• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Śmiertelny Nokturn > Knajpa "Biała Wiwerna" > Bordowa sofa w kącie
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
31-05-2025, 15:45

Bordowa sofa w kącie
W jednym z bardziej spokojnych kątów stoi jedyna w lokalu sofa, która zdecydowanie wyróżnia się na tle licznych, twardych krzeseł i wąskich ław rozstawionych bez większego ładu po całej sali. Jej bordowy materiał, choć kiedyś zapewne bardziej schludny, teraz jest mocno wyblakły i poprzecierany, a na poduszkach wyraźnie widać odgniecenia, jakby wiele osób szukało tu wcześniej miejsca na chwilę samotności. Tkanina miejscami przetarła się, ukazując wełnę, a przy siadaniu mebel wyraźnie skrzypi, najpewniej najlepsze lata mając już dawno za sobą. Ten kawałek przestrzeni nie cieszy się dużą popularnością – większość gości unika sofy, wybierając twarde ławy, choć wielu z nich podejmuje najpierw próbę ułożenia się na sofie. Warto dodać, że miejsce to znajduje się dość blisko pulsującego ciepłem kominka, co zdaje się niwelować część niewygody związanej z przebywaniem na bordowej sofie, ale wciąż nie jest to ulubiony zakątek tutejszych bywalców.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Axel Devereaux
Czarodzieje
Je est un autre.
Wiek
25
Zawód
Tancerz, Złodziej, Kelner w Białej Wiwer
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
12
16
Brak karty postaci
06-11-2025, 18:02
19.03.1962 r.

Środa minie, tydzień zginie. Te słowa obijały się pod sklepieniem czaszki młodego Francuza, kiedy snuł się z tacą między stolikami, stawiał pełne pokale pienistego piwa i zgarniał puste szkło. Długie ręce przydawały się, kiedy musiał sięgać spomiędzy rosłych mężczyzn, a lepiej było ich nie tracąc i nie przeszkadzać, kiedy rozmawiali miedzy sobą. Axel udawał obojętność, a tak naprawdę przysłuchiwał się tym rozmowom, łowiąc słowa klucze. Większość ludzi przychodzący do Wiwerny kojarzył, znal ich imiona i nazwiska, potrafił powiedzieć co nieco o nich, o tym co robili i o czym najczęściej tutaj rozmawiali, nie mówiąc już o tym, co zazwyczaj zamawiali.
Ta cala wiedza była praktyczna i stanowiła często walutę do wymiany na złote monety. Po pijaku ludzie mówili zwykle prawdę i nie mogli się powstrzymać przed wychlapaniem tajemnicy. Co inni wstawieni towarzysze rozmów często ignorowali, ale nasłuchujący kelner oczywiście notował w pamięci. Potem tez ciężko było ustalić, skąd i przez kogo dana informacja wypłynęła i kiedy nieszczęśnik, który wlał w siebie za dużo piwa musiał się gęsto tłumaczyć, Axel liczył zarobek.
Po odniesieniu pustego szkła na zmywak Axel rozejrzał się po sali notując w pamięci, co gdzie zostało doniesione, gdzie za chwilę powinno się skończyć piwo i czy ktoś doszedł do całego towarzystwa. Ku swojemu zaskoczeniu dostrzegł kobiecą sylwetkę, która podeszła do sofy w kącie obok kominka. Marcowa pogoda nie rozpieszczała, więc rozpalono dziś porządnie w kominku i gdyby nie to, że sofa była średnio wygodna, było to idealne miejsce na rozgrzanie się.
Deveraux odbił się od lady i poszedł w stronę sofy wyciągając z kieszeni fartucha malutki notatnik. Nikt tego nie praktykował tutaj oprócz niego. Lubił ten gest, lubił mieć w dłoni ten niewielki atrybut kelnera z restauracji, bo kojarzyło mu się to z Francja i Paryżem. A kiedy dostrzegał kogoś wybitnie wybijającego się ponad typowa nokturską chołotę, po prostu nie mógł się powstrzymać. W kilku krokach zbliżył się do klientki, splótł smukłe palce wokół ołówka i pochylił się niezbyt nachalnie.
