• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Hampshire, Rowlands Castle > Altana
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
27-10-2025, 13:48

Altana
Altana jest ukryta na terenie przestronnych ogrodów przynależnych do posiadłości. Znajduje się ona w centrum magicznego labiryntu, który codziennie rano zmienia swój układ. Jedynie członkowie rodu Avery potrafią się w nim odnaleźć. Gościom z zewnątrz zalecane jest jego odkrywanie z kimś z rodu u boku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
02-11-2025, 14:17
| 28 marca 1962, pod wieczór


Spokojne, ostatnie ciepłe promienie słońca okalały rozbudzającą się do życia roślinność. Było w tym coś kojącego, kiedy materiał sukienki mogła skryć w warstwie płaszcza ledwie narzuconego na wątłe ramiona, pozostawiając przestrzeń do przepływu rozbudzającego ciało wiatru. Pojedynczy ruch powietrza rozrzucał blond fale po kobiecej twarzy, której spojrzenie wędrowało po pięknie rozbudzającej się zieleni, męskiej twarzy i smaku spożytego przed kilkoma chwilami alkoholu, który teraz wybrzmiewał w bliskości zapalonego papierosa.  Złocisty dym okalał kobiecą twarz, nonszalancki ruch dłoni grał w akompaniamencie zarysu szminki na strukturze papieru.
Rozumiał ją.  Świat, w którym przyszło im żyć, zdawał się nagle zbyt ciasny, zbyt twardy, jak źle skrojona suknia, która krępuje ruchy i odbiera oddech. Wiedziała, że czarodzieje — jej lud, jej dziedzictwo, jej rodzina, jej przyszłość — nie powinni chować się w cieniu, żyć półprawdą, udawać mniejszość w świecie, który potrzebował ich blasku i niesionej weń siły. Bo jak można tłumić to, co jest samą esencją istnienia? Jak można ukrywać światło, które w każdym z nich płonęło, zasilane niepowstrzymywalną mocą, pierwotną i nieujarzmioną? Magia nie była ich przekleństwem, winna być oddechem świata, pieśnią drzew i ogniem w ich żyłach, który karmił ich uczucia. A jednak kazano im ją dusić, ograniczać, przekuwać w szept, w gest wykonywany w ukryciu.
Rozumiał ją, bardziej niż mogłaby sądzić.
Dłoń spoczywała na męskim przedramieniu w geście nonszalanckiego wsparcia, nie kusiła go urokiem, ale półgra spojrzenia i uśmiechu niosła za sobą coś na kształt gry, w jaką go wciągała. Odkąd pamiętała, ich spojrzenia spotykały wśród szmeru rozmów i kurtuazji, ale nigdy nie były wypowiedziane tak, jak teraz.
— Dumbledore się go bał, moim zdaniem... ten brak reakcji, jego obojętność... jego i plugawego Ministra. Jak gdyby nie było większej siły niż Grindelwald.
Spokojne kroki odbijały się pośród wybrukowanych altanek. Lubiła rozmawiać z Cassiusem, coraz częściej łapiąc się na tym, że pasował jej ton głosu i głębia kryjąca się za tym, że stawał po jej stronie, po stronie ich wolności. Było w tym coś uwalniającego, gdy w świecie dysput i uciekania od deklaracji, on postępował jasno, on mówił klarownie i prowadził w tym tańcu opinii i twórczości. Chwilę przesunęła, spojrzeniem po chowającym się za korony drzew krajobrazie zasypiającego słońca; być może powinna wrócić już do domu, ale coś trzymało ją dalej w miejscu, w którym nie obawiała się opinii, nie obawiała się wyjścia z roli matki i żony. To, właśnie to poczucie sprawczości i władzy, budowało weń kobiecość, którą zdawała się zatracić, a niegodnym było to w ciele ćwierćwili, która przesunięciem palców po męskiej skórze mogła doprowadzić ich do szaleństwa.  I szaleństwem było to, co kryło się wokół nich, bo świat, który zmuszał czarodziejów do ukrywania się, był światem chorym — skażonym zazdrością, lękiem i pychą gorszego sortu istot. Mugolska nauka, w swej arogancji, udawała, że poznała wszelkie prawa natury, a jednak nie potrafiła dostrzec tego, co tętniło tuż obok, w osobie jej i setek innych istnień — pulsującego życia, które nie dało się zmierzyć żadnym wzorem. A czarodzieje, w swej słabości i poddańczości, pozwolili sobie wmówić, że muszą milczeć, by przetrwać. Jak mogli uważać się za równych, gdy ona sama była pokazem na to, że magia jest naturalna i po prostu podana tym, którzy na to zasługiwali? Jak mogli uważać, że winni się kryć, podczas gdy dzierżyli władzę nad ciałem, umysłem i materią?
