• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Horyzontalna > Lodowisko "Permafrost"
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
23-11-2025, 10:10

Lodowisko "Permafrost"
Na końcu wąskiej, brukowanej uliczki w alei Horyzontalnej, za łukiem stworzonym z figur lodowych, znajduje się całoroczne lodowisko Permafrost. Dzięki zaklęciom tafla lodu nigdy nie jest zbyt rozjeżdżona, a w jej głębi migają drobne błękitne iskierki, jakby ktoś ukrył tam świetlne drobinki. Wokół stoją wysmukłe latarenki pokryte szronem, oświetlające przestrzeń ciepłym blaskiem. Gdy tylko postawi się na lodzie pierwszy krok, słychać delikatną melodię, spokojną i łagodną, wypełniającą całe lodowisko. W pobliżu znajduje się mała kawiarnia serwująca ciepłe przekąski i napoje wszelkiej maści, oraz bezosobowa wypożyczalnia łyżew. Wystarczy wypowiedzieć numer buta do lodowego posągu, a u jego podstawy natychmiast pojawiają się odpowiednie łyżwy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Leonie Figg
Akolici
he was hanged from the gallows that he built for me.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
23-11-2025, 11:57
01 kwietnia 1962

- A jeśli cię rozjadę? - spytała szeroko uśmiechnięta Leonie. Permafrost, oczekujące na nich w głębinach przełyku Horyzontalnej, o dziwo nie znajdowało się daleko od mieszkania Jaspera; mieszkania, które, zgodnie z jego zaproszeniem, zwiedziła pod jego nieobecność. Z ostrożnością kocięcia poznającego nową przestrzeń zaglądała do miejsc pominiętych podczas ich wspólnej nocy: uważnie obejrzała całą biblioteczkę, patrzyła na półki regału w salonie, zerknęła do szuflad w regale, omiotła spojrzeniem gabinet pełen fiolek, natknęła się na kilka zabawek Puszka nieopodal kanapy, a w łazience wybrała ulubiony, najmilszy w dotyku ręcznik i po chwili zastanowienia powiesiła go obok ręcznika Jaspera. Zostawiała swój ślad. Okruch swojej obecności. Niejeden, bo do szafy odłożyła kilka elementów swojej odzieży, a w szafce w kuchni ustawiła jeden ze swoich ulubionych kubków w malowane szpaki. Tego samego oczekiwała przecież od niego. Odkąd wymienili się kluczami, odkąd mur sekretów skruszał, odsłaniając fundamenty cierpiących serc, odkąd zrozumieli, że spędzanie nocy osobno przestaje im służyć, zaprosiła go do swojej bezpiecznej przestrzeni i poprosiła, by czuł się tam, jak u siebie. Helga go akceptowała. Puszek zaś... cóż, tolerował obecność Leonie z dystyngowaną obojętnością, choć nareszcie zaczynał zbierać smaczki z jej ręki i raz nawet pozwolił, by pogładziła jego sierść. Może wiedział, że dalszy opór nie ma sensu, skoro dwunożna para faktycznie została parą. On należał do niej, ona do niego. On przy kluczach do jej mieszkania nosił brelok z płaczącą mandragorą, ona, cóż, nadal nie mogła się zdecydować. Codziennie wymieniała dodatek i testowała, czy będzie pasował, a rozbawione spojrzenie Jaspera sugerowało, że jej konflikt wewnętrzny był tyleż nieracjonalny, co też rozczulający.
Kołnierz błękitnego golfa wystawał spod dość cienkiej kurtki. Marzec przerodził się w kwiecień i rozpoczęli kolejny miesiąc u swojego boku, zgodnie pamiętając o zaplanowanej wycieczce na lodowisko. Na policzkach Leonie malowały się obłoczki rumieńców, odkąd wyszli z jego domu, bo na ulicy Jasper ujął jej dłoń, jak gdyby obwieszczał światu ich czułość, ich jedność. Nie spodziewała się tego. Nie spodziewała publicznego pokazu zażyłości, nie spodziewała się, że mimo wszystko nie będzie się wstydził pokazać, że łączyło ich coś więcej. Od tamtej chwili wręcz nie potrzebowała kurtki; jej ciało rozgrzewało się od myśli, że wybiera się na lodowisko ze swoim partnerem, z Jasperem Prince, człowiekiem, który od dwóch lat wytrwale wracał do Sennego Fruwokwiatu, żeby ją zobaczyć, wrażliwym mężczyzną, uzdrowicielem, Akolitą, empatią obleczoną w ludzką skórę. Z wyborem własnego serca. Z jej sympatią.
Lodowisko powitało ich szczypiącym w nos mrozem, towarzyszącym przejściu pod łukiem z lodowych rzeźb, które niemal magicznie oddzielały świat zewnętrzny od otchłani Permafrost. Ludzie płynący po tafli przypominali łabędzie sunące po jeziorze z wprawą, której momentalnie zaczęła im zazdrościć. Leonie nie potrafiła poruszać się na łyżwach, więc plan zakładał przynajmniej kilka wywrotów i niepewnie drżące kolana, czego - o zgrozo - już nie mogła się doczekać. Pod posągiem wypożyczalni podali swoje numery, po czym usiedli na ławce i zaczęli zamieniać obuwie na łyżwy.
- Ostatnio próbowałam zaprosić tu moją ciocię, ale odmówiła - przypomniała sobie, wiążąc sznurówki. Moira zapewne nie chciała robić z siebie głupka, Leonie też się tego wstydziła, ale u jego boku wstyd nie był tak dojmujący, nie infekował każdej myśli. Raczej drzemał gdzieś na granicy widoczności, odpędzany jego wsparciem i opieką. Łatwiej było to znieść. - Miałeś kiedyś magiczny aparat? - spytała ni z tego, ni z owego, patrząc na Jaspera. Jeszcze nie ośmieliła się stanąć na nogi, zbadać równowagi na cienkim ostrzu łyżwy; podświadomie odwlekała ten moment, zmieniając temat. - Zastanawiam się nad kupnem takiego... Właściwie szkoda, że jeszcze go nie mam. Mogłabym udokumentować twoje pierwsze ślizgi - znów uśmiechnęła się zaczepnie, uzbroiwszy się w odwagę. Wstała - i zachwiała się. Odrzucając ręce do boku, poszukała balansu z szeroko otwartymi oczami; już teraz nie było łatwo, więc, Merlinie, co będzie dalej?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
24-11-2025, 23:57
- Wygodnie, prawda? - zwrócił się do Leonie, gdy doszli na lodowisko w niecałe dziesięć minut. - Jeszcze spodoba ci się bardziej niż latarnia. - zażartował, choć nie do końca żartobliwie. Naprawdę zależało mu, żeby dobrze poczuła się w tej dzielnicy, nieco bliższej Mungowi (choć i tak musiałby mieszkać w mugolskiej dzielnicy gdyby chciał mieć naprawdę blisko do pracy, a to odpadało) niż dalekie Cardiff. Pomimo dumy mieszkańca tej okolicy, dotychczas nie korzystał z atrakcji Permafrost, nie mając ku temu ani powodu ani towarzystwa. Może gdyby Audelia i Atticus mieszkali bliżej i gdyby dziewczynka była zdrowsza, zaproponowałby to przyszywanej bratanicy—ale jej dzieciństwo minęło z dala od ryzykownych rozrywek.
