• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Pokątna > Sklep Ollivanderów
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-07-2025, 18:50

Sklep Ollivanderów
Założony kilka wieków temu sklep z różdżkami to jeden z najstarszych lokali nie tylko w Londynie, ale i całej magicznej Wielkiej Brytanii. Jego założycielem był jeden z członków rodu Ollivander, w której wiedza o wytwarzaniu różdżek przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Wśród magicznej społeczności panuje przeświadczenie, że różdżki Ollivanderów są najlepsze i nikt nie wie o właściwościach drzew oraz rdzeni pochodzących od magicznych zwierząt więcej od nich.
Sklep Ollivanderów mimo swej sławy wygląda niepozornie. To niewielki lokal o zakurzonych okiennicach, a w środku panuje półmrok. Pod półokrągłym szyldem o złotych literach do środka prowadzą drzwi przy których zawieszono mały dzwoneczek, a tuż po pojawieniu się nowego klienta materializuje się jakby znikąd pan Ollivander. W lokalu niewiele jest wolnego miejsca, ponieważ każdą możliwą przestrzeń zajmują regały wysokie od podłogi do sufitu, na których poukładane są setki (o ile nie tysiące) pudełeczek z nowymi różdżkami czekającymi na właścicieli. Pan Ollivander zawsze powtarza jednak, że to nie czarodziej wybiera różdżkę, a różdżka czarodzieja.
Co ciekawe - pamięta każdą sprzedaną przez siebie różdżkę i jej właściciela.

    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Atticus Lestrange
Akolici
You can tell how dangerous a person is by the way they hold their anger within themselves quietly.
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
23-11-2025, 19:39
4 kwietnia 1962


Problemy miały to do siebie, że nierozwiązane – narastały do rangi czegoś, co potrafiło wyprowadzić z równowagi nawet tak opanowanego czarodzieja jakim był Atticus Lestrange.
Nie chodziło o kwestie związane z codziennością; umiał przecież odciąć życie zawodowe od prywatnego, a życie prywatne od innych, przyziemnych kwestii, które na co dzień zaprzątały jego myśli. Ostatnio jednak działo się wiele, zbyt wiele: zaręczyny, nieoficjalnie jeszcze uznane, spotkanie Akolitów, troska o zdrowie Audelii, i oczywiście – pojawienie się u progu jego domu Hatleya, którego niechciana obecność wzbudzała równie niechciane emocje. Lestrange umiał nad sobą panować, a tą sztukę doskonalił niemalże do perfekcji przez czterdzieści lat życia; spychał emocje na dalszy plan, zamykał szczelnie i nigdy, przenigdy nie dopuszczał do głosu. Znał siebie; pamiętał, jak bardzo gniew rządził nim w czasach nastoletnich, i jak wiele zachodu kosztowało go uziemienie wściekłości do zera. Teraz, jako dorosły mężczyzna, szanowany obywatel, oddany pracownik, ukochany ojciec – nie mógł ponownie pozwolić sobie na luksus odczuwania wszystkiego.
I być może osiągnąłby sukces, gdyby nie jego cholerna różdżka.
Miał ją od zawsze; od chwili, gdy po raz pierwszy, w wieku jedenastu lat przekroczył próg sklepu Ollivanderów. Do dzisiaj pamiętał ekscytację i zdenerwowanie, gdy stary różdżkarz pokazywał mu przeróżne modele – w jego przypadku wybór trwał dość długo. Pierwszą różdżką podpalił pergaminy zalegające na biurku, drugą obalił kilka regałów, trzecią wywołał w sklepie ogromną ulewę, a czwartą sprawił, że elegancki kapelusz matki dostał skrzydeł i wyleciał przez uchylone okno (nigdy już go nie widzieli). Minęło jeszcze kilka nieudanych prób, chociaż mniej barwnych i dramatycznych, nim w końcu się udało; do dziś pamiętał to niezwykłe uczucie, gdy palce zacisnęły się na wiązowym drewnie.
Spokój. Ciepło. Szczęście.
Ollivander powiedział, że to różdżka go wybrała, chociaż wówczas niespecjalnie w to wierzył – no bo jak? Jego pojęcie w tej dziedzinie było zerowe, ale nawet dla jedenastolatka to stwierdzenie brzmiało niedorzecznie; z biegiem lat odkrył, że w tych słowach kryła się niezaprzeczalna prawda. Lata mijały, a różdżka nigdy dotąd nie zawodziła; była naturalnym przedłużeniem jego ręki, wykonawcą woli, a on w ramach wdzięczności zawsze dbał o jej dobry stan. Nie myślał o różdżce zbyt wiele, uznawszy ją za część samego siebie; jeszcze wówczas nieświadomy, że reagowała na wszystko, co działo się w jego życiu – na swój własny, nieco przewrotny sposób.