Westchnęła lekko, na krótkie dwa kroki przymykając oczy, by odchylić głowę w geście zaczerpnięcia powietrza.  Pomruk niezadowolenia wydawał się odkrywać przed nim stronice kobiecego zamyślenia, okraszone jedynie naturalnym urokiem idącym w każdym elemencie gestykulacji.
— Czy to się kiedyś zmieni? Czy kiedyś będziemy wolni od ograniczania samych siebie?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Cassius Avery
Śmierciożercy
Haunted spirits in my head, the thoughts themselves are the thinkers
Wiek
32
Zawód
badacz umysłów, pracownik MM, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
16-11-2025, 10:09
Cenił Apollonie za to, że w jej towarzystwie nie musiał wdziewać na twarz maski umiarkowania, która towarzyszyła mu nieustanie na korytarzach Ministerstwa. Wypowiadanie na glos pewnych prawd niekoniecznie spotkałoby się tam z uznaniem, mimo że to właśnie one od lat wydawały się Cassiusowi odpowiednimi poglądami i wyznaczały ścieżkę, którą zamierzał w swoim życiu podążać. Rozłam jaki pojawił się ostatnimi czasy w magicznym świecie był niemal namacalny, a chociaż on sam wolał pozostawać w cieniu, pociągać za sznurki z ciemności, nie uważał, żeby cały magiczny świat zasługiwał jedynie na cichą wegetacje w ukryciu. Oni, czarodzieje byli na to zbyt wielcy. Potęga krążąca w ich żyłach zasługiwała nie tylko na szacunek, ale i na możliwość wykorzystywania swojego potencjału w pełnej krasie. Jakże maluczcy byli ci, którzy widzieli w mugolach popleczników, równych sobie partnerów, z którymi należałoby prowadzić jakiekolwiek rozmowy czy interesy. Świat należał do nich, a niemagiczni byli jedynie pomyłką, A tę łatwo było wyeliminować. Posiadali w rękach siłę mogącą im to skutecznie umożliwić.
Bliskość ich ciał, alkohol wciąż krążący w żyłach, sprawiały, że niemal wyczuwał tlące się pod jej skóra emocje, miał wrażenie, że niedaleko im było do gwałtownego wybuchu. Tych nie zdołała ukryć nawet mglista chmura papierosowego dymu. Sam nie tłumił swoich uczuć, te podobnie kotłowały się w jego umyśle - zaraz po zaprzysiężeniu, ale i potem, gdy analizował w myślach tamte wydarzenia, zachowanie poszczególnych osób. Żałosną bezradność służb porządkowych, Dumbledore'a i samego Ministra. Wraz z dymem wypuszczał z płuc wszelkie oznaki zniecierpliwienia, pozwalając trwać w sobie jedynie niezłomnemu wyczekiwaniu na zmiany, które miały niewątpliwie nadejść. Wcześniej niż później. Ta pewność nie była jedynie wynikiem naiwnej nadziei, naprawdę wierzył, że Czarny Pan niedługo podejmie decyzję o tym, aby pokazali na co ich stać i do czego należało dążyć.