- To miejsce pracy mógł zajmować ktoś, kto skończył Hogwart i wciąż szuka dla siebie miejsca. - westchnął z dezaprobatą, gdy odbierali pod posągiem buty. - Lubię, gdy magii nie trzeba ukrywać, ale nie uważasz tego za ironiczne? Że musimy ukrywać magię w miejscach pracy, a i tak okraja się stanowiska w prawdziwie magicznych miejscach. - nakręciłby się, ale kątem oka dostrzegł zbliżających się innych czarodziejów i szybko zacisnął usta. Z tematami okołopolitycznymi przestał się kryć przy Leonie dopiero, gdy wspólnie zasiedli przy stole w domu Oriany. W teorii jego słowa nie były niczym, co nie wyrwałoby się od czasu do czasu każdemu czarodziejowi, ale i w praktyce często gryzł się w język nawet przy okazji niewinnych uwag. Osoby, które nie kojarzyły go z kręgu akolitów miały myśleć, że jest problemami politycznymi zupełnie niezainteresowany.
Leonie uśmiechała się jeszcze szerzej niż wtedy, gdy do jej mieszkania w Cardiff przyniósł nie jedną zapasową, a kilka swoich piżam (dopiero pojawienie się jej rzeczy w jego przestrzeni—wkomponowanych w nią tak naturalnie, a zarazem wyraźnie—uświadomiło mu, że tak można). Dobrze, że tu przyszli i dobrze, że nie z... ciotką?
- Merlinie, chciałaś zabrać starszą panią na lodowisko? - parsknął śmiechem, przesuwając po twarzy Leonie nieco uważniejszym spojrzeniem. Czyli jednak z kimś rodziny utrzymywała kontakt, ale nie spytał o to wprost, zastanawiając się nad bezbolesną możliwością poruszenia tematu. - Hmm, Marcus chyba dostał go na któreś urodziny, ale nie ja. - mruknął, próbując sobie przypomnieć dlaczego nie obcesowo zabrał bratu tego ekscytującego wynalazku. Severus musiał jakoś dopilnować pokoju pomiędzy nimi, zdolny nawet do utrzymania nastolatków z dala od cudzej własności. Po jego śmierci nie było już ani podobnej zgody ani podobnie ekscytujących prezentów. Wojna odebrała rodzicom część oszczędności i zagranicznych dostaw, ale przede wszystkim—energię. Zanotował w pamięci, że to może być dobry prezent dla Leonie i że musi ją jakoś spytać kiedy będzie miała urodziny albo wymyślić inną okazję.
- Pierwsze? Wypraszam sobie, jeździłem w dzieciństwie. Może jeszcze coś pamiętam. - mruknął, zapinając łyżwy. Leonie nie czekała jednak na jego popisy. Kątem oka dostrzegł, jak zerwała się z ławki i zachwiała—więc prędko zacisnął sznurówki i ruszył jej na... pomoc?

rzucam na jazdę
1 - nie zdążyłem się nawet zbliżyć do Leonie i ta jazda wcale nie jest taka łatwa jak w dzieciństwie
2-3 - stoję na łyżwach trochę chwiejnie, choć jestem (jakimś) podparciem
4-5 - stoję na łyżwach nawet pewnie
6 - arogancko uznaję, że tego się nie zapomina!
1x k6 (łyżwy):
5
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Leonie Figg
Akolici
he was hanged from the gallows that he built for me.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
25-11-2025, 10:35
Przewróciła oczami, spomiędzy warg wytknąwszy koniuszek języka w odpowiedzi na nawiązanie do latarni i magicznych drogowskazów. A były to przecież naprawdę piękne rzeczy - w Cardiff brakowało tak nasyconych magią elementów krajobrazu industrialnego, wszystko, co mijała, było stałe, jednolite, pozbawione zaklęć nadających niesamowitości. Dlatego zapatrzyła się w tamte tabliczki i z uporem czekała, aż zdiagnozują pragnienia jej serca, wskazawszy kierunek do miejsca, do którego naprawdę chciałaby iść. To było wspaniałe! Jasper jednak nie zamierzał puścić jej tego płazem, nadal bawiło go to, że zachwyciła się ulicą, zamiast powiedzieć, czy podobało się jej jego mieszkanie. Nie irytowało jej to szczerze, Leonie reagowała figlarnie na jego zaczepki, choć w pierwszych kilku przypadkach rumieniła się i zastanawiała, czy miał jej to za złe. Na szczęście nie, teraz to wiedziała i pozwalała sobie na swobodę, na humor, który dzielili między sobą bez informowania świata, z czego się śmieją. To była ich mała tajemnica.
Zerknęła na lodowy posąg, na który wcześniej nie zwróciła większej uwagi. W porównaniu do Jaspera, jego istnienie przyjęła jako coś zwyczajnego, nie prowokującego głębszych rozważań. Dopiero teraz wyobraziła sobie małą budkę, choć większą od wewnątrz za pomocą magii, w której ktoś podawałby łyżwy gościom lodowiska, i faktycznie wydało jej się dziwne to, że zrezygnowano z takiej inicjatywy. Jasper jednak sięgał głębiej, nawiązywał do fundamentów działania ich świata, do rozpadliny między czarodziejami i mugolami; słyszała w jego słowach echo Grindelwalda, co spowodowało, że jej brzuch wypełnił się motylami. Był wspaniały, kiedy mówił o czymś z wyraźnym przejęciem. Z intensywnością człowieka, który nie jest obojętny.
- Może nie ma na to funduszy? - zaryzykowała niemal nieśmiałą sugestią. - Nie wiem, w jaki sposób zarabia na siebie Permafrost, ani czy ta kawiarenka jest ich własnością, czy tylko to komuś udostępniają - wskazała w kierunku kawiarni o delikatnie oszronionych szybach, wypełnionej rodzinami z dziećmi. W dłoniach małych obywateli widziała gofry ze stosami bitej śmietany i ciepłe precle, w dłoniach rodziców filiżanki z herbatą. - A może rozważyliby zrezygnowanie z figury lodowej i zastąpienie jej młodym czarodziejem, gdyby zwrócił się do nich z tym pomysłem na przykład jakiś szanowany uzdrowiciel... - uśmiechnęła się prowokacyjnie. Dywagowanie na temat porządku świata, roztrząsanie idei Grindelwalda i snucie rewolucyjnych pomysłów było przyjemne, kiedy znajdowali się u niej albo u niego, ale Leonie nie czuła się pewnie, kiedy otaczali ich inni ludzie o niesprecyzowanych poglądach. Bała się. Bała się otwartej wojny i tego co mogło, choć nie musiało, nadejść.