Ale potem wszystko zaczęło się zmieniać.
Kiedy o tym myślał, doszedł do wniosku, że problemy zaczęły się wcześniej; już jakoś po śmierci Noah i nieustających problemach małżeńskich. Przypomniał sobie, że już wtedy różdżka odmawiała posłuszeństwa i zachowywała się dziwnie, chociaż nie potrafił tego do końca określić. Ostatnia wizyta Lysandra przelała czarę goryczy; drzewiec wiązu sam ciskał iskry i igrał z wiatrem, odbijając tym samym zdenerwowanie właściciela. Później, już w pracy, miał problemy nawet z najprostszymi zaklęciami, które do tej pory wykonywał przecież bez problemu; uznał więc, zupełnie logicznie, że musiał zażegnać ten kryzys.
Dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami oznajmił jego przybycie; odzianego w elegancki płaszcz, rzucającego cień na zawaloną szpargałami ladę. Rozejrzał się po wnętrzu, które odwiedził nie tak dawno temu, gdy to zabrał Audelię w celu zakupienia jej własnej różdżki; dobre, miłe wspomnienie. Jego córce poszło o wiele szybciej niż jemu, chociaż przyczyny tego stanu rzeczy kompletnie nie rozumiał. Nim jednak wspomnienia pochłonęły go do reszty, dostrzegł sylwetkę wyłaniającą się z zaplecza; drobną i damską, a więc z pewnością…
- Dzień dobry, panno Ollivander – przywitał się z uprzejmym uśmiechem, chociaż ten nie sięgał jego oczu; czujne spojrzenie spoczęło na znajomej kobiecie. To właśnie ona sprzedała Audelii różdżkę i pomogła w niemalże błyskawicznym wyborze. – Ma pani chwilę? Chciałbym przedyskutować pewien problem związany z aktywnością różdżki – od razu przeszedł do sedna sprawy, niezbyt czekając na reakcję; z kieszeni płaszcza wyciągnął sprawcę zamieszania, kładąc ją na blacie przed Odille. – Mam ją od samego początku, ale ostatnimi czasy bywa… Bardzo nieprzewidywalna.
Jak inaczej miałby opisać to, co konkretnie się działo? Zaczynał trochę powątpiewać, czy aby na pewno ona była w stanie mu pomóc; może przydałby się ktoś z większym doświadczeniem? Z drugiej strony sam nie miał żadnego, i przemawiała przez niego ponura determinacja; im szybciej rozwiąże problem, tym lepiej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Odille Ollivander
Czarodzieje
And if you'd never come for me, I might've drowned in the melancholy.
Wiek
26
Zawód
projektantka różdżek, artystka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
13
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
23-11-2025, 20:49
Panno Ollivander. Mijały lata, pory roku przenikały się w harmonii kwartetu, a owe słowa nadal bolały tak samo. Gdy była młodsza, były tożsamością wprawiającą ją w dumę, teraz zaś stanowiły przypomnienie, że jej narzeczeństwa to pasmo rozczarowań i posmutniałej czerni. Krótkiej nadziei i długiego rozczarowania. Niespełnionej powinności, wyroku wiszącego u szyi jej oblubieńców niczym katowskie ostrze. W ciemnościach bezsennych nocy Odille rozważała, czy gdyby nie została przyrzeczona Flaviusowi, a potem Ambrose'owi, ci dwaj mężczyźni nadal by żyli. Sięgała po tę hipotezę jak po fragment własnych trzewi, unosiła ją do oczu i oglądała z każdej strony, szukając powodu do uwierzenia, że mogło być inaczej; że to nie ona stała się odpowiedzialna za gwałtowny los, który zakończył ich żywoty. Widok ślubnej sukienki dobranej na uroczystość z Prewettem nigdy tak naprawdę nie zbladł pod jej powiekami, pamiętała każdy szew i każde misterne zdobienie, pamiętała też ścisk własnej piersi oraz dławiący od środka szloch, kiedy zrozumiała nie tyle, że nigdy jej nie założy, co że tamten czarujący i rozsądny człowiek zginął od błędu zwierzęcia. Przy Shacklebolcie jej entuzjazm przygasł. Pozwoliła matce poczynić większość ślubnych decyzji, jakby przeczuwała, że nie było sensu inwestowania w to własną energią. I miała rację.
