• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Derbyshire, Burke Manor > Stajnia
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 10:51

Stajnia
Stajnia w Burke Manor to solidna, murowana budowla o wysokich sklepieniach i grubych kamiennych ścianach, zapewniających chłód latem i ochronę przed zimnem w miesiącach chłodniejszych. Podłoga wyłożona jest równymi, starymi brukowcami, starannie utrzymanymi mimo upływu lat. Boksy dla koni wykonano z ciemnego drewna, z kutymi, metalowymi kratami i ozdobnymi wykończeniami, świadczącymi o dbałości o detale. Każdy boks posiada mosiężne okucia i solidne zamknięcia, a przestrzeń między nimi jest wystarczająco szeroka, by zapewnić wygodny dostęp i bezpieczeństwo. Na ścianach znajdują się drewniane tablice oraz schowki na sprzęt, a w rogu widoczna jest skrzynia na paszę i wiadro. Całość utrzymana jest w porządku i funkcjonalności, z wyraźnym naciskiem na trwałość materiałów i praktyczność użytkowania.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
22-11-2025, 20:29
| 19 kwietnia 1962

Obudziłam się bardzo wcześnie. Nie pamiętam, czy będąc w Burke Manor zdarzyło mi się chociaż raz wstać o takiej porze. Dopiero zaczynało świtać. Usiadłam ostrożnie na łóżku, nie chcąc obudzić swojego męża. Zerknęłam na niego, leżał z zamkniętymi oczami i oddychał miarowo. Przyglądałam mu się przez chwilę z dziwną pustką w głowie. Pamiętałam, że wczoraj przyszedł do mnie, położył się obok, objął mnie bym mogła spokojnie zasnąć. Był cudownym mężem, a ja bałam się, że przestanę być dla niego cudowną żoną. Mogłam sobie zarzucić wiele, to że nie pomyślałam do czego mogą doprowadzić nasze zbliżenia. Jakbym to wyparła, nie brała pod uwagę. Liczył się on i ja, chciałam go zadowolić, pokazać że mogę być nie tylko towarzyszką rozmów ale i wspólnych nocy. Do zajścia w ciążę by doszło, prędzej czy później. Doszło wcześniej. Zanim w ogóle zdążyliśmy się sobą tak naprawdę nacieszyć jako dwójką. Zanim w ogóle porozmawialiśmy o tym jak chcemy by wyglądało nasze życie. Uczono mnie bezwzględnego posłuszeństwa, z tyłu głowy miałam myśl, że i mężowi powinnam być bezwzględnie posłuszna. Ale Xavier chciał mnie słuchać, chciał znać moje zdanie, chciał bym je miała. Wolność i swoboda smakowały słodko.
Wsunęłam stopy w buciki w garderobie, nie przebrałam się z koszuli nocnej, a jedynie założyłam płaszcz i zapięłam go dokładnie. Wyszłam z sypialni i po cichu, wokół jeszcze śpiących czarodziejów w ramach obrazów wywieszonych na korytarzu, ruszyłam w stronę tylnego wyjścia z posiadłości. W stronę ogrodu i znajdującej się za ogrodem stajni. Świeże, rześkie powietrze rozbudziło mnie całkowicie. Otrzeźwiło umysł. Brałam głębokie wdechy starając się zrozumieć jak ja się właściwie teraz czuję. Co czuję. Wczorajsza rozmowa z Primrose dużo mi dała, wiedziałam że czeka mnie kolejna, równie ciężka. Ale dopóki Xavier się nie obudzi, chciałam sama to wszystko przemyśleć.
Przeszłam się po stajni, szukając w boksie jakiegoś konia, który mi się spodoba. Prawie ją minęłam. Zatrzymałam się w pół kroku, a gdy ją dostrzegłam na mojej twarzy wymalował się uśmiech. Ostatnio, gdy byłam w Rowlands Castle u rodziny, po wyścigu z kuzynem poszłam do ojca z prośbą, czy mogłabym zabrać swoją ulubioną klacz. Z początku się nie zgodził, a ja nie śmiałam nalegać. A dzisiaj ona stała tu, ze świeżą wodą, odpowiednią porcją paszy. Spokojna i zrelaksowana.
- Wild Rose - podeszłam do niej i pogładziłam ją po grzywie. - Mój ojciec zmienił zdanie?
Nie czekałam na nic, wyprowadziłam ją i przywiązałam w bezpiecznym miejscu. Obeszłam ją dookoła, była czysta, żadnych ran, żadnych otarć. Wyciągnęłam różdżkę, machnęłam nią a szczotka sama zaczęła w odpowiedni sposób czesać klacz. Następnie czaprak, upewniając się, że nie leży pod włos. Potem siodło, ułożenie i zapięcie popręgu. Opuściłam strzemiona, dobrze wiedziałam na jakiej wysokości je ustawić. Jeszcze ogłowie, przecież chciałam się przejechać.
Gdy jeździłam konno czułam się wolna. Gdy zaczynałam się dusić w rodzinnym domu, ta klacz była moją ucieczką. Pędząc w galopie myśli swobodnie przepływały przez moją głowę. Mogłam wszystko przemyśleć, a jednocześnie wyżyć się fizycznie. Po skończonej przejażdżce zawsze byłam taka lekka i spokojna.
Stanęłam przy jej lewym boku, standardowo pogłaskałam ją po grzywie dając znak, że zaraz ją dosiądę. Wodze chwyciłam w dłonie, już wsadzałam stopę w strzemię… już miałam odbić się od podłoża i unieść do góry, gdy przeszła mi jedna, pewna bardzo ważna myśl.
Co jeśli coś mi się stanie?
Przełknęłam ślinę. Dlaczego? Dlaczego ta myśl się pojawiła? Opuściłam nogę, twarzą przytuliłam się do klaczy.