Ich relacja rozwijała się tak szybko, że powinno ją to przerazić. Minął miesiąc, a w zasadzie już ze sobą mieszkali: wygospodarowała dwie półki na ubrania Jaspera w swojej szafie, swoje swetry upychając ciaśniej w niezbyt dużej przestrzeni, zrobiła miejsce w łazience na jego przybory, uzupełniła lodówkę o jego ulubione składniki. W ich przypadku okazywało się to naturalne: od pierwszego wybuchu namiętności spędzili ze sobą tyle czasu, że czuła, jakby znali się od zawsze. Długo tłumione uczucia pozwoliły im na swobodę, gdy te wreszcie doszły do głosu. Czy właśnie tym było zakochanie? Nie wiedziała, ale jeśli tak, chyba nawet nie byłaby tym zdziwiona. Po pracy każdą wolną chwilę pragnęła spędzać u jego boku. Metodycznie odrywał włókna jej strachu i wstydu, sprawiał, że czuła się spokojniej, że wierzyła, że jeśli wydarzy się coś złego, Jasper jej pomoże i ją ochroni. A takie zaufanie... Nie było dla niej czymś oczywistym. Do tej pory zasłużyło na nie tylko kilkoro najbliższych przyjaciół.
- Nie taką starszą! - roześmiała się szczerze, wyobrażając sobie Moirę piorunującą go wzrokiem, gdyby usłyszała określenie, po które sięgnął. Merlinie... Na spotkaniu Akolitów wydawali się być neutralnie do siebie nastawieni, ale coś takiego mogłoby spowodować, że następnym razem należałoby usadzić ich przy dwóch różnych stołach. - Ma jakieś... Chyba czterdzieści lat, o ile dobrze pamiętam. Uważasz, że za dwa lata będziesz starszym panem? - uśmiechnęła się szeroko. Kwestia wieku Jaspera była dla niej miłym dodatkiem; było coś pociągającego w myśli o tym, że był dojrzalszy, bardziej doświadczony, przeżył więcej. To dawało Leonie pokrętne poczucie bezpieczeństwa, zresztą dzięki któremu dobrze rozumiała Orianę. Atticus był od niego jeszcze starszy. - Moglibyśmy się nauczyć tej całej fotografii. Jeśli chcesz - zaproponowała, słysząc delikatne nuty niezagojonej zazdrości dźwięczące w kuluarach jego głosu. Razem. Wymienialiby się jednym sprzętem, który na pewno nie był zbyt tani, i udokumentowaliby... siebie. To, co wspólnie tworzyli, co czuli.
Spojrzenie Leonie wyrażało nieme wyzwanie, wspominał, że swego czasu całkiem nieźle jeździł na łyżwach, ale wątpiła, czy to to samo, co latanie na miotle, którego podobno nigdy się nie zapomina. Stanęła na równe nogi i zachwiała się koncertowo, przytrzymana ramionami Jaspera, który na łyżwach wydawał się stać bez zarzutu; spojrzała zazdrośnie na jego stopy i zmrużyła oczy. - Dali ci stabilniejszy egzemplarz - zdecydowała psotnie, wskazawszy na jego łyżwy, i pozwoliła mu poprowadzić się do wejścia na oblodzoną taflę. W porównaniu do niego balansowanie na cienkich płozach nie przychodziło jej naturalnie, miała wrażenie, że w wystarczyłby lżejszy podmuch wiatru, by ją przewrócić, ale logika podpowiadała, że skoro łyżwy były stworzone do lodu, to właśnie na lodzie poczuje się pewniej...

1, 4 - Leonie wywraca się już po dwóch metrach jazdy; jej nogi rozjeżdżają się w różne strony trochę jak żabie odnóża, przez co ląduje na czterech literach i jeszcze przez chwilę ślizga się przed siebie bezradnie
2, 5 - kończyny Leonie wykonują dziwny taniec, próbując złapać równowagę. unosi to jedną, to drugą nogę, chwieje się na łyżwach i trochę zbyt gwałtownie wpada na Jaspera, zahaczając butem o jego obuwie, przez co oboje muszą walczyć o balans
3, 6 - jak na pierwszy raz idzie jej zaskakująco dobrze. Leonie - z szeroko rozłożonymi ramionami - daje radę utrzymać się na łyżwach, tyle że sunie bezradnie przed siebie i nie wie, co zrobić, żeby zapanować nad jazdą, a nie biernie się jej poddawać
1x k6 (łyżwiarstwo):
5
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
26-11-2025, 20:37
- Wiesz, na co były fundusze w trakcie wojny? Na wsparcie nie naszej armii. - szepnął, tym razem nachylając się do ucha Leonie—te tematy poruszali na studiach jedynie za zamkniętymi drzwiami, dopiero wtedy pozwalając głosowi podnieść się z oburzenia. Wątpił, by o tym wiedziała, Ministerstwo nabrało wody w usta na temat sponsorowania mugolskiej armii... jedynie po to, by teraz wybrać na Ministra mugolaka. Podążył za wzrokiem Leonie, ale iskry w jego spojrzeniu momentalnie zgasły gdy za szybą zobaczył szczęśliwą rodzinę z dwójką roześmianych dzieci. Momentalnie przypomniał sobie, dlaczego nigdy nie chodził tutaj sam. - Nieważne. - mruknął, wyginając usta w wyuczonym uśmiechu gdy błyskawicznie odwrócił spojrzenie od kawiarenki. - Nie psujmy sobie popołudnia polityką. - roześmiał się trochę sztucznie, bo to nie ona psuła mu humor; ale gdy Leonie zasugerowała zaproponowanie lodowisku reform uśmiechnął się cieplej, mile połechtany. - Może, choć kto wie, może przydałby się podpis ordynatora. - zażartował już o wiele weselej. Śmiech Leonie brzmiał zresztą perliście, ocieplając momentalnie atmosferę na lodowisku i Jasper pragnął go słyszeć częściej, choćby kosztem kpin z jej ciotki. Nie miał pojęcia, że to Moira, rzecz jasna—bezimienna kobieta ewoluowała jedynie w jego wyobraźni z ciepłej starszej pani piekącej jabłecznik do ciepło uśmiechniętej brunetki piekącej szarlotkę. Leonie wspominała o rodzinnych sadach, więc ciasta z jabłkami były stałym elementem jego hipotetycznych scenariuszy.
- Ooch, myślisz, że ktoś na lodowisku wziąłby ją za twoją starszą siostrę? - żartował dalej, a gdy jemu wytknęła wiek—uśmiechnął się wyzywająco. - Kto wie, może do tego czasu już się ustatkuję. - żart zmienił ton, jego głos też (na niższy). Chciałaby tego? (Optymistycznie założył, że Leonie wyczuje aluzję z kim się by ustatkował). On tak, może nie teraz, ale w jego wyobraźni ich relacja już była stabilniejsza niż ta Atticusa i Oriany (przyjaciel niekoniecznie zerwał z Medici po miesiącu związku—albo ona z nim—ale Jasper tak się zagubił w ich rozstaniach i powrotach, że nie uznałby tego za nieprawdopodobne), a Lestrange wszedł mu trochę na ambicję. Nie będzie przedstawiał Leonie jako swojej kochanki czy konkubiny, młodzieńcze sympatie wydawały mu się zaś niepoważne wobec tego, że miał u niej swoją półkę i kanapki od niej w swojej pracy. Chciałby spróbować od nowa, tym razem na własnych zasadach i z kimś, kto okazywał mu uwagę i ciepło. O ile naprawdę nie przeszkadzały jej bezsenne noce i to, że byliby bardzo małą rodziną. O ile Leonie zdoła się w nim zakochać, choć właściwie nie był to warunek konieczny—już było przecież... dobrze, a on rozumiałby jeśli był bezpiecznym wyborem.
