• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Pokątna > Aleja Alchemków
Aleja Alchemków
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
11-07-2025, 10:36

Aleja Alchemków
Jedną z odnóg ulicy Pokątnej, pomiędzy sklepem z eliksirami Pippina a starą apteką, nazywa się nieoficjalnie Aleją Alchemików. To szeroki, brukowany zaułek, gdzie panuje zauważalnie większy spokój niż na głównej ulicy. Wdłuż niego stoją stragany: niektóre wystawione przez alchemików, którzy nie dorobili się jeszcze własnego sklepu, inne przez handlarzy ingrediencjami, jeszcze inne to stanowiska łowców magicznych stworzeń i zielarzy przyjmujących zamówienia specjalne. Plotki głoszą, że w niektóre dni można tu dostać mniej legalne bądź naprawdę rzadkie składniki i przedmioty - jak na przykład jad akromantuli. Ściany budynków mają różne kolory i gdzieniegdzie są zniszczone przez opary sprzedawanych tu eliksirów oraz magiczną parę buchającą znad kociołków, bo nierzadko przygotowywane są one na bieżąco.
Na skrzyżowaniu z kolejną wąską uliczką znajduje się stary obelisk z czarnego kamienia, uznawany za punkt orientacyjny i służący za częste miejsce spotkań.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
02-12-2025, 03:32
Im więcej Jasper dowiadywał się o mugolach, tym bardziej nimi gardził i tym bardziej się ich bał. Dziwna i paradoksalna mieszanka, strach i pogarda. Jedno powinno wykluczać drugie, lekceważenie nie powinno iść w parze z lękiem... ale jednak. Dowiadując się o ich wynalazkach i wojnach obawiał się tego, że wyniszczą świat czarodziejów i samych siebie. A poznając ich historię, zresztą przez pryzmat czarodziejskiej perspektywy i ideologii Grindelwalda, święcie uwierzył, że są nieodpowiedzialni. Okrutni. Lekkomyślni. Że nie można zostawić ich samym sobie, że Grindelwald proponuje jedyne słuszne rozwiązanie podporządkowania sobie mugolskiego świata. Nienawidził tych, przez których życie stracił jego brat, choć oczywiście nie wszystkich—czasem budził się z koszmarów o umierających na wojnie dzieciach i pozostawał smutny i wstrząśnięty, choć nie wiedział nawet, czy żałuje mugoli czy czarodziejów. Tak byłoby dla nich lepiej - tłumaczył sobie, gdy mijał szkoły i przedszkola w niemagicznej części Londynu i myślał o niespełnionych planach akolitów na dominację nad mugolskim światem. Nikt nie głosił przecież zabijania, tylko niewolnictwo, a myśli o krwawej i brzydkiej rzeczywistości takiego przewrotu łatwo było od siebie odsuwać.
Do wczoraj były to zresztą tylko hipotezy, do wczoraj nie wiedzieli o powrocie Grindelwalda, do wczoraj Prince żył w rzeczywistości niespełnionej ideologii. Nad tym, co miał oznaczać powrót ich przywódcy—dopiero miał się zastanowić.
Tymczasem lubił poznawać mugolską historię i kulturę, w myśl zasady, że wroga należy znać. Rzecz jasna, przeważnie poznawał ją od innych czarodziejów, często od osób o takich samych poglądach jak on, co owocowało... limitowaną perspektywą i lukami.
- Tak, ich wojny są barbarzyńskie. - przytaknął, jakby w bombach było coś o wiele gorszego od elegancji Avady. Z uwagą słuchał o tej toczonej na innym kontynencie, próbując wyobrazić sobie ten konflikt, połączyć go z chaotycznymi przebłyskami snów i równie chaotyczną wiedzą, którą już posiadał. - Twoja matka zna angielski? - upewnił się w kwestii listów. Pewnie jakoś musiała porozumiewać się z jego ojcem, ale z drugiej strony do spłodzenia syna nie potrzeba... słów. - Przykro mi. Wiem, jak ciężko szukać kogoś w okolicznościach jak.. igły w stogu siana. - odwzajemnił blady uśmiech Keitha. Przy kwestii jego matki, może martwej, a może żywej; oddzielonej morzami i oceanami... zaginięcie jego własnej siostry w Anglii nie wydawało się aż tak straszne w tej skali. Przynajmniej był pewien, że Eileen żyła—albo jedynie wmawiał sobie, że czułby gdyby nie żyła.