- Przepraszam, Wild Rose - mruknęłam cicho. - Wiesz… - szepnęłam. - Noszę pod serce syna albo córkę swojego męża. A ty nie znasz tego miejsca, możesz się wystraszyć albo mi może się zakręcić w głowie i mogę spaść. Nie będziemy ryzykować. Jeszcze razem pojeździmy, obiecuję.
Gładziłam ją po grzbiecie, wdychając cudowny zapach jej grzywy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
27-11-2025, 13:37
Długo nie mógł zasnąć poprzedniej nocy. Różnorodność emocji, które zostały mu zaserwowane sprawiły, że był naprawdę zmęczony, ale jednocześnie zaśnięcie graniczyło z cudem. Kiedy wrócił do sypialni i ułożył się obok Vivienne, obejmując ją delikatnie długo po prostu leżał. Oczy miał zamknięte, chcąc aby ona mogła na spokojnie zasnąć, ale jego myśli prowadziły wewnętrzną wojnę. Z jednej strony wiedział, że powinien z nią porozmawiać, z drugiej strony bardzo tego nie chciał. Nie miał pojęcia jakby miał jej to przekazać. Nigdy nie był dobry w mówieniu o swoich uczuciach, a już w ogóle o tym co go najbardziej przerażało. Kiedyś myślał, że niczego się nie boi, a potem okazało się, że to co przeraża go najbardziej to utrata najbliższej osoby. Uświadomiła mu to śmierć Charlotte kiedy było już za późno. Jednak teraz, kiedy Vivienne była najprawdopodobniej w ciąży wszystko do niego wróciło i miał wrażenie, że powoli zaczyna go paraliżować. Nie chciał być upierdliwy, nie chciał jej niczego zabraniać dopóki nie będzie to absolutnie konieczne, ale nie mógł znieść myśli, że mogłoby się jej cokolwiek stać.
Obudził go dźwięk zamykanych drzwi. Na początku nie zrozumiał co się dzieje, jednak kiedy nadal zaspany dotknął ręką miejsca, w którym powinna leżeć jego żona i poczuł, że jej tam nie ma, powoli otworzył oczy. Podniósł się do siadu i przecierając twarz dłonią rozejrzał się po sypialni. Wychodziło na to, że został sam, za oknem słońce dopiero nieśmiało wyłaniało się zza horyzontu co znaczyło, że było naprawdę wcześnie. Okazało się, że wczoraj zasnął w ubraniu. Zmarszczył niezadowolony nos, po czym w końcu podniósł się z łóżka. Przeszedł do łazienki, gdzie wziął szybką kąpiel, a potem wskoczył w typowo domowe ubrania. Nie miał zamiaru dzisiaj nigdzie wychodzić, więc nie musiał się stroić.
Przywołany skrzat poinformował go gdzie aktualnie znajduje się jego żona. Wychodząc z sypialni dostrzegł pudełeczko leżące na komodzie więc zgarnął je do kieszeni swetra. W milczeniu, przez nikogo nie zaczepiany przeszedł przez posiadłość, po czym wyszedł w chłód poranka. Szedł powoli, zbierając po drodze rozgonione myśli, chcąc je ułożyć w spójną całość. Im szybciej porozmawiają tym lepiej, wczoraj w ogóle nie było o tym mowy, padło za dużo słów, oboje byli w zbyt dużych emocjach.
Zatrzymał się nagle, widząc Vivienne, która przymierzała się do wsiądnięcia na konia. Serce mu prawie podskoczyło do gardła, a ramiona automatycznie spięły. Dopiero kiedy zobaczył, że kobieta jednak zrezygnowała z tego co miała zamiar zrobić poczuł jakby wielki głaz spadł mu z serca. Westchnął ciężko, po czym lekko rozluźnił ramiona i ruszył w jej kierunku. Sam nie przepadał za końmi, jeździł umiał mniej więcej, zdecydowanie wolał się poruszać na własnych nogach niż na grzbiecie wierzchowca. Nie zmieniało to jednak faktu, że potrafił docenić te zwierzęta, a ten zdecydowanie był bliski jego żonie.
- Jest piękna. – odezwał się spokojnie podchodząc bliżej i delikatnie gładząc klacz po grzbiecie – Jeszcze będzie czas byś mogła się na niej przejechać. – dodał patrząc na Vivienne łagodnie, delikatnie się przy tym uśmiechając, po czym położył dłoń na jej, którą trzymała na zwierzęciu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
28-11-2025, 18:21
Niemal podskoczyłam, słysząc jego głos. Zajęta swoimi myślami nie usłyszałam kiedy tutaj przyszedł. Kiedy podszedł tak blisko, że jego słowa zrównały z dotknięciem mojej ręki. On również był zdania, że nie powinnam teraz jeździć konno. Spięłam się na samą myśl co by się wydarzyło, gdybym jednak zdecydowała się ją dosiąść. Dobrze, że zrezygnowałam. To była jedna z dobrych decyzji, którą podjęłam. Rozsądek zapukał do drzwi w odpowiednim momencie, chroniąc mnie przed głupstwem, które prawie popełniłam. Wtulając się nadal w swoją klacz przez chwilę się nie odzywałam. Ciepło jego dłoni rozchodziło się po moim ciele, zabierało napięcie.
- Wild Rose - mruknęłam, odsuwając się lekko od klaczy. - Była moją ulubioną w Rowlands Castle. Ojciec nie chciał się zgodzić, abym ją zabrała. Chyba zmienił zdanie i przekonał… kogo trzeba.
Miałam na myśli Alaric Avery, głowę naszego rodu, do którego należało ostatnie słowo podczas podejmowania decyzji w praktycznie każdej kwestii. Każdy był mu posłuszny, nawet mój ojciec i jestem przekonana, że bez zgody Alrica ta klacz nie opuściłaby stajni w Rowlands Castle.