- A myślisz, że dlaczego postarał się o posadę dyrektora Hogwartu? Nie od dzisiaj wiadomo, że mury zamku zapewniają najlepszą ochronę. To forteca, w której niczego nie musi się obawiać - odparł, przytakując jej ruchem głowy. Wyciągnęła podobne wnioski jak on, - Do czasu - dodał ciszej, w zamyśleniu, raczej do siebie niż do niej. Podniósł na nią wzrok, nawet nie szukając zrozumienia w błękitnych oczach. Po prostu wiedział, że je tam znajdzie. Wielka siła kryła się pod jej pozorną delikatnością, damy, lwicy zdolnej wziąć salony w swoje władanie. Los nieustanie stawiał na jego drodze kobiety niepozbawione charakteru, na każdym kroku udowadniając mu jak niewiele prawdy kryło się w argumentach o tej słabszej płci. To prawdopodobnie matka nieświadomie sprawiła, że mimo wszelakich negatywnych cech zaszczepionych w jego podłym charakterze, mizoginia była ostatnim, na co by się w jej towarzystwie zdobył. Może przyciągał do siebie archetypy silnych, niezależnych niewiast, nawet jeśli ich część pozornie spełniała się jedynie w roli żony i matki. Wciąż czuł na sobie jej czar, ten nieokiełznany, któremu nawet on nie potrafił się oprzeć, gdy piękno i inteligencja walczyły między sobą o palme pierwszeństwa.
Gdyby wniknął teraz w jej umysł, znalazłby w nich odbicie swoich własnych refleksji. Świat wydawał się za mały na równoczesne istnienie tak różnych od siebie bytów. Ci, w których żyłach nie płynęła magia, nawet ci, których moc przebudziła się mimo braku tkwiących w duszy predyspozycji, nie zasługiwali na to, aby stąpać po labiryntach świata, który powinien należeć jedynie do nich. Czystokrwistych, w pełni operujących magią.
- Mam nadzieję, że wcześniej niż myślisz. - Zerknął na nią uważnie, stanął w miejscu, zmuszając do tego, aby ona również wstrzymała swoją dalszą wędrówkę. Odwrócił kobietę twarzą w swoją stronę, ich kroki niosące się pośród wybrukowanych alejek ucichły. Wbił wzrok w błękit jej szczególnie zabarwionych oczu, zacisnął na moment wargi w wąską kreskę. Pytanie, które zamierzał jej zadać kryło w sobie więcej niż powierzchowną retorykę. Jej odpowiedź mogła wiele zmienić, być kamieniem milowym, zarówno na jego jak i na jej ścieżce. - Jak wiele byś dała, żeby uwolnić się z tych ograniczeń?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Apollonie Crouch
Czarodzieje
On ne peut régner innocemment
Wiek
34
Zawód
persona publiczna, mentorka młodych
Genetyka
Czystość krwi
potomkini wili
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
1
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
11
Brak karty postaci
30-11-2025, 14:26
Odnajdywała w nim ucieczkę od poprawności i pragmatyzmu, który miała w ograniczeniach rodowych posiadłości. Mąż zawsze pozostawał na granicy, nie wydawał wyroków, zagłębiał bez osądu; a przecież istniały w świecie prawdy, którym brak było zawahania się; starsze niż ktokolwiek istniejący na ich świecie, silniejsze niż jakakolwiek siła, która próbowała je hamować. Zaprzysiężenie było przełomem, który złamał istniejące w niej bariery, jak gdyby istniało poczucie, w którym utwierdzała się usilnie przez tyle lat, a teraz opadła w bolesnym uświadomieniu sobie swojej pozycji. Dusiła się; choć niezaprzeczalnie kochała męża, to miłość nie była ciągłą, a sinusoidą i teraz znajdowała się na samym dnie, w którym niesmak graniczył wściekłości; niezrozumiana, tłumiona latami obowiązków matki i dobrej żony, pozbawiona wielkich słów, do jakich przywykła w posiadłości Bulstrode'ów, dając upust narastającym zwykle emocjom w rozbudzonych dysputach i wolności słowa, w której każdy chełpił się tradycją i siłą. Crouchowie, z maniakalną poprawnością zasiadających przy władzy, tkwili w nieopisanym w niej impasie, w którym jej opinie — jednorodne, jasne, klarowne i wypowiedziane, były wprost wulgarne. I tak pojawił się on, a wraz z nim dreszcz przyjemności przepływający wzdłuż kręgosłupa, gdy wypowiadał krótkie 'zgadzam się', a w niej tlił się skrywany dotąd żar, który podsycał z nieukrywaną przyjemnością.