- Moglibyśmy. - zgodził się ochoczo, a po chwili zamiast aparatów jego uwagę zajęły łyżwy. Triumfalnie spojrzał na Leonie, bo na swoim stabilniejszym egzemplarzu stał całkiem pewnie, ale to przecież nie była rywalizacja. Jego uśmiech szybko zrzedł, gdy zaczęła tracić równowagę. Wyciągnął ręce by ją złapać, ale musiał jakoś znaleźć sposób by ich zbalansować...


1-2 - po omacku sięgam drugą dłonią w stronę barierki, ostatecznie się jej przytrzymuję, ale Leonie wjechała na mnie i stoimy (za) blisko siebie, a jakieś dziecko głośno pyta mamy, czy ci państwo się całują
3-4 - wpadamy na tą samą barierkę, ale z impetem - tylko ona uchroniła nas od upadku (ale naszych kości ogonowych od zderzenia z metalem niekoniecznie)
5-6 - utrzymujemy równowagę!
1x k6 (łyżwy):
5
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Leonie Figg
Akolici
he was hanged from the gallows that he built for me.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
26-11-2025, 23:16
Nagle zrobiło się jej zimno. Nie od chłodu wypełniającego lodowisko, do tego zdążyła się przyzwyczaić, ale wojny, walki, sponsorowanie armii... Coraz częściej docierało do niej, że to pewnego dnia mogło ich czekać. Leonie nigdy by nie przewidziała, że znajdzie się na rozdrożu czasów, w których od decyzji kilku czarodziejów zależeć będzie los wielu, a jak inaczej nazwać konflikt między Dumbledore'm i Grindelwaldem, mający po raz kolejny nabrać tempa? Nawet po śmierci Basila naiwnie uważała, że potyczki zbrojne, owszem, istnieją, ale zawsze gdzieś obok. Nie na własnym podwórku, nie pod własnym nosem. Nie w chwili, kiedy zaczynała nieśmiało raczkować przez połać odzyskiwanego szczęścia i spokoju; dlatego jej ramiona spięły się mimowolnie, a spojrzenie uciekło od oblicza Jaspera, mało tego, nawet delikatnie odsunęła się od ust, szepczących do jej ucha. Nie chciała tego słuchać. Nie chciała sobie tego wyobrażać. I mimo że jej wargi drgnęły w próbie odwzajemnienia jego sztywnego, sztucznego uśmiechu, gdy zaproponował, by nie uprzykrzali sobie wyjścia na lodowisko kwestią polityki Ministerstwa i napięciami magicznego świata, zdołała wykrzesać jedynie nieco cierpki grymas, jakby poczuła na koniuszku języka smak cytryny.
- Ty powinieneś być ordynatorem - wzruszyła ramionami, pogodniejąc. Do tej pory nie widziała Jaspera przy pracy, ale nie wątpiła, że przykładał się do niej w stu procentach, posiadający zarówno wiedzę, doświadczenie, jak i odpowiednie podejście do ludzi. Jeśli ktoś na to zasługiwał, to właśnie on. Ewentualnie Moira, choć jedno z drugim chyba by nie kolidowało - wystarczyłoby przeznaczyć im różne oddziały. Im więcej Leonie o tym myślała, tym uważała to za lepszy pomysł; szkoda, że decyzja nie należała do niej. Zresztą w przypływie wstydliwego egoizmu nie chciała, by Mung dokładał mu obowiązków.  - Aż tak to nie. Nie jesteśmy na tyle podobne. I nie chodzi o oznaki dojrzałości, ona po prostu jest blondynką - parsknęła, a potem tknięta złym przeczuciem obejrzała się przez ramię, sprawdzając, czy Sanderson nie stała gdzieś w pobliżu, niespecjalnie pochwaliwszy wynurzenia siostrzenicy. Jeszcze tego brakowało, by wysnuła błędne wnioski, słysząc o oznakach dojrzałości wplecionych w jej wizerunek. Jasper wiedział jednak, jak ściągnąć z powrotem jej spojrzenie - w pierwszej chwili zbite z tropu, jakby balansowała na cienkiej granicy zapytania, z kim zamierzał się ustatkować; potem onieśmielone, rozczulone, podkreślone krwistym rumieńcem rozlewającym się w dół policzków aż do krawędzi błękitnego golfu. - Nie czujesz się zbyt młody na takie marzenia? - odbiła piłeczkę, rozpromieniona w swoim onieśmieleniu. "Kiedyś" było wielkim znakiem zapytania, niedawno Leonie zastanawiała się, czy nie zapragnął tego zbyt impulsywnie, a jednak teraz wspomniał o ich wspólnym "kiedyś" ponownie i wydawał się taki... chętny? Niższa barwa głosu Prince'a połaskotała jej zmysły, pogłębiła barwę rumieńca. - Ostatnio mój dwudziestotrzyletni przyjaciel jak ostatni pacan stwierdził, że jest za młody na ustatkowanie się i woli się wyszumieć. Lepiej dobrze się zastanów, jesteście w prawie podobnym wieku - ciągnęła prowokacyjnie, co w miły sposób odciągało uwagę od absolutnego terroru, jaki przężywała na łyżwach.
Każdy krok był walką o przyszłość. Pierwszy nieporadny ślizg zakończyła w ramionach Jaspera, podtrzymana przez niego tak stanowczo, że na szczęście nie zrobiła krzywdy ani sobie, ani jemu, uśmiechając się ze skrępowanym zakłopotaniem. Jednocześnie próbowała podpatrywać innych czarodziejów mknących po tafli lodowiska: zauważyła, że zamiast układać stopy prosto, rozsuwali je na boki, a ich ruchy zdawały się dzięki temu płynniejsze. - Nie rozpraszaj mnie - rzuciła Jasperowi zaczepne spojrzenie, sugerując, że za nieprawne podrygi na łyżwach odpowiadają jego ramiona, nie jej niedoświadczenie. - Lepiej pokaż, co pamiętasz - wymamrotała i znów rozłożyła ręce na boki jak ptak rozkładający skrzydła do lotu, by potem odepchnąć się na jednej nodze od podłoża. Zarzekał się, że jeździł w dzieciństwie i, tak, zapewne dzięki temu jeszcze się nie wywrócili, ale między Merlinem, a prawdą, Leonie oczekiwała jakichś akrobacji.