- Dobry wieczor, co podać? - Zagadnął przywołując na usta miły uśmiech. Mówił nienagannie po angielsku z typowym, londyńskim akcentem. Tutaj rzadko kiedy sięgał po francuskie brzmienia, potrafił doskonale naśladować kilka akcentów z wysp brytyjskich, chociaż szkocki do dziś sprawiał mu wiele problemów, pomimo że twarde R nie było wcale takie trudne w wymowie. Jeszcze dwa lata temu zaciągał mocno francuskim akcentem, kalecząc odrobinę zdania i naciskając niemiłosiernie na przedostatnią sylabę. Jednak wziął mocno do serca radę pewnego czarodzieja z Nokturnu i w niespełna dwa lata był nie do odróżnienia spośród miejscowych.
- Proponuję grzańca, dziś pogoda jest wyjątkowo nieprzyjemna. - Spojrzał na kobietę i lekko zmarszczył brwi. Jej twarz wydala mu się w jakiś sposób znajoma, jakby widział ją ostatni raz wiele lat temu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Manon Baudelaire
Śmierciożercy
normal is an illusion. what is normal for the spider is chaos for the fly.
Wiek
25
Zawód
alchemiczka w szpitalu św. munga
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
10
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
7
Brak karty postaci
11-11-2025, 13:56
Przebywanie na Śmiertelnym Nokturnem nie należało do jej ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu. Gdyby mogła, najchętniej prowadziłaby swoje interesy w jakimś przyjemnym, nieśmierdzącym fragmencie Londynu, bez obaw, że jeden zły obrót sprawi, że nagle z ulicy wejdzie prosto w rzygownik. Obrzydzały ją podobne myśli i podobne lokale, ale sprawy, które załatwiała na Nokturnie były zbyt delikatne, aby ryzykować przypadkowe podsłuchanie przez tego, czy owego, który w pierwszej kolejności czmychnąłby zapewne na komendę magicznej policji. Trucizny nigdy nie były towarem zalegalizowanym przez prawo, dlatego obrót nimi musiała powierzyć pośrednikom. A gdzie można było znaleźć chętnych do szybkiego zarobku, których można było również łatwo zastąpić kimś kolejnym, gdyby nastał taki przymus? Na Śmiertelnym Nokturnie właśnie.
Biała Wiwerna była chyba najbardziej porządnym z lokali znajdujących się na tej zapomnianej przez Merlina alei. Oczywiście, brakowało jej wielu przymiotów, aby — chociaż symbolicznie — nazwać ją restauracją. Na szczęście Manon nie była głodna, nie wiedziała, czy byłaby w stanie zmusić się do przełknięcia chociaż jednego kęsa tutejszych specjałów. Pozostawał więc tylko alkohol, a raczej pozorna myśl o nim. W takich lokalach nawet jeżeli wino było dostępne, smakowało bardziej jak siarka pomieszana z dżemem owocowym, jak coś, co przy dłuższym piciu niechybnie spowodowałoby wypalenie dziur w ścianach przełyku i żołądka. Zbyt mocno ceniła sobie swoje zdrowie, aby sięgnąć po taki trunek. Ostatecznie piwo bywało opcją bezpieczniejszą nawet od wody, dzięki niższemu prawdopodobieństwu zakażenia. No cóż, gdy wchodziło się między wrony, należało krakać jak one.
