• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Hampshire, Rowlands Castle > Salon muzyczny
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
27-10-2025, 13:49

Salon muzyczny
W salonie muzycznym znajduje się stuletni fortepian, o którego brzmienie dbają najznakomitsi czarodziejscy specjaliści. Jego dźwięk jest niezwykle głęboki, znakomicie rezonuje z przestrzenią pomieszczenia. Znajduje się w nim bardzo wygodna kanapa i kilka foteli, dla spragnionych wrażeń megalomanów. Po prawej stronie od wejścia, w ścianę wbudowano kominek. W chłodniejsze miesiące zawsze trzeszczy w nim ogień.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Cassius Avery
Śmierciożercy
Haunted spirits in my head, the thoughts themselves are the thinkers
Wiek
32
Zawód
badacz umysłów, pracownik MM, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
09-11-2025, 09:58
18 kwietnia 1962 roku

Sen
Sen we śnie

Budzisz się. Wydaje ci się, że sen minął. Ale wszystko wokół jest dziwnie znajome. Wychodzisz z pokoju – i jesteś znów w łóżku. Tak pięć razy. Aż przestajesz wiedzieć, czy w ogóle żyjesz.

Granica między snem a jawą się rozmywa. Postać przez tydzień ma momenty zawahania – czy to, co widzi, jest realne. Może być rozkojarzona, mówić dziwne rzeczy, mieć ‘przeczucia’. Czasem zastyga, jakby nasłuchiwała, czy zaraz się nie obudzi.