Wysunęłam dłoń spod dłoni Xaviera i bez słowa zaczęłam ściągać z klaczy każdy element, z siodłem na czele. Skoro nie miałam na niej jeździć, to nie było potrzeby, aby spacerowała w całym ekwipunku. Wyciągnęłam ją już z boksu, nie było więc opcji, aby tam wróciła bez chociaż krótkiej przechadzki. Zostawiłam jedynie ogłowie, w końcu miałam ją jakoś prowadzić. Sięgnęłam po wodze i zerknęłam w stronę Xaviera.
- Przejdziemy się? - Zapytałam.
Właściwie nie czekając na jego odpowiedź, bo nie spodziewałam się, aby była przecząca zaczęłam wyprowadzać konia w stronę wyjścia ze stajni. Chciałam jej pokazać okolicę, najbliższe tereny po których będzie biegać, gdzie będzie ujeżdżana przez… jeszcze nie wiedziałam kogo, może Xaviera, a może Primrose? Zamyśliłam się, nawet nie wiedziałam czy mój mąż jeździ konno. Ponownie zwróciłam na niego swoje spojrzenie, gdy nasz krok się zrównał. Szłam po środku, z jednej strony mój mąż, a z drugiej moja klacz.
- Dziękuję za wczoraj - zaczęłam niepewnie, a rumieniec wpłynął na moje policzki. - Przyszedłeś.
Chyba nie musiałam nic więcej mówić. Oczywiste było, że chodziło mi o jego powrót do sypialni. Po tym wszystkim co się stało, po tych słowach, które padły. Wrócił do mnie, położył się obok, okazał mi swoje wsparcie i obecność. Dopiero w jego ramionach zasnęłam spokojnie, spałam dobrze i śniły mi się same dobre rzeczy. Przełknęłam ślinę wiedząc, że wypowiedzenie kolejnych słów będzie dla mnie trudniejsze do zrealizowania. Patrzyłam przed siebie prowadząc konia, co jakiś czas zerkałam na klacz sprawdzając czy jest spokojna, czy się rozgląda z zaciekawieniem. Nic się nie działo, szła spokojnie w ciszy. Tak jak my, w milczeniu dotarliśmy do niewielkiego stawu. Przystanęłam tam, Wild Rose zabrała się za obgryzanie świeżej trawy, a ja mogłam odwrócić się w stronę męża.
- Powinnam cię przeprosić... za wczoraj - spuściłam lekko wzrok.
Wciąż czułam, że go zawiodłam. Sprawiłam mu przykrość. Nie spełniłam oczekiwań szczęśliwej małżonki, która dowiedziała się, że jest przy nadziei i nosi pod sercem dziecko swojego męża. Wiedziałam, że zepsułam swoją reakcją absolutnie wszystko. Wszystko się też zmieniło. A my musieliśmy spróbować to jakoś odbudować. Ja musiałam, w końcu to była moja wina.
- Padło wiele słów, których bardzo żałuję - kontynuowałam, wpatrując się w jego buty. Nie miałam odwagi, aby spojrzeć mu w oczu. Jeszcze nie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
03-12-2025, 18:37
Zaskoczył ją, tego był przekonany. Raczej nikogo się tutaj nie spodziewała o tej porze. W sumie nie wiedział o której przychodził stajenny, ale na pewno nie tak wcześnie. No i w sumie to i lepiej, bo jednak wolałby aby nikt oprócz niego nie oglądał jego żony w płaszczu, pod którym miała jedynie swoją koszulę nocną i papucie na stopach. Oczywiście, w jego oczach wyglądała na swój sposób uroczo i niewinnie, ale mimo wszystko był t widok zdecydowanie zarezerwowany tylko dla niego.
- Wild Rose to ładne imię…chociaż na mój gust trochę za długie. - odparł spokojnie kręcąc głową - Wybacz, nie znam się na koniach. Raczej ich unikam jako, że nie jest ze mnie żaden wyborny jeździec. - pokręcił lekko głową.
Zrobił krok w tył dając jej miejsce by mogła zająć się koniem. Nie pomagał jej z dwóch powodów. Pierwszym był fakt, że nie miał pojęcia co jak i gdzie, a nie chciał zrobić zwierzęciu żadnej krzywdy, a po za tym tylko by przeszkadzał. Drugi jednak był zdecydowanie bardziej złożony. Doskonale pamiętał co wczoraj powiedziała mu Primrose i o czym sam ją zapewniał. Nie chciał aby Vivienne poczuła się ograniczona, że nie może nic już zrobić. Oczywiście, gdyby było coś naprawdę ciężkiego to pewnie poprosiła by o pomoc, ale osiodłała konia zanim tu przyszedł więc z całą pewnością nie potrzebowała do tego pomocy, zwłaszcza od niego kiedy nie wiedział o co w ogóle chodzi. Obserwował ją w milczeniu, z zaciekawieniem, jednocześnie starając się zapamiętać wszystko co robi, kto wie, może się jeszcze czegoś przy okazji nauczy.
Skinął lekko głową na jej propozycje przespacerowania się i ruszył spokojnym krokiem obok niej. Może to i lepiej, że wyszli ze stajni, świeże powietrze im dobrze zrobi, a koń przy okazji pozna mniej więcej okolice. Spodziewał się, że pewnie Primrose przypadnie zadanie ujeżdżanie tego konkretnego konia, jako, że on sam by się nie odważył i to nie dlatego, że mógłby spaść, co z jego umiejętnościami było pewne, ale dlatego, że był po prostu za ciężki dla klaczy.
- Nie masz za co dziękować, naprawdę. - pokręcił lekko głową patrząc na nią łagodnie - Oczywiście, że przyszedłem. Nie chciałem abyś była sama, a z resztą…zawsze przyjdę. - powiedział nie odrywając od niej wzroku.