Od wtedy to praca karmiła ją satysfakcją, ojcowskie wsparcie pozwalało na rozwijanie skrzydeł w inny sposób, niż ten, który sobie umyśliła, ale w pewnym sensie Odille zdążyła pogodzić się z myślą, że nigdy nie stanie na ślubnym kobiercu. Pozostanie panną Ollivander na wieki, aż jej kości spoczną w ziemi, a żałoba przeleje się z czarnych piór w glebę, ginąc w otchłani. 
Kiedy więc do jej uszu dopłynął znajomy głos, poprzedzony heroldowaniem dzwoneczka, tylko na pół sekundy pozwoliła, aby gorycz rozparła się w jej myślach i wżęła się w zakamarki duszy, nim oczy zrzuciły ze spojrzenia całun rozżalenia. Szybko i o dziwo bezbłędnie przypisała barwę nut do ich właściciela, zatrzymawszy się w drzwiach prowadzących z zaplecza, gdzie jej ojciec pozostawał pochłonięty pracą nad kilkoma niedającymi mu spokoju egzemplarzami. Drobne fluktuacje, o których przed momentem jej opowiedział, gdy dostarczyła mu kiść nowych projektów, powodowały, że na jego czole pojawiały się bruzdy zamyślenia i irytacji, a przemawiająca płynnie Octaviusowskim językiem córka wiedziała, że należy ulotnić się z widnokręgu i zostawić go w objęciach kochanki, z którą nigdy nie mógłby się rozstać - pracy. Nie powinien mieć do niej pretensji o zajęcie się nowym klientem, sądziła wręcz, że wdzięcznie przyjmie obrót wydarzeń, w którym obok głosu Atticusa wybrzmi głos Odille. Będzie to znaczyć, że on nie musiał rozpraszać się od zajęcia.
- Panie Lestrange - uniosła kąciki ust w dyskretnym, naturalnie miękkim uśmiechu i zbliżyła się do lady. Drewno uginało się pod ciężarem księgi rachunkowej, woluminów, wazonu ze świeżymi kwiatami oraz różnych zapudełkowanych eksponatów; dla osoby postronnej zdawać się to mogło chaosem, jednak każdy Ollivander rodził się z umiejętnością czarterowania takich wód. - Och? Skoro zaczyna pan rozmowę w ten sposób, grzechem byłoby powiedzieć, że nie mam chwili - zauważyła z nutą rozbawienia. Doskonale pamiętała nie tak dawny dzień, kiedy pod nieobecność starszego krewnego zajęła się Audelią Lestrange i jej różdżką, pamiętała też swoją dumę, kiedy pojęła, że artefakt w rękach małej czarownicy pochodził z jej własnego notatnika. - W czym mogę... - pomóc zatrzymało się na wargach i rozlało na języku słodyczą, gdy na kawałku wolnej drewnianej przestrzeni wylądowała osobista różdżka Atticusa. Od zawsze uważała powierzanie artefaktu tak silnie sprzężonego z naturą czarodzieja w cudze dłonie za niemal świętokradcze zaproszenie do intymności. Przypominało to barwienie swoim dotykiem cudzego serca, któremu przecież tak łatwo byłoby wyrządzić nieumyślną - lub, co gorsza, umyślną - krzywdę. Zaintrygowana, pochyliła się nad przedmiotem i najpierw powiodła po nim wzrokiem, zanim sięgnęła i z należytą ostrożnością uniosła przedmiot. Panno Ollivander. Właśnie - kim była, jeśli nie córką swojego ojca?
- Dwanaście cali wewnętrznego potencjału - wypowiedziała cicho, jej głos brzmiał jak aksamit. Nie zwracała się bezpośrednio do Atticusa, zdawała się raczej przemawiać do jego własności, jak gdyby wkradała się w jej łaski pełną docenienia charakterystyką. - Wiąz, tym bardziej sztywny - zaczęła, testując w palcach odporność materiału, - zazwyczaj nie stwarza odpowiednich warunków dla nieprzewidywalności. Jaki rdzeń? - w porównaniu do Octaviusa, Odille nie potrafiła ocenić tego na oko. Być może winni byli na niego poczekać, skoro problem zdawał się nie leżeć w drewnie, tylko czymś głębszym, niełatwo dostrzegalnym, jednak nie chciała odmawiać sobie przynajmniej próby rozwikłania tajemnicy. - Kiedy zaczęła grymasić po raz pierwszy? - dodała, przenosząc spojrzenie na Lestrange'a. Nie wzbudzał wrażenia człowieka, który do swojej różdżki odnosi się bez szacunku i tym samym może zasłużyć na kapryśność, lecz co tak naprawdę o nim wiedziała?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 12:57 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.