Sen powracał. Prześladowało go irytujące przeświadczenie, że ktoś postanowił zabawić się jego kosztem. Gdy po raz piąty wyszedł z sypialni, by po chwili na powrót znaleźć się w swoim łóżku, gotów był przysiąc, że ktoś rzucił na niego klątwę. Przecież doskonale znał objawy, wiedział co to znaczy zamknąć kogoś w klatce własnego umysłu, Nie pomyślałby jednak, że ktokolwiek odważyłby się skierować przekleństwo właśnie w jego stronę.
Szósty raz przyniósł zmianę, Powrót do rzeczywistości. Ale czy na pewno? Doskonale znał podstępność obrazów, moc tworzonych iluzji, które pozwalały wierzyć, że to, co znajdowało się wokół było prawdziwe, a tak naprawdę stanowiło swoisty labirynt, obcy konstrukt, który doświadczony zaklinacz mógł z łatwością umieścić w obcej głowie.
Tego poranka Cassius zaszył się więc w rodzinnym domostwie, przemykając po pomieszczeniach niby zjawa, niepewny czy ściany pośród których się znajdował istniały naprawdę czy były jedynie wyobrażeniem. Krzyżował spojrzenia ze służbą, ignorując ich kpiące spojrzenia, będący przekonanym, że to element spektaklu, w którym ktoś uczynił go postacią pierwszoplanową, Usiłował uspokoić się, miarowo, szczegółowo, krok po kroku przebadać swoją jaźń, aby znaleźć odpowiedź na to, czy uwolnił się już z natrętnego snu, czy może wciąż w nim tkwił.
Czupryna blond włosów pozostawiała w nieładzie, na spodnie i granatowy golf nie wiedzieć kiedy narzucił szlafrok, co nadawało mu wygląd niestabilnego szaleńca, zatopionego we własnym świecie. Stanął przy fortepianie, podniósł ciężką klapę i zaczął wygrywać na instrumencie niekoherentne nuty, nawet najmniej wprawny megaloman nie nazwałby tego ani improwizacją, ani utworem w zamierzeniu atonalnym. Tak jakby Cassius chciał jedynie zagłuszyć krążące w umyśle myśli, dotąd zawsze należycie poukładane, poddające się zupełnie jego władzy. Wiedział, że nie zwariował, nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że coś było mocno nie tak. Zamknął z trzaskiem wieko fortepianu, chciał uchwycić następującą po tym dźwięku ciszę, W niej szukał informacji, potwierdzenia, że zaraz znowu się obudzi i znajdzie się w swoim łóżku na piętrze.
Zupełnie wyleciało mu więc z głowy umówione spotkanie. Czas przeleciał mu między palcami. Była już naprawdę ta godzina? Spojrzał nieprzytomnie na lokaja, który właśnie zapowiedział mu przybycie niejakiego pana Hatleya. Wzrok wydawał się przez moment zupełnie pozbawionym zrozumienia. Hatley, Hatley. Przeklął lekko pod nosem, uświadamiając sobie, czego dotyczyło spotkanie,
- Przyprowadź do mnie Blake'a za dwadzieścia minut - warknął do służącego. Pudło fortepianu było na tyle wypolerowane, że Cassius mógł dostrzec w nim swoje odbicie. Włosy sterczały we wszystkie strony, pod oczami rysowały się cienie. Wyglądał zupełnie jak nie on. - Wprowadź gościa. - W ostatnim momencie ściągnął jeszcze z siebie szlafrok, machinalnie złożył w pól i odłożył na krzesło fortepianu.
Sam usadowił się w jednym z foteli i skierował spojrzenie w stronę drzwi.
Czy to wszystko działo się naprawdę?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
25-11-2025, 21:16
Są takie miejsca, których aura odstręcza nim jeszcze przekroczy się próg. Są miejsca, których nie odwiedza się nawet w najśmielszych snach. A jednak los zdaje się nie zważać na wyimaginowane przeszkody i układa zdarzenia tak, by udowodnić, że niemożliwe może się ziścić i wcale nie potrzeba do tego magicznych zdolności transmutacyjnych.
Są też takie nazwiska, które budzą konkretne skojarzenia. W połączeniu z miejscami niosą ładunek emocjonalny, potrafiący mieszać w zmysłach nawet najbardziej przytomnego i twardo stąpającego po ziemi człowieka. Jeśli wziąć pod uwagę, że raczej się do owych nie zaliczam, można wysnuć wniosek, że już sam moment otrzymania niespodziewanego listu nałożył na moje barki brzemię, z którym nie potrafiłem sobie poradzić. Sytuacja wymagała jednak pełni profesjonalizmu, choć dyskomfort wgryzł się w moje ciało tak zajadle i kilka razy siadałem, by odpisać, a cały ten proces kończył się fiaskiem. Ostatecznie przecież chodziło o wykonanie pewnego zadania, nic więcej. Spowiadać się z mało wygodnych faktów na mój temat nie musiałem, lecz świadomość, że przez wszystkich Averych zostałbym zaklasyfikowany do gatunku podrzędnego, nie budziła entuzjazmu. I nawet perspektywa dobrego zarobku była tu dość marną zachętą. Ostatecznie musiałem natomiast wybrać to, co postawi moje nazwisko w dobrym świetle, a więc brak odmowy. Przynajmniej na ten moment.
O wiele wygodniejsze byłoby spotkanie w mojej pracowni; tylko z pewnymi kwestiami rody krwi błękitnej nie lubią się obnosić, co rozumiem doskonale. Dlatego wybranie rodzinnej posiadłości było czymś, czego mogłem się spodziewać. Idę więc tam z duszą na ramieniu, wyposażony w małą torbę z potrzebnymi do wszelkich pomiarów narzędziami i miną nie zdradzającą nawet odrobinę, że czuję się niepewnie. Jeśli czegoś nauczyło mnie życie, to właśnie tego, iż pokazywanie swojej słabości nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie chodzi tu też, by zbytnio wyróżniać się odwagą i gadatliwością, raczej należy pozostać w sztywnych ramach uprzejmego profesjonalizmu. Przynajmniej tyle zwykle starcza. Czy i tym razem?