Może i początkowo był przekonany, że będzie chciała by tej nocy została z nią Prim, bo w końcu poprosiła go aby po nią poszedł. Jednak kiedy siostra przekazała mu, że chce aby wrócił do sypialni wiedział, że nie ma opcji aby postąpił inaczej. Chciał być przy niej, chciał aby wiedziała, że ma w nim wsparcie zawsze i, że może na niego liczyć. Poprzedni wieczór był przepełniony różnymi emocjami, od szczęścia spowodowanego urodzinowym przyjęciem, po strach i niedowierzanie, które nadeszło wraz ze wstępną diagnozą. To męczyło, wykończało organizm, jednak nadal, nikt nie powinien być w takim momentach sam. Więc kiedy położył się w końcu obok niej, delikatnie przytulił, poczuł jak i jego ogarnia spokój. Nie był przyzwyczajony do takiej mieszaniny uczuć i emocji, zawsze opanowany, kontrolujący swoje emocje, sam był zaskoczony swoją reakcją. Dopiero kiedy znalazł się znów przy niej mógł odetchnąć, pozbierać myśli.
Spojrzał na nią uważnie kiedy zatrzymali się przy stawie i wysłuchał jej słów. Sam miał jej dużo do powiedzenia, problem jednak polegał na tym, że nie wiedział jak zacząć. Nie wiedział jak przekazać jej to wszystko, jak ubrać w słowa obawy, strach i niepokój, które towarzyszyły mu od momentu kiedy uświadomił sobie, że może być w ciąży. Nigdy wcześniej tak w pełni się przed nikim nie odsłonił.
- Ja… - zaczął powoli, po czym wziął lekko wdech - Ja rozumiem Vivienne, naprawdę. I to ja jestem ci winny przeprosiny. Moja reakcja była…nie powinienem tak zareagować. W żadnym razie nie powinienem pozwolić abyś chociaż przez moment poczuła się źle z mojego powodu. - pokręcił głową przez moment patrząc na wodę ponad jej głową, starając się zebrać myśli, które teraz kotłowały się w jego głowie.
- Wiem, że się boisz, to kompletnie zrozumiałe. Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat i chociaż każde z nas wiedziało, że z czasem do tego dojdzie, nie spodziewaliśmy się, że wydarzy się to tak szybko. - zrobił krok w jej stronę, po czym delikatnie chwycił ją za dłoń - Ale to niczego nie zmienia. Nie zmienia to mojego podejścia do ciebie, nie zmieni to tego co o tobie myślę, nie sprawi to, że będziesz musiała zapomnieć o sobie i o tym co kochasz. - pokręcił głową, na moment zamykając oczy, zbierając się w sobie - I…i chociaż zawsze chciałem zostać ojcem to…to ja też jestem przerażony, w sposób, który mnie aż paraliżuje.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
03-12-2025, 20:27
Lekko ściągnęłam brwi, słysząc, że imię mojego konia jest za długie. Sama je wybrałam, więc to oczywiste, że nie byłam zadowolona z tego stwierdzenia. Miał do niego prawo, tego nie mogłam mu odmówić, ale… jednak lekko zabolało. Nie skomentowałam jednak, wyrzucając po chwili ten komentarz z głowy. Także ten, jakoby Xavier nie był dobrym jeźdźcem. Z pewnością przesadzał i radził sobie w siodle całkiem nieźle. Zresztą oboje dobrze wiedzieliśmy, że nie jesteśmy tu po to by rozmawiać o koniach. Skoro tu przyszedł i zadał sobie tyle trudu, aby mnie znaleźć (co zresztą nie było takie trudne, ale jednak) to chciał porozmawiać o tym co się działo wczoraj i co się będzie dziać w przyszłości. A także o nas.
Stojąc przed nim obok jeziora, ze spuszczonym ze wstydu wzrokiem, słuchałam jego słów. Nie zgadzałam się z żadnym z nich. Nie miał racji. To nie on powinien mnie przepraszać, tylko ja jego. To nie on sprawił mi przykrość, tylko ja sprawiłam, że czuł się przeze mnie źle. Intensywnie pokręciłam głową i z pełnym przejęciem spojrzałam na niego. Byłam zdeterminowana, aby przekonać go do swojej racji, aby przekonać go, że mój smutek nie był spowodowany jego zachowaniem, a moim. Sama siebie zasmuciłam tym, że mogłam go zawieźć.
- Nie, to nie tak - odparłam szybko. - Nie przepraszaj mnie, to ja powinnam… Nie powinnam na ciebie krzyczeć, nie powinnam była tak reagować. Twoje spojrzenie… - przełknęłam ślinę, odwracając wzrok w inną stronę, aby tylko teraz na niego nie patrzeć. - Czuję, że cię skrzywdziłam - stwierdziłam, mocno zaciskając palce. - Nie tonem, a tym co mówiłam.
Rozluźniłam je dopiero, gdy chwycił moje dłonie. Znowu spuściłam wzrok i słuchałam uważnie tego, co miał mi do powiedzenia. Z jednej strony cieszyły mnie jego zapewnienia. Ufałam mu, skoro mówił, że nie będę musiała zapomnieć o sobie i o tym co kocham, to wiedziałam, że naprawdę tak myśli. Jednak, wiedziałam jakie są realia. Widziałam kobiety, które chciały wejść w nową rolę ze świeżością, zerwać ze starymi zwyczajami, nakazami, zakazami, na nowo i w inny sposób zmierzyć się z nowymi obowiązkami. A wychodziło… cóż, jak zwykle. Były żonami, matkami, dawne przyjemności schodziły na dalszy plan. Przestawały być sobą, priorytetem był dla nich mąż i dziecko. I oczywiście nie było w tym nic złego, moim priorytetem również był mój mąż. Ale brakowało w ich życiu miejsca na to co kochały zanim ten mąż i to dziecko się pojawiło. Tego się bałam.