1, 4 - tym razem idzie jej lepiej. Leonie daje radę ujechać plus minus trzy metry, zanim koncertowo wpada na szpakowatego mężczyznę o obcym akcencie, a towarzysząca mu młodsza kobieta o dużych oczach piorunuje ją wzrokiem
2, 5 - Leonie nabiera na łyżwach prędkości, z której nie umie wybrnąć, i za moment może się to skończyć katastrofą: ma przed sobą człowieka na pierwszy rzut oka wyglądającego na dyplomatę, oraz towarzyszącego mu blondyna ubranego na mugolską modłę; obaj także mają obco brzmiące akcenty
3, 6 - w prawdziwym popisie łyżwiarskiego sznytu Leonie udaje się zatoczyć koło (niespecjalnie), dzięki któremu znów wjeżdża na Jaspera; stoją (za) blisko siebie, a jakieś dziecko głośno pyta mamy, czy ci państwo się całują
1x k6 (łyżwy):
2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
27-11-2025, 03:12
Nie zauważył jej dyskomfortu, a nawet gdyby to pewnie przypisałby go temu, że szeptali w miejscu publicznym o poglądach, które powinny pozostać za drzwiami domów. Nie zauważył, bo samemu przeżywał inny dramat; przypominając sobie, że wraz z Leonie nigdy nie wezmą swoich dzieci na gofry. Słyszał od znajomego mugolaka, że w ich świecie jest to łatwiejsze i roi się od wojennych sierot—ale magiczni nie mieli równie rozbudowanego systemu ani równie wielkiej populacji, a on nie wiedziałby nawet gdzie... jak... Świat czarodziejów był mały, wszyscy mieli swoje rodziny, swoich przyjaciół. Pewnie mógłby zostać rodzicem dopiero, gdyby Marcusowi się coś stało, ale o takiej hipotezie bał się nawet myśleć.
O wojnie... też starał się nie myśleć. Siedemnaście lat temu marzył o tym, by walczyć, rozczarowany tym, że uzdrawianie wydawało mu się mało spektakularne. Przełykał gorycz przegranej, zastanawiając się, czy jego ciało i ofiara cokolwiek by zmieniły; czy zmieniłyby więcej od jego działań w Anglii. Nigdy się nie poddał, przez kolejne lata wiernie wierząc w misję akolitów, która dla niego nie była tylko Grindelwaldem, ale przede wszystkim jego ideą—solidarnością wszystkich czarodziejów, cichym (na razie) buntem wobec mugoli. Dziwnie było myśleć, że już nie jest tym dwudziestolatkiem, który—rozgoryczony po śmierci brata—nie miał nic do stracenia. Że od niedawna miał bardzo wiele do stracenia.
- Nie widziałaś mnie nawet w pracy. - parsknął śmiechem, odsuwając od siebie poczucie pustki. - Może całymi dniami patrzę w ścianę, na której powiesiłem rysunki Helgi? - dywagował. - Ach, blondynką, wspaniała charakterystyka. - pochwalił Leonie z przekąsem, w wyobraźni widząc teraz blondynkę z ciastem z kruszonką. Ingrid też była blondynką, ale nawet przez moment nie pomyślał, że mogłyby być podobne—w sposobie, w jaki Figg mówiła o swojej rodzinie było zbyt wiele ciepła by choćby porównać jej krewną do skandynawskiego chłodu.
Z rozciągniętym na twarzy uśmiechem obserwował, jak Leonie najpierw próbuje zrozumieć jego uwagę, a potem zaczyna się rumienić. Mógłby odpuścić, ale sama drążyła dalej...
- Uważasz, że trzeba się ustatkować w wieku dwudziestu trzech lat? - podchwycił łobuzersko. - W takim razie... sama jesteś na to gotowa? Albo będziesz... kiedyś? - odchrząknął, bo w jego głos wkradło się głupie onieśmielenie. - Uważaj nad odpowiedzią, bo jeśli nie to stracisz licencję na dokucanie swojemu przyjacielowi. - pouczył, choć uważać to powinna na łyżwach. Z ulgą złapał ją w ramiona i ustał na nogach, przekonany, że to wszystko ostudzi ryzykanckie zapędy Leonie, ale było chyba wręcz przeciwnie.
- Czy to ty aby nie potrzebujesz chociaż lekc— zauważył, zastanawiając się, czy można tu było przywołać jakiegoś pracownika (nie posąg!) na demonstrację, ale Leonie już mu się wymknęła i zaczęła jechać dalej...
...wprost na człowieka, który wyglądał niemalże jak mugol (Jasper z dezaprobatą obrzucił wzrokiem jego nowoczesny strój, nieprzystający zresztą do wieku nieznajomego) i wysunął się—przypadkiem czy obronnie?—przed swojego bardziej eleganckiego towarzysza, na kursie kolizyjnym z samą Leonie. Pomimo ostrożności, przyśpieszył, chcąc złapać dziewczynę za rękę i albo spróbować spowolnić jej tempo albo skierować ją na inny tor niż taki, który skończyłby się wpadnięciem na kogoś. I to nie byle kogo, a kogoś wyglądającego niemalże jak mugol, co w przypadku Leonie... Nawet wolał o tym nie myśleć, zajęty misją ratunkową. Leonie była szybsza, ale to on wiedział (trochę...) jak jeździć na łyżwach...


1: za późno, Leonie wpada na blondyna!
2-3: łapię mocno Leonie i wpadamy znowu na barierkę, za blisko siebie i z obitą kością ogonową, a jakieś dziecko głośno pyta mamy, czy ci państwo się całują
4-5: udaje mi się złapać Leonie za rękę i skierować na inny tor, choć prawie podcinamy przy tym nogi dyplomacie
6: barczysty szesnastolatek rusza Leonie na pomoc pierwszy i zaczyna z nią flirtować
1x k6 (łyżwy):
2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Leonie Figg
Akolici
he was hanged from the gallows that he built for me.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
27-11-2025, 21:48
- A to przeszkoda? Bo jakoś żadnego ordynatora nie widziałam przy pracy i nie wydają się być przez to mniej doceniani zawodowo - stwierdziła śmiało, patrząc na Jaspera z szerokim, niepokornym uśmiechem. Bez cienia wątpliwości przyjęła świeżą myśl, że a zarządzaniem kadrą innych uzdrowicieli nie miałby problemu. Wydawał się instynktownie wiedzieć, jak rozwiązywać problemy, i miał niezwykłą lekkość w wyrażaniu się pochwalnie o ludziach, nic zaś tak nie motywowało do dobrej pracy, jak uznanie i szacunek. Zyskałby ich zaufanie do tego stopnia, że w razie roszad na wyższych szczeblach Munga zapewne doszłoby do zamieszek, a w takim razie może to lepiej, że chyba nie miał podobnych aspiracji... Bo oczywiście nie miało to nic wspólnego z jej głodem ich wspólnego czasu, z nienasyceniem, z zachłanną potrzebą otulania się jego dotykiem, jakby na każdym fragmencie swojej skóry próbowała odcisnąć jego ślad. - Naprawdę to zrobiłeś? - roześmiała się, wyobrażając sobie dziesiątki małych rysunków, które do tej pory zdążyła dla niego zostawić na wierzchu brązowego papieru śniadaniowego, sklejone w wielką mozaikę ku chwale Helgi. Na pewno wyglądałyby majestatycznie obok rycin ludzkiego organizmu czy infografik o powszechnych i niepowszechnych truciznach.