- Oczywiście. Pozostajemy przecież w kontakcie. - odpowiedział lekko w sprawie ojca Keitha. Pomimo początkowej niedelikatności, zdążył już wyczuć, że to osobista sprawa dla chłopaka i że tempo jego zmierzenia się z tą traumą również pozostaje osobiste.
- Świetnie! - skwitował w sprawie ziołolecznictwa i dostępu Keitha do ingrediencji. Przez moment korciło go zapytać o jego źródło ingrediencji, ale... zawahał się i postanowił, że poruszy ten temat następnym razem. Ostatnio pożegnali się z Leonie bez składania sobie żadnych obietnic i zwiedzanie innych sklepów byłoby trochę zdradą Sennego Fruwokwiatu, albo przynajmniej utratą pretekstu do zobaczenia dziewczyny gdyby straciła ochotę na spotkanie poza nim. Postanowił na razie zostawić tą furtkę otwartą... bo słuchając o pani Lian i przybranych siostrach, naiwnie i w rozkojarzeniu nie założył nawet, że mogą z Keithem rozmyślać o tej samej dziewczynie i tym samym sklepie. Nieco stereotypowo założył, że Croft może mieć na myśli jakiś lokal prowadzony przez chińskich emigrantów (który, zwłaszcza w towarzystwie nowego ucznia, chętnie by zwiedził!).
- Warzenie Szkiele-Wzro nie należy do najprostszych i jest długie. - skinął głową. Trudność niełatwo mu było oceniać—samemu od bardzo dawna się tego nie podejmował, mając dostęp do specyfiku w Mungu. Podejrzewał, że po latach przerwy mógłby nie podołać, ale ambicja nie pozwalała mu tego przyznać; bo jego młodszy i irytujący brat Marcus warzył takie eliksiry niemal co tydzień i byłoby to dla niego bułką z masłem. - Ale pomaga to, że dobrze uwarzony eliksir charakterystycznie dymi, więc jeśli popełniło się błąd—od razu wiadomo. Powiedziałbym, że bardziej skomplikowane jest jego dawkowanie - albo i nie, ale właśnie kłócił się we własnej głowie z wyimaginowanym Marcusem, któremu chętnie by wytknął, że jego praca w Mungu jest trudniejsza - bo wiąże się z bólem dla pacjenta. Jeśli twój kolega złamał aż trzy kości, to mu nie zazdrosczę, musiał dostać potrójną dawkę. - westchnął z bladym uśmiechem. - Tak, w miarę możliwości... - potwierdził te ingrediencje bez szczególnego idealizmu. Prince'owie i Mung mogli pozowlić sobie na te najlepsze i w teorii forsowałby to podejście, ale rozumiał, że czasem lepszy jest jakiś eliksir niż żaden, gdy w grę wchodziły oszczędności.
- Jeszcze ostatnie zakupy i będzie wszystko. - zmierzali już do ostatniego, zaufanego straganu, ale zanim znaleźli się w zasięgu słuchu sprzedawcy—Jasper strategicznie zwolnił kroku. - Chętnie dałbym ci więcej rad, ale następnym razem, bo tak się składa, że mam plany na wczesny wieczór... i że możliwe, że masz te same plany? Albo powinieneś je mieć. - zawiesił na chłopaku wymowne spojrzenie, a potem powoli wyciągnął notes i pod listą ingrediencji zapisał adres Oriany. Nie wręczył jednak kartki Keithowi, podarł ją gdy Croft przeczytał i zapamiętał dane. - Spotkajmy się na miejscu.

zt x 2?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 13:00 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.