Chciałam mu przerwać, wyjaśnić na czym mój strach polega. Bo faktycznie nigdy o tym nie rozmawialiśmy, tak naprawdę nawet nie było kiedy. Ledwo wróciliśmy z podróży poślubnej, zajęliśmy się poznawaniem siebie, spędzaniem ze sobą czasu. Dużo też pracowaliśmy, Xavier dbał o to, aby zajęć mi nie zabrakło. Nie myśleliśmy o założeniu rodziny, a ja nie wiedziałam jak bardzo trzeba uważać. Ale wtedy, wtedy padły słowa z jego ust, które sprawiły, że z prawdziwym zdziwieniem spojrzałam na niego. Rozchyliłam lekko usta, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Mówił mi o swoich strachu? Nie rozumiałam.
- Jesteś przerażony? - Zapytałam cicho, lekko przechylając głowę. - Dlaczego?
Chwilę mi zajęło połączenie faktów. Czasami zapominałam, że Xavier był już żonaty. Specjalnie o tym zapominałam, wypierając z pamięci fakt o jego byłej żonie, gdyż wolałam nie myśleć o tym, że w przeszłości była inna kobieta, która zajmowała specjalne miejsce w jego sercu, którego ja na ten moment nie zajmuję i nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zajmę. Zacisnęłam usta, przystanęłam z nogi na nogę i z westchnieniem ścisnęłam jego palce, obejmujące moje dłonie.
- Czy… czy to ma związek z Charlotte? - Mruknęłam cicho, zrobiłam krok ku niemu i przyłożyłam czoło do jego klatki piersiowej. Wiedziałam co się stało z jego żoną, Primrose również mocno dotknęła jej śmierć, a ja jako przyjaciółka wysłuchiwałam i wspierałam ją w trudnej chwili. - Nie chcę żebyś był przerażony. Co mam zrobić, żebyś nie był…?
Czy mogłam zrobić cokolwiek? Uniosłam głowę, utkwiłam w nim swoje spojrzenie czekając. Z naszej dwójki wystarczyło, że to ja się bałam. O wszystko co tylko się dało. Xavier nie musiał się bać, tylko musiał to sobie uświadomić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
04-12-2025, 20:26
Dostrzegł to jak ściągnęła brwi kiedy wspomniał o koniu, dlatego postanowił się już po prostu nie odzywać w tym temacie. Z resztą nie po to się tutaj spotkali. Powód ich spotkania był kompletnie inny. Musieli porozmawiać i to bardzo poważnie. Do tej pory mieli jedną tak poważną rozmowę, chociaż mogłoby się wydawać, że wszystkie ich rozmowy przed ślubem były poważne. Doskonale jednak nadal pamiętał rozmowę podczas jednej z uroczystości podczas, której pojawili się już jako narzeczeństwo. Obiecał jej wtedy, że zawsze będzie ją szanował, że nigdy nie pozwoli jej z siebie zrezygnować. Nawet podczas składania przysięgi małżeńskiej powtórzył jej wtedy te obietnice, które padły wtedy na tarasie. Miał zamiar ich dotrzymać, nie ważne co by się nie działo.
Wysłuchał jej słów w milczeniu. Rozumiał co miała na myśli, a w każdym razie się domyślał. Cały czas dzwoniły mu w uszach słowa siostry, która przypominała mu w jakich warunkach została wychowana. Nie chciał jednak aby brała na siebie całą winę, bo nie cała była jej. Owszem, może jej reakcja była zdecydowanie niespodziewana, ale on też nie miał prawa oczekiwać od niej, że zacznie skakać ze szczęścia na informacje o ciąży. Gdy wspomniała o jego spojrzeniu zacisnął mocniej szczęki, to był główny powód dlaczego ją przepraszał. Nie mógł sobie wybaczyć, że dostrzegła to pęknięcie w jego masce. I chociaż nie chciał nosić przy niej żadnych masek, chciał aby znała prawdziwego Xaviera, nie tego, którym był dla innych, to jednak zdecydowanie pozwolił sobie na zbyt wiele. Zaskoczyła go, tak, ale mimo wszystko powinien lepiej nad sobą panować. Nie miał jednak zamiaru jej okłamywać.
- Twoja reakcje trochę mnie zaskoczyła, nie ukrywam. - odparł spokojnie nie odrywając już od niej wzroku nawet jeśli ona na niego nie patrzyła - Przemyślałem jednak wszystko dokładnie i miałaś pełne prawo tak zareagować. Nie spodziewałaś się tego, ta informacja spadła na ciebie jak grom z jasnego nieba. - skinął lekko głową - Nie zmienia to faktu, że nigdy nie chciałem żebyś pomyślała, że mnie skrzywdziłaś. To co wtedy zobaczyłaś na mojej twarzy to było…to było zaskoczenie pomieszane z konsternacją.
Wiedział, że teraz wiele rzeczy się zmieni. Nie chciał jednak by ona się zmieniała. Chciał aby nadal była sobą, jego uśmiechniętą i pełna pasji żoną, jego towarzyszką na resztę życia. Miał zamiar ją wspierać zawsze. Nie miał zamiaru pozwolić by ciąża, a potem pojawienie się dziecka sprowadziło ją tylko do roli matki. Nie zasługiwała na to, miała w sobie tyle życia, tyle ciekawości, którą tak bardzo cenił, którą w niej podziwiał i chciał pielęgnować. Pamiętał jak zaświeciły jej się oczy kiedy podarował jej książkę o historii Norwegii aby mogła dalej zgłębiać tajemnice zagadkowej bransoletki. Nie wybaczyłby sobie gdyby ten zapał w niej zgasł tylko dlatego, że na świecie pojawiło się dziecko.