To, że Jasper w ogóle zatrzymywał jej prędkie poranne szkice, choć nie musiał, było niesamowicie ujmujące. Każdym detalem swojej postawy pokazywał, że mu zależy i że ona jest dla niego cenna, co kruszyło coraz więcej cegieł wokół serca Leonie. Wywracającej oczami na podsumowanie charakterystyki Moiry; cóż, może bezpieczniej będzie, jeśli nie spróbuje jej uzupełniać, bo już teraz czuła na karku dreszcze zagrożenia. Jeszcze jedno nieprzemyślane słowo i ciocia przebije taflę lodu, wyłaniając się spod niej jak kelpia.
- Jeśli o mnie chodzi, to przynajmniej powinien mieć na oku kogoś, z kim chciałby się ustatkować, zamiast zasłaniać się nastoletnim buntem i tymi wszystkimi... chłopięcymi sprawami - odchrząknęła, policzki paliły ją niemiłosiernie, kiedy próbowała przekierować uwagę z powrotem na Keitha, zamiast na samą siebie. Niestety Jasper ani myślał opuszczać, a jego następne pytania przyprawiły ją o tak szybkie bicie serca, że chętnie ściągnęłaby kurtkę z ramion, bo trawiło ją tak wiele rozbuchanych od środka płomieni. Temat przyszłości wrócił dużo wcześniej, niż przewidziała, Leonie nad niczym nie zdążyła się porządnie zastanowić, mimo że pewne wnioski miała wręcz na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłoby tylko je do siebie dopuścić. - Jak byłam mała, a babcia zapytała, kim chciałabym zostać, jak dorosnę, odpowiedziałam, że żoną - parsknęła skrępowana, złapawszy swój głos na nieposłuszeństwie, bo instynkt podpowiadał, by odpowiedziała "nie wiem". W jak wielu ośrodkach decyzyjnych musiało dojść do spięcia, by przywołała anegdotę, o której zdążyła dawno temu zapomnieć? I jak do tego doszło? Naprawdę mogłaby przełamać swój strach i pewnego dnia przyjąć oświadczyny Jaspera? Przecież po wszystkim, co spotkało ja z rąk Colina, nie myślała o małżeństwie - tylko dlatego, że on tak często o tym mówił. Powtarzał, że już wtedy żyli razem jak mąż z żoną, ale zamierzał też sprowadzić księdza do ogrodu, który pobłogosławiłby ich związek w imię mugolskiej religii, pieczętując ich wzajemne oddanie.
Pewnie dlatego aż tak bardzo zagapiła się w trakcie niepewnych łyżwiarskich popisów, że w pierwszej chwili nie zrozumiała, jakie odzienie miał na sobie mężczyzna, którego nieomal stratowała. Dostrzegła jedynie jego mignięcie, zanim Jasper przysłonił sobą osobę obcokrajowca, ale sam ten ułamek sekundy wystarczył, żeby szarpnęła się z przerażeniem, odskakując, nie odjeżdżając. Instynkt ucieczki przejął nad nią kontrolę.
Colin Fairchild także miał złociste włosy.
Odwiedzał ją czasem w podobnych ubraniach i nigdy nie był wtedy w dobrym nastroju. Jego ręka była ciężka, jego potrzeby gwałtowne i bolesne, i nagle wszystko to wróciło do niej jak spóźnione echo, a mur wokół Leonie nie był już tak szczelny, jak kiedyś. Poczuła strach. Poczuła dźgającą ją panikę. Poczuła potrzebę rzucenia się przed siebie i biegnięcia ile sił w nogach, ale zamiast butów miała na sobie łyżwy, a ziemia była zdradliwym lodowiskiem. Gdyby Jasper nie przytrzymał jej w ryzach, na pewno by się wywróciła; nie usłyszała nawet skądinąd rozkosznego komentarza dziecka, które odezwało się gdzieś z boku. - Nie... - jęknęła cicho, jej gardło było tak zaciśnięte, że ledwo przecisnął się przez nie jakikolwiek dźwięk. - Nie - miała ochotę odepchnąć od siebie Jaspera i wtulić zarazem; miała ochotę zamilknąć i krzyczeć; miała ochotę szarpnąć tym dzieckiem i powiedzieć, że na pewno nie całowała się z tamtym mugolem, choć los wiedział lepiej, wiedział więcej. Mały piruet na płozach wystarczył do tego, by obrócić ich tak, że nie widziała już zaniepokojonego zdarzeniem blondyna, ale nie mogła też znaleźć drogi powrotnej z kleszczy strachu na własną rękę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
30-11-2025, 01:43
- Czy to dlatego, że mało bywałaś w szpitalu? - odpowiedział z równie szerokim uśmiechem, myśląc tylko o tym, że to dobrze—i zapominając, że może po swoich przejściach powinna tam być. Nawet jeśli, niekoniecznie rozpoznałaby ordynatora bez znajomości nazwiska i wpatrywania się w plakietkę, przecież pracowali jak zwykli uzdrowiciele. Samemu był świadkiem, jak jego kolega z oddziału magipsychiatrii nie afiszował się swoją rangą przed pacjentami (przed pracownikami albo całkowicie niewinnymi przyjaciółmi to co innego...). Pomimo żartobliwego tonu i pomimo niewyrażonych obaw samej Leonie, która marzyła o jego większej ilości wolnego czasu, tym razem nie uciekał wzrokiem jak w przypadku jej wcześniejszych komplementów sprzed paru nocy. Nadal nie wierzył, by całkowicie podstawowe wykonywanie swoich obowiązków medycznych w jakikolwiek sposób zdejmowało z niego ciężar winy za śmierć Severusa i niezrozumiałe wizje... ale za to był w stanie uwierzyć, że w zarządzaniu oddziałem byłby całkiem niezły. Już w Evershire, a potem na przestrzeni całej kariery, przekonał się, że w przeciwieństwie do niektórych kolegów—na przykład cholernego Sandersona—nie czerpie satysfakcji z samotnych nocy nad artykułami naukowymi i rozwiązywania problemów nierozwiązywalnych. Choć interesował się nauką na tyle, by orientować się w jej najnowszych osiągnięciach i z zainteresowaniem chodzić na konferencje medyczne (gdzie w jakimś milczącym i smutnym układzie unikali się z Moirą), to zawsze wolał działać. I zawsze lubił pracę z ludźmi. A tego rodzaju awans oscylowałby wokół ludzi i wokół niekończących się zadań...
- Do zarządzania oddziałem temu daleko, ale nie mówiłem ci chyba, że od niedawna przyjąłem ucznia. Z doskoku, nie zawsze mam czas... - zakłopotał się lekko, bo pierwszy raz dotarło do niego, że edukacja Keitha może trochę ucierpieć z powodu kolacji z Leonie. Ups. Z drugiej strony, może tak działa przeznaczenie i z jakiegoś powodu nie splotło ich ścieżek, gdy Jasper spędzał wieczory samotnie. Nie jest zresztą pewnym, że znalazłby wtedy więcej godzin dla młodego adepta—w końcu, gnany samotnością i potrzebą zostawienia za sobą posępnych myśli, zajmował sobie czas poszukiwaniami Eileen i przyjaciółmi i wypadami do Cardiff...