Drzwi od knajpy otworzył jej starszy, kaprawy mężczyzna. Współpracowali ze sobą już od kilku lat i jeszcze nigdy jej nie zawiódł. Pomimo swego wyglądu, który mógł dawać mylne wrażenie o jego niedostatkach, czy to fizycznych, czy psychicznych, wykazywał się nie tylko werwą, ale i sprytem większym od niejednego młodego nokturnowego szczurka. To on poprowadził Manon — odzianą w czarną szatę z kapturem naciągniętym na połowę głowy — do bordowej kanapy, słusznie zakładając, że pomimo jej niewygody, kobieta nie będzie chciała dzielić miejsca na ławie wśród niepewnego lokalnego elementu. Zielone spojrzenie Baudelaire omiotło zgromadzonych, jak i całą salę. Musiała być czujna, w razie wątpliwości dowieść swojej siły. Nie tej fizycznej, oczywiście, ale tej, która najpiękniej prezentowała się w zielonej wiązce zaklęcia uderzającego we wroga. W miejscach takich jak to nie było przestrzeni na zawahanie się.
Gdy usiedli, Manon zdążyła przekazać już umówione fiolki staremu mężczyźnie, który wsunął je w specjalne kieszenie po wewnętrznej stronie swojego wytartego płaszcza. Nie musieli dyskutować o podziale zysków, ten mieli już od dawna umówiony. Manon oparła plecy o niewygodne oparcie sofy i tak przez chwilę trwała w milczeniu. Jej myśli oscylowały wokół możliwości podarowania pośrednikowi jakiejś nagrody za lojalność, wokół sklepu Borgina i Burke, w którym mogłaby spotkać Antonię, gdyby akurat pracowała i z którego mogłaby się wydostać bezpiecznie z Nokturnu, przez wzgląd na podłączony do sieci Fiuu kominek. Z zamyślenia wyrwał ją jednak ktoś inny. Nachylający się blisko jej twarzy, zbyt blisko.
— Nie tak blisko, śmierdzisz Nokturnem — syknęła z irytacją, unosząc dłoń do góry, jej wnętrze ukazane zostało Axelowi, zewnętrzna strona wyeksponowana była w stronę Manon. Kobieta zmarszczyła brwi, najpierw poświęcając uwagę swojemu dzisiejszemu towarzyszowi. Ten nie wydawał się być przesadnie zaskoczony obecnością nieznajomego, co pozwoliło Manon uznać, że nie miała do czynienia z kimś niebezpiecznym. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dopiero po chwili, gdy zaproponował jej grzane wino, opuściła rękę o kilka centymetrów, posyłając mu wciąż zdjęte niezadowoleniem spojrzenie. — Ile w tym prawdziwego wina, a nie Merlin—jeden—wie—co—tam—trzymacie—za—barem? — spytała już nieco spokojniej, chociaż jej ton pozostawał dość ostry, jakby domagała się wyjaśnień. Widziała jego zmarszczone brwi, spodziewał się zobaczyć kogoś innego? Dlatego pozwolił sobie na taką poufałość? Po dłuższym przyjrzeniu się, przypominał jej kogoś. Twarz, która powinna chyba zostać gdzieś w przeszłości, twarz, która pasowała do Paryża, Rzymu, Mediolanu, Barcelony i Moskwy, a nie Śmiertelnego Nokturnu. Imię zamajaczyło jej gdzieś na granicy pamięci, ale... To przecież nie mógł być on. To nie mógł być Axel Delacour.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Axel Devereaux
Czarodzieje
Je est un autre.
Wiek
25
Zawód
Tancerz, Złodziej, Kelner w Białej Wiwer
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
12
16
Brak karty postaci
12-11-2025, 22:39
Biała Wiwerna była odrobine porządniejsza niż pozostałe lokale na Nokturnie, ale wciąż pozostawała częścią Nokturnu. Również i tutaj działo się wiele rzeczy, które wychodziły poza ogólnie przyjęte normy i zasady. Na każdym kroku spotkać można tutaj było szumowiny z dna rynsztoka, złodziei, handlarzy i morderców. Naiwny ten, kto myślał, że może to stanowi oazę pośród głębokich cieni przeklętej dzielnicy Londynu.