Nie spodziewała się, że się przed nią odsłoni. On sam się tego nie spodziewał. Nie przychodziło mu to łatwo, bo nie miał w tym wprawy tak naprawdę. Gdy wspomniała o Charlotte poczuł jak spięcie obejmuje jego ramiona. To nie był dla niego łatwy temat, nawet jeśli minęło już wiele lat odkąd umarła. Nie wiedział jak jej to przekazać. Gdy zbliżyła się do niego i oparła czoło o jego tors mogła poczuć jak odetchnął lekko, jak napięcie zniknęło z jego ramion. Delikatnie na moment oparł brodę o jej czubek jej głowy.
- Straciłem już bliską mi osobę. - odezwał się w końcu cicho po chwili milczenia - Nigdy w życiu nie wybaczyłbym sobie gdybym stracił i ciebie. Kiedy uświadomiłem sobie, że możesz być naprawdę w ciąży wszystko do mnie wróciło. Oczywiście, ucieszyłem się, bo jak mówiłem, zawsze chciałem być ojcem, ale chcę być również i mężem. Chcę dzielić szczęśliwe chwilę z dziećmi, ale przede wszystkim z żoną, z tobą. - powiedział, po czym delikatnie się odsunął i lekko ujął jej brodę w palce by unieść jej twarz - Nie mogę znieść myśli, że i tobie mogłoby się coś stać. Paraliżuje mnie to, przeraża do tego stopnia, że odbiera mi oddech. - złożył delikatny pocałunek na jej czole, a po chwili oparł o nie swoje i wziął oddech- Nie pozwolę aby coś ci się stało. I wiem, że potrafię być czasami nadopiekuńczy, ale chcę żebyś wiedziała, że cokolwiek nie zrobię nigdy nie będzie to podyktowane moimi złymi intencjami. Nigdy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
04-12-2025, 22:15
Nie spodziewałam się tak ciężkiej rozmowy z samego rana. Ale może to i lepiej? Będziemy mieć to za sobą, obawiam się, że im bardziej byśmy odkładali, to byłoby zdecydowanie gorzej. To było bardzo dojrzałe z naszej strony, że wzięliśmy się za rozwiązywanie problemu od razu. Wspólnie. Uczyłam się bycia żoną, rozwiązywania konfliktów, wspólnych rozmów nawet na te trudne tematy. Oczywiście, że mogłabym odwrócić wzrok. Udawać, że nic się nie stało. Ale jeśli chcieliśmy, by nasz związek był taki jak sobie to obiecaliśmy podczas ślubu, nie mogliśmy sobie odpuścić. Musieliśmy się starać, jak musiałam. W końcu to mu przede wszystkim obiecałam. Być u jego boku, starać się dla nas.
Jego głos był taki spokojny, jakby wcale nie był na mnie zły. Mówił do mnie używając racjonalnych argumentów, tłumaczył licząc na to, że zrozumiem i ja naprawdę rozumiałam. Ale było mi ciężko, nie tego mnie uczono przez praktycznie całe życie. Nie unosić głosu, nie sprzeciwiać się, nie mieć własnego zdania, a tym bardziej nie takiego, które by było sprzeczne z interesem głowy rodu. Matka zawsze, gdy zdarzało nam się rozmawiać o moim zamążpójściu jeszcze przed ślubem, opowiadała mi o posłuszeństwie wobec męża. A ja wczoraj zrobiłam wszystko nie tak jak mnie uczono. I czułam się z tym bardzo źle.
- Zaskoczenie pomieszane z konsternacją z powodu mojego zachowania? - Mruknęłam cicho zawstydzona.
Nie do końca to wszystko rozumiałam, tak naprawdę szło mi ciężko. Z jednej strony rozumiałam co do mnie mówi, jego słowa były logiczne, a ich sens widoczny. Z drugiej strony gubiłam się pomiędzy tymi wszystkimi uczuciami, które wypełniały moje ciało. Jednocześnie strach i nadzieja. Złość i wstyd. To było tak dużo jak na jedną mnie. Zawsze pod kloszem, zawsze mną kierowano i tak naprawdę bardzo ciężko było mi radzić sobie z tym wszystkim samej.
Przylgnięcie do niego było najlepszą rzeczą, którą mogłam zrobić. Gdy moje czoło dotknęło jego ciała poczułam delikatne odetchnięcie i jakby wraz z tym oddechem napięcie opuszczało jego ciało. Przymknęłam oczy czując ciężar jego głowy na czubku swojej, ta ciężkość była przyjemna. Słuchałam go uważnie, nie chcąc mu przerywać. Pierwszy raz odnosił się przy mnie do swojej poprzedniej żony, ja pierwszy raz zapytałam. Spojrzałam mu w oczy, gdy uniósł mój podbródek ku górze. Szukałam w nich… nie wiem czego szukałam, ale chciałam się dowiedzieć co czuje, tak naprawdę. Nie to co mi mówi, że czuje. Nie ukrywałam drżenia wargi, jego słowa mnie wzruszyły. O strachu, że mógłby mnie stracić. O jego chęci dzielenia ze mną szczęśliwie życia. Dziecko było dla niego ważne, ale z jego słów wynikało, że ja bym stała na równi z pierworodnym.
- Xavier, ja… - szepnęłam, gdy jego czoło przylgnęło do mojego. Dłonią powędrowałam do jego twarzy, przyłożyłam ją do policzka gładząc kciukiem po skórze. - Nie bój się - zaczęłam cicho, ciepło, drugą dłonią łapiąc go ponownie za rękę. - Mogę się jedynie domyślać, co czujesz… a moja obietnica, że nic mi nie będzie… Xavier, ja nie jestem nią. Jest tak niewielka szansa na to, że to co się przydarzyło Charlotte przydarzy się i mi, że to aż nierealne. Będę o siebie dbać, będę się starać, naprawdę ja… - zacisnęłam na chwilę mocno powieki, szybkie przewartościowanie w głowie, postawienie męża wyżej od siebie. Westchnęłam, to już się działo. Uchylając powieki ponownie złapałam jego spojrzenie. - Też się boję, czegoś innego niż ty… ale się boję. Potrzebuję cię teraz tak bardzo, jak nigdy nikogo wcześniej... - i potrzebuję też pozostać sobą, pomyślałam.
