• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ministerstwo Magii > Główne archiwum
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
13-11-2025, 20:31

Główne archiwum
Archiwa Główne zajmują rozległy, chłodny kompleks pomieszczeń rozciągających się głęboko pod głównymi korytarzami Ministerstwa. Rzędy wysokich regałów ciągną się tu w równych alejkach, a każdy wolny metr przestrzeni wykorzystano na szafy ogniotrwałe, katalogi kart i zamykane szuflady. Panuje tu niemal absolutna cisza; jedynym dźwiękiem są ciche kroki archiwistów przemieszczających się między półkami z listą odłożonych akt. Dokumenty uporządkowano według rygorystycznego systemu: od starych dekretów i protokołów komisji po bieżące raporty departamentów oraz korespondencję międzyurzędniczą. W powietrzu unosi się zapach papieru, pergaminu i konserwujących atramentów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
23-11-2025, 15:30
4 kwietnia

Pergamin był moim największym wrogiem, którego darzyłem szczerą nienawiścią i prawdopodobnie była to nienawiść odwzajemniona, bo im dłużej wpatrywałem się w niezapisany kawałek przed sobą, tym bardziej wydawał mi się pusty. Zupełnie jakby celowo stawiał mi opór za każdym razem, gdy choćby pomyślałem o tym, aby napisać raport, z którym zalegałem od trzech dni albo wypełnić te głupie tabelki-formularze z działu personalnego, który badał wpływ zadowolenia urzędników z nowego systemu wewnętrznej poczty ministerialnej.
Sowy w końcu nie srały na biurka, chyba nie było idioty, który by się z tego nie cieszył.
Mimo to czułem coś w rodzaju podziwu dla tamtejszych pracowników, bo najwyraźniej znaleźli sobie pracę, o której ja marzyłem: wymyślanie bzdur, aby uprzykrzyć innym życie i jeszcze dostawać za to wynagrodzenie. Niestety mi przyszło jedynie kiszenie się w departamencie współpracy czarodziejów, co oznaczało, że muszę jednak wziąć to cholerne pióro i zacząć opisywać przebieg spotkania w sprawie negocjacji ruchu magicznego turystycznego na granicy i ograniczenia formalności związanych z pozwoleniami na świstokliki grupowe.
Dwa kawałki pergaminu później zerknąłem na zegar w przekonaniu, że właśnie wypełniłem tygodniówkę i będę mógł cieszyć się wolnością przez następne trzy dni, ale ku mojemu zaskoczeniu zegar wskazywał dopiero kwadrans po jedenastej, co oznaczało, że z raportem uporałem się w godzinę i byłem zdecydowanie zbyt dobrym pracownikiem jak na stawkę, którą zarabiałem. Poczułem do siebie autentyczne obrzydzenie z tego powodu, położyłem się więc na kanapie, aby chwilę odpocząć i wrócić do psychicznej normy przed dalszymi zadaniami, które zrzucono na moje barki.
Motywacja do pracy nie była moją mocną stroną, co nie powinno mnie dziwić, skoro odczuwałem niechęć na myśl o siedzeniu w biurze. Powinienem być w tym czasie gdzieś indziej i robić coś o wiele bardziej pożytecznego. Ratować ludzkie życia albo walczyć ze smokami pilnującymi książąt w wysokich wieżach, a nie marnować swój potencjał na dyplomatyczne dysputy. W porządku, może byłem w tym dobry, umiałem w dyplomację i nie wahałem się korzystać z drobnego daru kokieterii i osobistego uroku, ale nadal było to za mało, abym czuł satysfakcję. Wypełniałem obowiązki skrupulatnie, unikając skarg i zażaleń, ale nigdy nie zostałbym pracownikiem miesiąca, nawet jeśli sam jeden pracowałbym w swoim dziale.