Kto odważny, ten stołował się na Nokturnie, lub ten, kogo sakiewka nie była wystarczająco zasobna. Axel spędzał sporo czasu na zapleczu i doskonale wiedział, czego się spodziewać po tym, co ładuje na talerzach lub w szklankach. Wszystko to zależało od klienta i tego, jak bardzo kelnerzy i barman mieli z tą osoba na pieńku. Wtedy zawartość mogla bardzo mocno odbiegać od tego, co powinno się tam znaleźć, a czasami jeden łyk mógł zwalić postawnego osiłka z nóg.
Axel obserwował z drugiego końca sali kobietę i mężczyznę, który pojawił się w jej towarzystwie. Był pewny, że doszło do wymiany i jakaś transakcja została dobita. Czy interesowało go to, co właśnie zaszło? Możliwe, ale mial na to czas, by ustalić to i owo. Byli na terenie kontrolowanym przez wielu o znaczących nazwiskach, o tym nie wolno było zapominać.
Dając znać innym kelnerom, Axel zajął się klientka na bordowej kanapie. Z miłym uśmiechem przyszytym do ust lekko drgnął, kiedy wyciągnęła w jego kierunku dłoń. Śmierdzisz rozbrzmiało pomiędzy nimi sprawiając, że Axel spiął mięśnie pleców i odrobine się uniósł, jednakże nie odsunął się ani na krok. Gdyby to była rozmowa towarzyska, zapewne by się śmiertelnie obraził, ale w tej sytuacji musiał zagryźć zęby i po prostu ignorować ten bezpośredni gest. Wzrok kelnera przeskoczył po chwili na towarzysza Manon, ale póki co nie pytał o jego życzenia.
Pytanie o zawartość wina sprawiło, że Axel wyprostował się i z lisim uśmiechem zerknął w stronę barmana. Ten kiwnął mu głową i dopiero wtedy chłopak z charakterystyczna dla siebie manierą wywodząca się jeszcze z Paryża przekrzywił głowę.
- Wystarczajaco, aby można było to nazwać winem. - Odparł pewnym głosem, który nie nosił w sobie ani odrobiny obcego brzmienia. Lecz glos dziewczyny i jej twarz teraz w umyśle Axela przypasowywali się do kadrów z przeszłości. Znał ją, znał ją stad, z Londynu i wokół niej brzmiał język francuski. Lodowato niebieskie tęczówki chłopaka wpatrywały się w oblicze Manon i kiedy w jej spojrzeniu pojawiła się iskra olśnienia, jego również i jego to uczucie dopadło.
- Manon... - Wyszeptał ledwie wydobywając z piersi głos. Jej skojarzenia nie były błędne, acz tego nazwiska już dawno Axel nie używał. Lecz nie dało się ukryć, że zmienił się acz charakterystyczne cechy pozostały. Nietypowy kolor oczu, wyraźna przerwa w lewej brwi, która kiedy Axel starannie zamalowywał kredką do oczu. Zmężniał, chociaż wciąż był tak samo szczupły i wysoki, jego rysy się wyostrzyły i widać było po nim, że życie musiało mu dać nieźle w kość, bo daleko mu było do wymuskanego młodzieńca z salonów. Gesty pozostawały takie same jak kiedyś, lekko przerysowane, pełne gracji i lekkości, jakby zwyczajne chodzenie było zbyt banalne i przyziemne.
Axel już dawno nie spotkał nikogo z czasów, kiedy był jeszcze Dealcour. Większość z tych osób z którymi nawiązał zerwany kontakt albo poddały się niechęci do niego wytworzonej przez jego ojca, lub po prostu przyjęły sytuacje taka jaka była. Tak w tej sytuacji trudno było mu ukryć zaskoczenie, akurat Manon nie spodziewał się spotkać na Nokturnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Manon Baudelaire
Śmierciożercy
normal is an illusion. what is normal for the spider is chaos for the fly.