Życie u jego boku smakowało słodyczą. Najsłodszą jaką znam.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Xavier Burke
Śmierciożercy
Wiek
31
Zawód
Badacz artefaktów, handlarz informacjami
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
20
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
05-12-2025, 19:06
Wiedział, że ta rozmowa będzie ciężka. Nie zdawał sobie jedynie sprawy jak ciężka. Myślał, że jest na nią gotowy, chociaż jeszcze poprzedniego wieczora był przekonany, że nie. Rozmowa z siostrą dużo mu dała, miała racje, znała Vivienne o wiele dłużej od niego i wiedziała o niej rzeczy, których on jeszcze nie. Nie powinien ukrywać przed nią tego jak się czuję. Nie mogli tego wszystkiego przemilczeć, udawać, że nic się nie stało. Temat by nie zniknął, przepaść między nimi by tylko rosła i albo by ich całkowicie pochłonęła do poziomu, w którym staliby się dla siebie obcy albo wszystko by w pewnym momencie wybuchło, co mogłoby jeszcze bardziej wszystko skomplikować. Coś sobie obiecali, nie tylko tamtego wieczora na tarasie, ale podczas składania przysięgi małżeńskiej. Byli w tym wspólnie i razem musieli rozwiązywać swoje problemy.
- Twojego i mojego zachowania. - odparł spokojnie lekko przy tym kiwając głową - Okazywanie emocji nie jest moja mocną stroną. Zostałem nauczony chować emocje głęboko w sobie, nie okazywać ich, dawkować je w odpowiednich ilościach. Powinienem wczoraj być spokojny, opanowany, być dla ciebie opoką, a jednak pozwoliłem abyś dostrzegła w moich oczach coś co nigdy nie chciałem abyś zobaczyła. - powiedział patrząc na nią uważnie, ale łagodnie - Nigdy nie chciałem abyś myślała, że mnie zraniłaś, bo tak nie było. Zdaje sobie sprawę, że to wszystko jest nagłe, nieznane i straszne i miałaś pełne prawo tak zareagować.
Zdawał sobie sprawę, że jego żona została wychowana w kompletnie innych warunkach niż on. I choć system Avery’ch był poniekąd podobny do tego, który stosowało się w rodzie Burke, o tyle oni mieli zdecydowanie więcej swobody. Jego rodzina, choć błękitnokrwista, często naginała zasady i chociaż wymagała od swoich członków posłuszeństwa i oddania rodzinie, jednocześnie zachęcała ich do posiadania własnego zdania i wypowiadania go na głos. Vivienne nie miała tego przywileju, zwłaszcza, że była kobietom. Dostrzegł to już podczas ich pierwszego spotkania. Chciał jednak poczuła, że naprawdę jest teraz częścią jego rodziny, że tutaj nie obowiązują ją tak ścisłe zasady i reguły jak w rodzinnym domu. Że tutaj ma o wiele więcej wolności i przywilejów niż w rodzinnym domu.
Zauważył jej drżącą wargę i przez chwilę przestraszył się, że sprawił jej przykrość. Nigdy wcześniej nie wypłynął temat Charlotte. Nie chciał by myślała, że pod jakimkolwiek względem jest do niej porównywana. Była kompletnie inną osobą, miała inne cechy, inne wartości, które w niej cenił. Nie była, jak wielu mogłoby powiedzieć, drugą żoną. Była jego żoną to było dla niej najważniejsze. Czując jej dłoń na swoim policzku, na moment lekko przymknął oczy i lekko przechylił głowę, wtulając polik w jej delikatną rękę.
- Nie, nie jesteś nią i nigdy o tobie tak nie pomyślałem. - powiedział cicho, puszczając jej dłoń, by po chwili delikatnie objąć ją w pasie, bardziej ją do siebie przysuwając - Nie chcę abyś myślała, że pod jakimkolwiek względem cię do niej porównuje. Jesteś sobą i chcę abyś sobą pozostała, już zawsze. I wiem, że będziesz o siebie dbać, ale chcę abyś wiedziała, że i ja będzie o ciebie dbał, najlepiej jak tylko będę potrafił. - odparł siląc się na spokój, chociaż tym razem już bez przeszkód mogła zobaczyć w jego oczach jak bardzo zależy mu na jej dobrobycie, na jej szczęściu i chociaż sam nie zdawał sobie z tego sprawy, jak zależy mu na niej samej - Jestem przy tobie i będę, zawsze. To się nie zmieni i nie dlatego, że tak sobie przyrzekliśmy w dniu ślubu, ale dlatego, że po prostu chce. I chciałbym również abyś ty była ze mną szczera, tak jak ja jestem szczery z tobą. Chciałbym abyś powiedziała mi czego się boisz, abyśmy mogli razem coś na to zaradzić, coś zrobić aby zmniejszyć, a nawet zniwelować twój strach. - spojrzał jej w oczy, łagodnie, jednocześnie tym razem i on delikatnie kładąc dłoń na jej policzku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
05-12-2025, 22:36
