadzie to właśnie na to liczyłem. - pokiwał głową patrząc na blondynkę - Teraz mam farta i mi wychodzi, ale w warunkach polowych wcale nie musi być tak kolorowo. Więc możemy w zasadzie zrobić sobie taki jednostronny pojedynek, ty atakujesz, ja się bronie, co myślisz? - uniósł brew ku górze.
Co prawda jeszcze z chęcią poznałby jedno albo dwa zaklęcia aby powiększyć swój repertuar, ale wszystko zależało w tym momencie od Lucindy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
05-12-2025, 14:54
Magia bywała przewrotna. Wiedziała o tym doskonale i doświadczyła jej kaprysów na własnej skórze. Czasem zaklęcia przepływały przez różdżkę z bezwysiłkową lekkością, wpływając na rzeczywistość dokładnie tak, jak powinny. Innym razem nawet te najprostsze, te opanowane do perfekcji i powtarzane niemal odruchowo, po prostu się nie udawały. Zwykle szukała winy w sobie - w braku skupienia, rozbieganych myślach, niewłaściwej postawie czy zbyt szybko wypowiedzianej inkantacji. A jednak prawda była taka, że magia miała własną wolę. Działała tak, jak sama chciała, nie zawsze podporządkowując się czarodziejowi. Bywała delikatna, współpracująca, subtelna jak muśnięcie na skórze. Innym razem stawiała opór, twardy i nieprzejednany, odczuwalny w każdej komórce ciała. Zmienna jak kobieta - kapryśna, nastrojowa, czasem nieprzewidywalna. I każdy, kto pragnął mieć ją blisko, musiał nauczyć się z tą zmiennością żyć. Wątpiła by ta dała się kiedykolwiek w pełni ujarzmić, że kiedykolwiek mogła być tak po prostu - posłuszna.
Skinęła głową, odpowiadając na jego pytanie, kiedy jego sylwetka całkowicie rozpłynęła się w powietrzu. - Możesz rzucić to zaklęcie na kogokolwiek zechcesz - przyznała spokojnie. - Ale zwykle o wiele łatwiej jest utrzymać kamuflaż na samym sobie. Choć to też kwestia indywidualna. Musiałbyś przetestować, co przychodzi ci naturalniej, bo dla każdego trudność leży w czymś innym. - wzruszyła lekko ramionami, jakby chcąc podkreślić, że w magii nigdy nic nie było tak oczywiste, jak mogło się wydawać. Wszystko zależało od umysłu - od koncentracji, od tego, jak potrafił utrzymać cel w myślach, nie pozwalając mu się rozmyć. Znała osoby, które potrafiły wykonywać kilka zadań jednocześnie, jakby kosztowało je to jedynie jeden spokojny oddech. I znała też takich, dla których skupienie się na najdrobniejszym szczególe było prawdziwym wyzwaniem. To właśnie dlatego tak bardzo różnili się poziomem umiejętności. Dlatego jedni wydawali się niepokonani, podczas gdy inni wciąż gonili ich cień.
Nie dziwiła się, że nie miał w swoim życiu wielu okazji do korzystania z tarczy - a już na pewno z jej silniejszych odmian. W końcu wszystko zależało od wykonywanego zawodu, od tego, z jakimi sytuacjami mierzył się na co dzień. Ale czasy stawały się coraz bardziej niepewne, a widmo wrogów majaczące na horyzoncie zapowiadało konieczność użycia trudniejszych, bardziej radykalnych zaklęć, po które wszyscy prędzej czy później będą musieli sięgnąć. Dlatego tym bardziej cieszyła się, że poprosił ją o pomoc w treningu. Jej samej również dobrze zrobi powrót do regularnych ćwiczeń - skłamałaby, twierdząc, że nie osiadła odrobinę po wszystkich ostatnich rewelacjach i życiowych przewrotach.
Zrobiła mu miejsce, cofając się o krok, aby mógł swobodnie rzucić zaklęcie. A gdy tarcza uformowała się przed nim poprawnie, jej uśmiech poszerzył się w sposób zupełnie szczery. - Bardzo szybko się koncentrujesz - pochwaliła z satysfakcją. - A to najlepsza informacja. W chwili zagrożenia naprawdę trudno rzucić zaklęcie wystarczająco szybko i celnie, żeby osiągnęło oczekiwany efekt. Ale co do ciebie… mam dobre przeczucia. - nie bała się mówić o rzeczach dobrych, miłych, o sukcesach. Taka była z natury - do innych mówiła z łatwością to, czego samej często nie potrafiła powiedzieć sobie choćby w najmniejszym stopniu.
Kiedy kolejne zaklęcie opuściło jego różdżkę bez najmniejszego nawet zawahania, a wokół nich zaczęły gromadzić się gęste chmury mgły, uniosła brwi w wyraźnym zaskoczeniu. Jedno nowo poznane zaklęcie rzucone poprawnie za pierwszym razem - to mogła zrozumieć. Drugie również, nawet jeśli podpadało już pod kategorię wyjątkowego szczęścia. Ale trzy? I to wszystkie wykonane perfekcyjnie?
Szok musiał być widoczny nie tylko na jej twarzy, ale i w całej postawie - w nieznacznie napiętych ramionach, w dłoni, która zacisnęła się mocniej na różdżce. - Albo jesteś bardzo pojętnym uczniem, Mitch - powiedziała w końcu, mrużąc oczy z udawanym podejrzeniem - albo… doskonale znasz te zaklęcia i po prostu pozwalasz mi poczuć się potrzebna. - kąciki jej ust uniosły się znacząco, a ton jasno sugerował, że jej słowa powinien traktować jako pół żart, pół prawdziwą wątpliwość.
Jego propozycja brzmiała aż nazbyt sensownie. Właściwie sama miała ochotę wytrącić mu tę zaskakująco szczęśliwą passę z rąk - nie z przekory, nie ze złośliwości, a z czystej, zdrowej potrzeby prawdziwego treningu. Wiedziała przecież, że nic nie motywuje bardziej niż porażki. Ona sama uczyła się na nich najszybciej. - No to szykuj się – odparła mrugając do niego porozumiewawczo. Przesunęła stopę po piasku tak, jak robiła to setki razy w szkolnych salach, wchodząc w pozycję pojedynkową, której ciało nigdy nie zapomniało, choć dawno przestała z niej korzystać na co dzień.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 10:59 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.