- Na razie jeden rysunek. Mam własny gabinet, ale zbyt często pracuję w laboratorium by porządnie go urządzić. - odpowiedział. - Może gdybym miał więcej rysunków to miałbym i więcej motywacji... - prowokował żartobliwie, choć z drugiej strony nigdy nie zadumał się nad tym, dlaczego w szpitalu nie czuł potrzeby stworzenia własnego miejsca, a po śmierci Ingrid od razu poświęcił się rearanżowaniu książek i wieszaniu map i zmianie sypialni w gabinet.
Może dlatego, że w szpitalu czuł się wtedy bardziej jak w domu,  niezależnie od ozdób.
- Oho, czym są dla poważnych kobiet te chłopięce sprawy? - roześmiał się, zaciekawiony tym, co Leonie (chyba niewiele starsza od lat dwudziestu trzech, ale może o tym lepiej nie myśleć) uznaje za niepoważne (i to lepiej przemyśleć, czy jakiekolwiek będą zazębiać się z jego zainteresowaniami?). Zamiast poczekać na listę niepoważnych hobby, zagalopował się jednak we własnych pytaniach i w obserwowaniu jak na policzki Leonie wkrada się rumieniec. Żoną. I wtedy rumieniec zakradł się też na jego policzki.
- Tak...? - szepnął tylko, nie panując nad kącikami ust wyginającymi się w nieśmiałym uśmiechu. Żoną, nie matką - wychwycił, przypominając sobie, o czym jeszcze najczęściej marzą małe dziewczynki i doroślejsze kobiety. Spojrzał na Leonie uważniej, zastanawiając się, czy to najprawdziwsza anegdota czy też może miłosiernie—po tym co jej opowiedział—wycięła kwestię dzieci z opowieści o dziecięcych marzeniach. Ona jednak wymknęła mu się z rąk, a z jego myśli wymykało się jakiekolwiek podejrzenie, że temat przyszłości obarczony jest przeszłością. Wiedział, że tamten mugol skrzywdził Leonie na niewyobrażalne sposoby, ale nie wiedział, że zdołał zbrukać nawet słowo małżeństwo (na logikę, wcale ne musiał) i jej marzenia z dzieciństwa. Myślał, że rumieńce wynikają tylko z tego, że to poważne i odległe plany i że dopiero się poznawali i że, jak sama przyznała, zaufanie było dla niej trudne.
Cień mugola wrócił do nich jednak kilka sekund później, już nie w rozmowie, a w postaci zbyt nowocześnie ubranego czarodzieja. Jasper nie miał wątpliwości, że na Horyzontalnej i magicznych lodowisku Permafrost spotkają tylko podobnych sobie, ale niestety niektórzy z nich zachłystywali się mugolską modą albo w ogóle pochodzili z takich rodzin.
W pierwszej chwili to do niego dotarło, chciał po prostu ocalić Leonie przed kolizją—a równie niebezpieczna byłaby przecież barierka, drugi z mężczyzn, czy ktokolwiek z innych łyżwiarzy.
Dopiero gdy spojrzał na jej pobladłą w panice twarz, uświadomił sobie, że chyba nie bała się tylko upadku. Przez jej ramię spojrzał na powidok mugolskiego świata (winowajca, co gorsza, wcale nie wydawał się speszony, a również patrzył na Jaspera wilkiem i jakoś zbyt mocno trzymał swojego kolegę za ramię, nerwowo upewniając się, że nic mu nie jest. Cóż, przynajmniej się nie narzucał) i słyszał pytanie o pocałunek... o nie, czy to dziecko właśnie pogorszyło sytuację? Spojrzał na nie lekko spanikowany, interakcje z dziećmi niebędącymi Audelią nie przychodziły mu naturalnie, ale na szczęście rodzice przekierowali uwagę malca na coś innego, chyba wyczuwając ich ewidentne onieśmielenie i słysząc gwałtowne nie Leonie.
- Leonie, już jesteśmy—będziemy sami, w kawiarence. Tylko stąd zjedźmy, dasz radę? - nachylił się do ucha dziewczyny, obejmując ją mocniej. W mieszkaniu nigdy nie wiedział jak reagować na jej strach, instynktownie cofał wtedy ręce i starał się stać mniejszym, mniej widzialnym; ale teraz bał się, że Leonie zaraz się przewróci i już nie podniesie. Ledwo spytał, czy da radę, zwątpił—jej spojrzenie było odległe, mięśnie sztywne. - Rzucę proste zaklęcie odstresowujące, które pozwoli nam stąd zjechać, dobrze? - poprosił, zmieniając pozycję tak by chwycić Leonie za lewą dłoń i sięgając prawą ręką po różdżkę, choć nie wiedział, czy zdoła mu odpowiedzieć. Pewnie najskuteczniejsze byłoby antylękowe, ale był jej kochankiem, a nie magipsychiatrą i bez świadomości czy ktokolwiek jej w taki sposób pomagał nie chciał się wtrącić ani przesadzić. - Cordis Serenitas. - wybrał nieco bardziej uniwersalne zaklęcie na nerwy, ale i tak od razu pojął, że z ostrożności rzuca je zbyt słabo. - Cordis Serenitas. - rzucił, wymierzając moc nieco precyzyjniej; orientując się, że w istocie nie chce przesadzić. - Lepiej? Trzymaj się mnie, zjedziemy do kawiarenki. - pociągnął ją za rękę, byle z dala od innych łyżwiarzy i pokierował tak, by mogła—mogli—przytrzymać się też barierki. Przy wyjściu z ulgą zrzucili łyżwy, choć cisza jaka między nimi zapadła zdawała się ciężka i głośna.
Przełamał ją dopiero przy stoliku, gdy odsunął przed Leonie krzesło, ale samemu nie zajął miejsca tylko przykucnął przed dziewczyną.
- Iść zamówić czekoladę...? - czy zostać? - zapytał, nie dopytując o to, co się stało.