Nie wierzyłam, że to się naprawdę dzieje, że się przede mną otwiera. Znaliśmy się krótko, nasze rozmowy oczywiście dotyczyły nas, naszego życia, naszych pasji ale ledwie raz pozwoliliśmy sobie na to, aby szczerze na głos wypowiedzieć słowa dotyczące naszych uczuć. Wtedy, na tarasie, nawiązała się między nami nić porozumienia. Ja przestałam się tego małżeństwa bać, pierwszy raz poczułam, że moje życie u boku Xaviera może być czymś więcej niż tylko byciem sprowadzoną do roli ozdoby, przedmiotu, żony, matki. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, jakim uczuciem darzyłam swojego męża. W ciągu tych kilku miesięcy stał mi się bliski, zauważył mnie i mój potencjał, wspierał, pozwalał mówić. Lubiłam go, starałam się być dobrą żoną, spędzanie z nim czasu i nasze wspólne rozmowy, i nie tylko, były dla mnie przyjemnością. Nie wiedziałam, że już od jakiegoś czasu w moim sercu tli się ogień. Ogień, który potrzebował jeszcze tylko trochę, aby rozpalić się w całości. Ciepło rozchodziło się po moim ciele słysząc jego słowa, o tym, że miałam prawo zareagować tak, a nie inaczej. W jego słowach brzmiało to w taki sposób, jakby nie było to nic złego. Powinnam się zastanowić, dlaczego tak zabolała mnie myśl, że go zraniłam. Powinnam zauważyć, dostrzec, że to nie było zwykłe lubię. Otwierałam się na niego, pozwalałam mu na rozgoszczenie się w moim sercu z mianem przyjaciela, w moim sercu miał też jeszcze jedną nazwę, ta tabliczka już istniała, tylko jej napis był nieczytelny. Jeszcze dla mnie niezrozumiały. Pierwszy raz od wczoraj delikatnie się uśmiechnęłam, ta lekkość, że ktoś mi pozwolił na pokazanie strachu czy złości, przed bliską sobie osobą. Kiedyś nie było mi wolno, dusiłam w sobie, uwalniałam podczas jazdy konnej czy tańcu. Teraz mogłam to pokazać. O tym powiedzieć.
Wzruszenie towarzyszyło przy wypowiadaniu moich słów i słuchaniu jego odpowiedzi. Czułam ciepło jego ciała, jak wtula się w moją dłoń niczym dziecko w pluszowego misia. Czułam jego zapach, był świeżo po kąpieli, ponieważ wyczułam woń jego kosmetyków do kąpieli, pasty do zębów. Pozwoliłam się przesunąć, w jego objęciach czułam się bezpiecznie. Chciałam, aby mnie dotykał, trzymał, prowadził. Jego ręka na moim pasie była przyjemnie ciepła.
- Wiem i nie posądzam cię o to - szepnęłam, słysząc jak mówi, że nigdy mnie do swojej pierwszej żony nie przyrównywał.
Delikatny uśmiech znów zawitał na moich ustach. Jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jego słowa będą prorocze. Jakim kokonem bezpieczeństwa będzie próbować mnie otoczyć, być przy mnie, chronić od każdego możliwego niebezpieczeństwa. Gdyby ktoś, kilka miesięcy temu, powiedział mi, że wychodząc za mąż z obowiązku i decyzji mojej rodziny trafię w ramiona mężczyzny, który tak naprawdę i szczerze się mną będzie chciał zaopiekować - nie uwierzyłabym. Kolejne jego słowa sprawiły, że spoważniałam. Moja dłoń zsunęła się z jego policzka, zacisnęłam ją mocno na materiale jego ubrania na klatce piersiowej i mocno zacisnęłam usta. Nie byłam pewna czy zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele znaczyło dla mnie to co mówił. Próbowałam powstrzymać łzy, czułam jak oczy robią się wilgotne. Przymknęłam je na chwilę, a dolna warga znowu zadrżała. Oczekiwał ode mnie szczerości. Sam się przede mną otworzył, powiedział mi o swoim strachu, swoich lękach i liczył, że odwzajemnię tym samym. A ja nie wiem czy potrafiłam mu powiedzieć całą prawdę. Czy chciałam… czy powinnam? Są rzeczy, które kobiety powinny zachować dla siebie, którymi nie powinny dzielić się ze swoimi mężami. Jednym z nich była myśl o chęci nieposiadania dzieci. Bo ja tego dziecka, na ten moment, naprawdę nie chciałam. I to był główny powód dlaczego wczoraj zareagowałam tak, a nie inaczej. Ale to było coś, czym nie mogłam się podzielić. I dobrze wiedziałam, że było to absolutnie niesprawiedliwe.
- Boję się… - zaczęłam cicho, niepewnie.
I umilkłam. Nie wiedząc jak to wszystko ubrać w słowa. Zawstydzona, zamknęłam oczy. Jakby fakt, że przestanę widzieć otoczenie sprawi, że to otoczenie zniknie. Jeśli zamknę oczy, to przestanie istnieć. A wraz z tym również moje problemy, moje obawy. Ale świat nadal był, czułam powiew wiatru, dźwięk jeziora, zapach konia, ciepło Xaviera. Próbowałam oddychać spokojnie, ale czułam jak serce bije mi niemożliwie szybko. Jak wtedy na tarasie, jak w momencie gdy szłam po czerwonym dywanie w białej sukni, jak w chwili gdy z Xavierem po raz pierwszy stanowiliśmy jedność.
- Boję się… - szepnęłam znowu. - Bycia matką, utraty siebie… Tyle kobiet straciło swoje życie, pasje, siebie, ponieważ pojawiło się dziecko. Nie chcę tak skończyć, nie chcę być tylko matką, nie chcę siedzieć w domu, chcę podróżować… to jest jak lina, ona się już pojawiła u moich stóp… już zaczęła oplatać się wokół mnie, spęta mnie i nie pozwoli się ruszyć. Co jeśli ja… nie będę umiała przez to pokochać - zapytałam, czując w ustach smak łez. - Znienawidzę? - Ruszyłam ustami niemal bezgłośnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 10:47 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.