Wiek
25
Zawód
alchemiczka w szpitalu św. munga
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
10
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
7
Brak karty postaci
29-11-2025, 21:05
Im dłużej jej spojrzenie spoczywało na stołujących się w Białej Wiwernie ludzi, tym mocniej przekonywała się o tym, że nic nie zmieniło się od czasu jej ostatniej wizyty w tym przybytku. Dalej nienawidziła tych zapijaczonych, parszywych mord. Oczywiście, że czuła się od nich lepsza. Miała swoje życie w garści, była niezależna od całego brudu i syfu, który wydawał się osiadać na każdej przestrzeni tej przeklętej i zapomnianej przez prawo dzielnicy. Była tu nie dlatego, że nie miała wyjścia. Była tu dlatego, że miała wybór, czego nie mogła powiedzieć o sobie zdecydowana większość zgromadzonych w środku ludzi. Czuła, jak na samą myśl o podobnym losie przechodzi ją dreszcz. Jeżeli czegoś bała się w życiu, to przede wszystkim paskudnej biedy, bycia zepchniętą na margines, utraty kontroli nad swoim życiem i wolnością. Wolałaby się zabić, niż pozwolić sobie znaleźć się w takim położeniu.
A jednak Nokturn i maczający palce w zakazanych arkanach czarodzieje i czarownice byli ze sobą nierozłącznie związani. Jedno potrzebowało drugiego do życia. A pozycja Manon, jej powiązania z rozwijającą się z dnia na dzień, coraz większą siatką powiązań prowadzących do Lorda Voldemorta i jego ludzi sprawiała, że czuła się w podobnych przybytkach bezpieczniej, niż powinna.
Stąd jej duma, stąd mocna potrzeba kontrolowania nie tylko przebiegu transakcji, ale i przestrzeni wokół niej. Nagłe pojawienie się wścibskiego bądź co bądź kelnera wymusiło na niej prędką reakcję, która spotkała się z niewielką reakcją ciała mężczyzny. Nie zamierzała mu odpuszczać. Gdy wreszcie skupiła na nim jadowitą zieleń swojego spojrzenia, nie zamierzała odwrócić wzroku jako pierwsza. Gdy tego chciała, potrafiła obrzucić swoim oceniającym spojrzeniem kogokolwiek, od góry do dołu. Zazwyczaj to wystarczało, niewiele osób bowiem było przygotowanych na opór ze strony delikatnej na pierwszy rzut oka kobiety. Nie opór agresywny, z którym mogliby poradzić sobie bez problemu wyłącznie siłą mięśni, ale opór milczący, stabilny, wydawałoby się, że nienaruszalny. W podobnych chwilach kluczowe było nieokazywanie słabości. Nawet chwila zawahania się mogła przesądzić o zwycięstwie lub dotkliwej porażce.
— Zapłacę podwójnie, jeżeli zrobisz z tego tylko wino — zaproponowała ściszonym głosem, po raz pierwszy od początku ich nietypowej interakcji pozwalając sobie na uśmiech. W mgnieniu oka całe napięcie zniknęło z twarzy kobiety, ba, opuściła nawet rękę w dół, pozwalając im na bezpardonowe stanięcie twarzą w twarz. Teraz tym bardziej nie pasowała do Wywerny, uśmiechała się do kelnera słodko, niemalże niewinnie, za nic mając sobie chłód wpatrujących się w nią tęczówek. Z kelnerami należało żyć dobrze, o ile mieli świadomość swojej pozycji. Nie chciała nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby ten człowiek postanowił napluć jej do i tak niskiej jakości wina. Wyglądał na takiego, który obrażony, byłby w stanie posunąć się do takiej zemsty.