— Kryje się za plecami najsłabszych, bo wie, że wszyscy staniemy w obronie naszych dzieci — westchnęła, z lekkim pomrukiem na samym końcu słowa wskazującym o takiej ilości alkoholu, w której słowa idą przed rozsądkiem, a pragnienia przed hamulcami.
— Dwójka starców, którzy nie potrafią nic zrobić porządnie... jak taki Leach ma nami rządzić, skoro nie rozumie setek lat naszego istnienia, tradycji, krwi?
Wiedziała, że nawet bez słów się z nią zgadzał.
I wiedziała też, że w geście bliskości była linia, której nie powinna przekraczać, a jednak słodki posmak zawarty na dnie samych myśli nakazał spojrzeć mężczyźnie w oczy. Szum potęgował wrażenie narastającego zniecierpliwienia; rozchyliwszy usta, w delikatności i cieple oddechu zdawała się z tym pytaniem po prostu tkwić; na końcu języka pozostawała odpowiedź. Niedopowiedziana, krucha, będąca gdzieś na dnie jej spojrzenia, w którym widział to, co chciał widzieć. Ale była w iluzorycznym poczuciu sprawczości, której nigdy nie miała. Serce przełamane na pół; jedna połowa utrzymywała ją przy życiu, druga napędzała machinę nazywaną przywiązaniem. Niczym Demeter szalejąca z rozpaczy, w jej miłości było coś z tego nieustannego odradzania; nawet kiedy zmęczenie wbijało się w jej kości jak cierń setek lat budowanych ról społecznych, nawet gdy życie przygniatało ją obowiązkami tak ciężkimi, że trudno było oddychać, patrzyła na swoje dzieci i znajdowała w sobie siłę, która nie miała prawa istnieć. Ale ta siła, jak wszystko co istniało w życiu, miała swoje drugie dno.
— Wiele, Cassiusie — wyszeptała, z lekkim zachrypnięciem na końcu języka. Broda powędrowała ku górze, w chłodzie otaczających barw wybijając srebrzyste tony ćwierćwilej skóry. Spojrzenie leniwie powędrowało od ust do oczu, od oczu do ust i gdy w rozleniwieniu tworzyła na wolumienie myśli mapę jego twarzy, w zaowalowanych odmętach budziło się to, co zawsze miała sobie.
— Dla dobra i przyszłości dzieci będę w stanie zrobić wiele — i była to siła, którą niewiele osób potrafiło powstrzymać i jeszcze mniej zrozumieć. Niepodważalnie mocniejsza niż wiele tych, które określano w ich świecie potężnymi; bo była dla ich dobra gotowa oddać życie, ale tez walczyła o swoje życie po to, by dawać im dobro i bezpieczeństwo. Nie sądziła, że przyjdzie im żyć w czasach, gdy status przyszłości latorośli owiany będzie znakiem zapytania.
A myśli miała brzydke, w chwili stały się wręcz szpetne. Nie odeszła na krok, jak gdyby pomiędzy nimi wisiało pytanie, które tylko on mógł zadać, ale nigdy nie znajdzie na to prawdziwej odpowiedzi. Ile była w stanie zrobić dla dobra swojego? Gdzie je upatrywała, w tej quazi-altruistycznej postawie, w której własne jestestwo odsuwała na drugi plan. I tylko ten krótki moment, napięcie budowane setką podążających pod skórą igieł; akceptacja bliskości, na którą nie powinna sobie pozwalać, ale w swej obecności była uwalniająca. Stłumiona syrena alarmowa, na którą zarzuciła woalkę rodzącej się latami pragmatyczności. Mógł czytać z niej jak książki, na pozór, bo sama języka pisanych treści nie znała.
Czy zrzucisz kajdany, Apolonio?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 11:05 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.