Przewróciłem oczami, siadając ponownie przy biurku i sięgając dwoma palcami po jeden z listów na piętrzącej się kupce wstydu. Przebiegłem pobieżnie wzrokiem po jego treści, dopisałem na dole krótką adnotację, przybiłem magiczną pieczątkę, która dokonywała cudów w podległych Departamentowi działach i odłożyłem list na drugą kupkę. Powtórzyłem tę czynność w nieskończoność a na pewno ze dwadzieścia razy, zanim uporałem się z ostatnim pismem i zarządziłem przerwę na herbatę, bo dochodziła godzina pierwsza po południu.
Zdecydowanie byłem za dobrym pracownikiem.
Potem przyszła pora na analizę sprawozdań od stażystów, które przeczytałem dość dokładnie, bo paradoksalnie to właśnie ta cała ministerialna młodzież dostarczała mi największej liczby informacji o tym, co się działo w ministerstwie i na świecie. Byli dobrymi obserwatorami, bo chcieli się wykazać, a przy tym na społecznej drabinie tak nisko, że żaden nie protestował, gdy pod ich raportami zdarzało mi się napisać własne nazwisko. Nieczęsto; miałem w sobie coś na wzór uczciwości, ale czasami po prostu trzeba było nieco nagiąć zasady.
Może gdybym naprawdę tonął w sensownej pracy, miałbym poczucie, że robię coś ważnego, co przysłuży się krajowi. Ale nie. Realnie robię bzdury za bzdurą. O, proszę, pismo o zezwolenie na transport ciemierników. Czym do diabła są ciemierniki i dlaczego mój departament ma się tym zajmować? Co to ma wspólnego z międzynarodową współpracą czarodziejów? Zmiąłem pergamin i ze złością rzuciłem do kosza, po czym podpaliłem go jednym zaklęciem. Nieco mi ulżyło.
Westchnąłem ciężko, oparłem się wygodnie w fotelu i sięgnąłem po elegancką kopertkę z woskową pieczęcią francuskiego ministerstwa. Rozerwałem ją nieśpiesznie, czując jednocześnie nadciągający ból głowy. „Szanowny Panie Crouch, w odpowiedzi na pańskie zapytanie pragniemy poinformować, że żaden z delegatów nie odniósł realnych obrażeń w związku z ceremonią...”. Przerwałem czytanie i przymknąłem na chwilę oczy. Dobre i to, przynajmniej Francuzi nie będą rościć sobie żadnych praw do odszkodowań za danie dupy przez Anglię na ceremonii koronacji ministra. Zaprzysiężenia, poprawiłem się machinalnie, chociaż nie istniała dla mnie żadna różnica. Brakowało nam jeszcze dyplomatycznego skandalu z naszym politycznym partnerem i uciszania ich kolejnymi obietnicami współpracy.
Z niesmakiem przypomniałem sobie, że w nadchodzącym tygodniu mamy gościć jeszcze delegatów z Rumunii w sprawie unormowania przepisów dotyczących ochrony smoków. Prawie zapomniałem, że ten kraj w ogóle istnieje i że ma w ogóle swoje własne ministerstwo. Ba!, że ma w ogóle swój departament dyplomatyczny. Czy oni nie podlegają temu całemu molochowi z Rosji? Wyciągnąłem kawałek czystej kartki, wygładziłem ją na biurku i zacząłem pisać szkic powitania, starając się używać maksymalnie prostych i zrozumiałych słów; nie byłem pewien, na ile znają angielski, a nie chciałem wywoływać kolejnej wojny, bo jakiś Alexandru czy inny Andrei poczuje się urażony.
Na moment zapatrzyłem się w okno, próbując dojść do ładu z „najwyższą starannością” a „angielską gościnnością”, rozmyślając o tym, że najgorsze w mojej pracy nie jest to, że jest nudna. Najgorsze jest to, że wszyscy w ministerstwie udajemy, że ta tona dokumentacji, którą każdy z nas produkuje, ma znaczenie. Że każdy list, każdy dokument, każde memorandum ma w sobie pozór doniosłości, podczas gdy naprawdę jest tylko śmiesznym przerostem formy nad treścią.

z/t
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 12:37 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.