Cała kokieteryjna uprzejmość zniknęła w jednej chwili, gdy usłyszała dźwięk swojego imienia. W pierwszej chwili miała wrażenie, że musiała się przesłyszeć. Oczy otworzyły się szerzej, na ułamek sekundy. Palce dłoni, które dotychczas leżały swobodnie na przykrytym materiałem ubrania kolanie zacisnęły się w pięść, a spojrzenie kobiety szybko uciekło w kierunku pośrednika. Pierwsza myśl, szybsza od logiki, mówiła, że ktoś ją wsypał. Druga, nadganiająca logikę, skupiła się z kolei na sposobie, w którym kelner wypowiedział jej imię. Tak, jakby sam w to nie wierzył. Po dołączeniu do tego przeczucia o znajomości tego człowieka, w pamięci układała obraz młodego jeszcze chłopca o charakterystycznej, lodowatoniebieskiej barwie tęczówek i przerwie w brwi. Tancerza, który wraz z rodzicami odwiedzał Manon i jej rodzinę, chłopca, z którym konwersowała wyłącznie po francusku, w tęsknocie za rodzinnym dziedzictwem głównej linii Baudelaire'ów.
— Axel? — nie wierzyła, że mógł to być on. Bo jakże wytłumaczyć to, że pochodzący z dobrej rodziny, obiecujący tancerz nagle znika z paryskich salonów i ląduje w centrum londyńskiej degrengolady? Jeszcze jako kelner w pożal—się—Morgano przybytku takim, jak Biała Wiwerna? To właśnie przez zmiany, które w nim zaszły, to ogołocenie z salonowej delikatności, którą nasiąknęli w trakcie dzieciństwa, a która wciąż towarzyszyła Manon, nie poznała go od razu. Zmężniał, nosił na sobie wyraźne ślady nieznanych jeszcze kobiecie trudów, które musiały go spotkać. — Poczekaj chwilę — musiała prędko otrząsnąć się z szoku, a tym bardziej z rozrzewnienia, które oplatać zaczęło jej ciało przez to nagłe, niespodziewane spotkanie. Nie mogła jednak prowadzić tej rozmowy dalej, nie, jeżeli wciąż towarzyszył im parchaty czarodziej. To ku niemu zwróciła swą uwagę Baudelaire, z niezwykłą łatwością przywołując na twarz swą wcześniejszą maskę, stalowa pewność popłynęła z jej głosu: — Na dziś to wszystko. Oczekuj mojej sowy, dokończymy interesy kiedy indziej — oznajmiła apodyktycznym tonem, opierając wreszcie plecy o niewygodne oparcie sofy. Na szczęście jej towarzysz był na tyle domyślny, że od razu pojął sens polecenia swojej mocodawczyni. Z trudem dźwignął się z miejsca, ale nim odszedł, obrzucił jeszcze postać Axela oceniającym spojrzeniem. Co tak naprawdę oceniał — było tylko i wyłącznie jego tajemnicą.
Dopiero gdy zostali sami, Manon przesunęła się w bok kanapy, dając Axelowi możliwość zajęcia miejsca na jej krawędzi.
— Co ty tutaj robisz? — syknęła, choć w jej głosie nie dominowała złość, raczej żądanie wyjaśnień pomieszane z bardzo minimalną dawką troski. Powinna przejść nad tym spotkaniem do porządku dziennego, pozostawić mężczyznę samemu sobie, skoro jego decyzje wygnały go aż na Nokturn. Ale coś w jej środku, może ciekawość, może sentyment z dawnych lat, kazało jej dowiedzieć się, jakim sposobem los popchnął ich do spotkania w tak... Nietypowych okolicznościach. — To nie miejsce dla takich jak... my — w ostatnim słowie celowo wybrzmiało duże wahanie. Kiedyś faktycznie byli sobie równi. Statusem majątkowym, statusem krwi, prestiżem ich rodzin. Teraz? Łączyła ich tylko krew. Aż krew. I mikroświat, w którym utknęli — Manon chwilowo, Axel najwyraźniej na dłużej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 12:37 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.