rzut nieudany & rzut udany (PS 45, wynik 22+25=47)
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Leonie Figg
Akolici
he was hanged from the gallows that he built for me.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
30-11-2025, 20:15
- W Dolinie Godryka żadnego nie było - wzruszyła ramionami, ukrywając pod maską nonszalancji bardzo brzydką prawdę. W szpitalu Świętego Munga nikt nie mógł jej dotknąć. Kopała, gryzła, groziła, że jeśli ktokolwiek spróbuje wpłynąć na nią zaklęciem i zmusić do posłusznego poddania się obdukcji, zrobi coś niewyobrażalnego. Wreszcie rodzice musieli przełknąć gorzką pigułkę niewiedzy, niedopowiedzenia. Pytań bez odpowiedzi. Niedługo później mama zabrała ją do maleńkiej lecznicy w Dolinie, ale to odniosło bardzo podobny rezultat, aż zmuszeni byli przestać na nią napierać, widząc, jak wiele złego czyni to głowie ich córki. Zastanawiało ją, czy kiedy ona miotała się w Mungu, Jasper był akurat na dyżurze, a od przeznaczonego im uczucia dzieliło ich kilka pięter i kilka traum. Wtedy nic by nie zdziałał, jej spłoszony strach musiał osłabnąć i okrzepnąć, nim szmaragd oczu Prince'a byłby w stanie łagodzić jej rany, ale kiedy myślała o tamtym dniu w taki sposób, czuła coś niewyraźnie mrowiącego w opuszkach palców. Coś, co ściskało jej żołądek. - Tak? Nie chwaliłeś się. Chce zostać toksykologiem, czy uczysz tego kogoś ogólnej magii leczniczej? - podjęła, uśmiechnąwszy się z zaciekawieniem. To, że ona doceniała wiedzę i zdolność Jaspera do jej przekazywania to jedno, ale słyszeć, że ktoś trafił pod jego skrzydła, bo chciał czerpać z niego jak z nieskończonego źródła, napawało Leonie dumą. Była z niego dumna. Szczęśliwa, że ktoś należycie go doceniał, że zgłosił się akurat do niego, mając do wyboru setkę innych uzdrowicieli z Londynu, jeśli nie więcej. Kimkolwiek był ten człowiek, dobrze zainwestował w swoją przyszłość.
- Och, skoro tak, mam propozycję, żeby nie było za łatwo. Porysujemy razem: ty narysujesz coś dla mnie, żebym mogła udekorować ścianę na zapleczu Fruwokwiatu, a ja narysuję coś dla ciebie - zaproponowała wyzywająco. Nieważne, czy miał zdolności artystyczne, może nawet lepiej, gdyby tak nie było - wtedy z rozczuleniem spoglądałaby na kaprawe podrygi mężczyzny, który wziął do ręki ołówek tylko po to, by sprawić jej przyjemność. Ile kobiet mogło pochwalić się takim oddaniem i poświęceniem ich partnerów? Wujek zrobiłby to dla cioci Moiry? Atticus dla Oriany? Jedynie własnego ojca była pewna, Thaddeus chwyciłby za pióro i naszkicował żonie najpiękniejszego okonia pod słońcem... A potem podpisałby go imieniem Isadory i zarobiłby ścierką w głowę.
- Chodzi mi o to, że woli zmieniać dziewczyny jak rękawiczki. Wymawia się ładną twarzą i tym, że w jego wieku może jeszcze pozwolić sobie na szaleństwo, ale wiesz, pewnego dnia może obudzić się w świecie, kiedy te wszystkie dziewczęta będą zbyt mądre, żeby chcieć ustatkować się z kimś tak stałym, jak latawica - przewróciła oczami. Naprawdę martwiła się o Keitha, o to, że zostanie sam jak palec, a odkąd poczuła, co może oznaczać euforia z dzielenia z kimś dnia codziennego, tym bardziej życzyła mu miłej i wiernej czarownicy u boku. Nie mogła jednak naprawić jego świata, jeśli ten tego nie chciał. Ciosała mu kołki na głowie, ponieważ tym według niej był obowiązek starszej siostry, ale czasem przynosiło to odwrotny skutek. Może Jasper zdołałby przemówić Croftowi do rozumu...? Tym bardziej, że sam wydawał się teraz oczarowany anegdotą z jej dzieciństwa. Serce Leonie zaczęło przeobrażać się w ciepły miód, wcześniejsza zapalczywość zbudzona tematem przyjaciela zniknęła bez śladu, zastąpiona równie nieśmiałym uśmiechem.
I wtem wszystko się skończyło. Nieznajomy wbił kły w słodycz ich małej chwili i poharatał ją bezlitośnie, mając jeszcze czelność wyglądać na niezadowolonego z obrotu sytuacji. To nie on się bał, mugole nigdy się nie bali. Niszczyli. Gwałcili. Zabijali. Często wydawało jej się, że spędziła w piwnicy Colina całe lata, bo w przypadku takiej brutalności czas chyba nie miał znaczenia, psychika i tak kruszała tak samo. Dlatego trzęsąca się ze strachu Figg nie poczuła, że zjeżdżają z Jasperem z lodowiska, nie kontrolowała swoich drżących w kolanach nóg, nie wiedziała, że przyciska ją do siebie, że broni jej przed całym światem, bo sama zamarła w jego ramionach jak struchlała sarna. Ledwo wyczuwała zapach jego wody po goleniu i trzęsła się, patrząc na niego niewidzącymi oczyma. Gdyby tamten człowiek nie miał złotych włosów, niemal takich samych, pewnie nie zareagowałaby aż tak mocno - jednak teraz Jasper musiał uporać się z jej demonami na środku lodowiska.
Czar, udany za drugim razem, miał w sobie coś z ciepłej herbaty. Kawałek po kawałku zmywał jej stres i wyciągał drzazgi przerażenia, aż spojrzenie Leonie oprzytomniało, a płuca zdołały nabrać głębszego oddechu. Zaczęła znów rozumieć, kto przed nią stoi i gdzie się znajdują, zaczęła rozumieć, że widok tamtego człowieka obudził w niej koszmar przeszłości, z którego nigdy tak naprawdę nie otrząsnęła; i zaczęła rozumieć, że Jasper został z tym zupełnie sam, odważnie stawiający czoła jej traumie. Wtuliła się w niego wręcz przepraszająco, wiedząc, jak bardzo nie lubił, kiedy przepraszała go głośno, a zaklęcie powstrzymało łzy zawstydzenia i skruchy, które w innych okolicznościach już popłynęłyby z oczu. - W porządku? - szepnęła, bo to o niego martwiła się bardziej, niż o siebie, kiedy z wprawą prowadził ich do zejścia z lodowiska, a potem pomógł jej zamienić łyżwy na buty. W środku zajęła miejsce bokiem na krześle, obrócona w stronę kucającego przed nią Jaspera. - To było... On wyglądał podobnie - wyznała, choć przeczuwała, że  już się tego domyślił. Miała ochotę przytulić się do niego i objąć go nogami w pasie, i pewnie zrobiłaby to, gdyby teraz siedzieli na łóżku, nie w kawiarence. Dotknięcie jego pofalowanych włosów musiało wystarczyć: Leonie zatopiła w nich palce i przesunęła dłoń niżej, aż opuszki musnęły skroń. - Tak mi głupio - westchnęła cicho. - Przyszliśmy tu, żeby miło spędzić czas i pojeździć, zamiast jeść na spółkę gofra z bitą śmietaną i podwójną czekoladową polewą - rzuciła zakłopotana, ale mimo wszystko kąciki jej ust drgnęły niepewnie, badała grunt, czy zamiast czekolady do picia, miał ochotę na pełnoprawny deser. - Nie idźmy jeszcze, dobrze? Proszę. Jak stąd wyjdziemy, wróćmy na lodowisko. Spróbujmy jeszcze raz. Jeśli nadal masz ochotę... - urwała niepewnie. Czuła się o niebo lepiej po zaklęciu uspokajającym i naprawdę nie chciała zepsuć tego popołudnia - tylko czy Jase nie miał już dosyć?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 11:05 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.