Zapowiedziany wpierw Cassiusowi Avery, zostałem poprowadzony korytarzami skąpanymi w przyćmionym świetle. Nie mam pojęcia, gdzie dokładnie przyjdzie się nam spotkać, czy to w gabinecie czy w mniej formalnym pomieszczeniu, natomiast nie przeszkadza mi to, by przez ułamek chwili kontemplować wystrój posiadłości. To mogę dla siebie zrobić, żeby nie zastanawiać się zbytnio nad tym, co mnie czeka w styczności z mężczyzną pragnącym skorzystać z moich zdolności.
Intuicyjnie na to spotkanie postanawiam przyoblec coś, co nie będzie nadmiernie skupiać uwagi na mojej osobie. Choć bordowa, aksamitna kamizelka ze złotymi obszyciami i wystające spod niej rękawy grafitowej, atłasowej koszuli również nie są czymś szczególnie przeciętnym. Starannie ułożone włosy i biżuteria – ta typowa dla mnie, ciężka i rzucająca się w oczy. Jedyna rzecz, z której rzadko potrafię zrezygnować. Wszystko w ostatecznym rozrachunku okazuje się stanowić paskudny kontrast dla stanu w jakim znajduję pana Avery. Zaczynam rozważać nawet czy przypadkiem nie pomyliłem dnia lub godziny naszego spotkania. Szybka kalkulacja pozwala wywnioskować, że nie ma tu miejsca na pomyłkę z mojej strony i ewentualnie to on zatracił się w codzienności na tyle, by nasze spotkanie mu umknęło. Niekoniecznie to smutne, na pewno zaś w pewnym sensie rozczarowujące. Pozostaje mi nadal grać swoją rolę.
Wprowadzony do pomieszczenia, zatrzymuję się w należytym dystansie od mężczyzny i z lekkim uśmiechem kiwam głową.
— Lysander Hatley — przedstawiam się zapewne zbędnie, ale tak nakazuje mi dobry zwyczaj. Czekam na reakcję, ściskając nadal w dłoniach moją niewielką, skórzaną torbę z przyrządami pomiarowymi i starym notesem oprawionym w granatową skórę. Mam chwilę, żeby przyjrzeć się wszystkiemu nieco dokładniej i być może wyczytać cokolwiek z postawy Avery’ego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Cassius Avery
Śmierciożercy
Haunted spirits in my head, the thoughts themselves are the thinkers
Wiek
32
Zawód
badacz umysłów, pracownik MM, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
Wczoraj, 19:32
Wiedział, że jego nazwisko budziło respekt. Zazwyczaj podszyty strachem czy zachowawczym dystansem - bo to, co kryło się w murach zajmowanych przez nich posiadłości, niekoniecznie cieszyło się dobrą sławą. A rodzina Avery skrzętnie z tej szczególnej sławy korzystała. Przeświadczenie, że nikt nie śmie im odmówić, odzwierciedlane w rzeczowym tonie wysłanego swego czasu listu, rzadko pozostawiało pole manewru. Oczywiście, zaproszony - czy raczej wezwany - mógł po prostu nie pojawić się na wyznaczonym spotkaniu. Jednak w sferze wpływów, świecie poczty pantoflowej i tak liczącego się pieniądza, byłoby to nad wyraz ryzykowne. Przekreślenie własnej kariery w tak trywialny sposób z pewnością nie należało do najbardziej pociągającego w wachlarzu rysujących się na horyzoncie wyborów.
Niespecjalnie interesowało go, kto dokładnie stanie przed nim w umówionym dniu, o ustalonej porze. Liczyć miał się przede wszystkim rezultat, a o takowym go zapewniano, wygłaszając pompatyczne ody na cześć Pana Hatleya. Cassius przełknął je jednak, z pewnym zażenowaniem, uznając, że polecenie z ust pracownicy Ministerstwa musi nieść w sobie jakąś wagę. Wyrobienie sobie na temat mężczyzny własnej opinii wydało mu się najrozsądniejszym podejściem. Jeśli chodzi zaś o obdarzenie go należytym zaufaniem... Zamierzał posłuchać własnego instynktu, ten jednak zadziałać mógł jedynie w trakcie rozmowy w cztery oczy, na jego zasadach, na własnym terenie.
Jej zaplanowanie okazało się jednak jednym, a rzeczywistość czymś zgoła innym. Miał wrażenie, że przebywał gdzieś na pograniczu świadomości. Nagle wydało mu się, że popełnił błąd, że sam zastawił na siebie pułapkę, której mechanizmów nie potrafił zrozumieć.
- Cassius Avery. Doceniam, że się pan pofatygował. - Podniósł się z miejsca niczym królowa angielska, przyzwyczajona do przyjmowania gości w swoich progach, gdy wyciąga przy tym przed siebie dłoń gotową do złożenia na niej pocałunku. On oczywiście nie wykonał podobnego gestu, zboczył jednak z instynktownie obranego kursu, nieco przygarbiony, jakby pragnąc utrzymać w sobie wciąż mgliste poczucie rzeczywistości, wciąż nie pozwalające mu przesądzić czy ma przed sobą osobę z krwi i kości, czy jedynie marę senną gotową rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko zamierzy się do niej zbliżyć.
- Czegoś się pan napije? - zapytał, zwrócony do Lysandra profilem, obserwując go czujnie kątem oka, równocześnie nalewając sobie odrobinę brandy. Powstrzymał się przed wypiciem jej jednym, szybkim haustem. - Proszę się nie krępować i zająć dogodne dla pana miejsce.
Czekał aż ten odpowie, zanurzając usta w alkoholu, czując jego smak na czubku języka. Czy powinien wziąć to za dowód na to, że dręczący koszmar w końcu się skończył? Czy kubki smakowe podatne na cierpką, gorzkawą nutę przemawiały za jawą, czy były jedynie podstępnym elementem wciągającym go jeszcze głębiej w otchłań nagłej, psychicznej aberracji?
- Co pana sprowadza? - wymsknęło mu się mimowolnie. Kotłujące się w umyśle myśli wprowadzały zamęt, na moment odsuwając logikę na dalszy plan. Na ułamek sekundy Cassius naprawdę zapomniał, z jakiego powodu się tutaj znaleźli. Zreflektował się jednak, parskając teatralnym śmiechem. - To znaczy, zamierzałem powiedzieć. że zapewne zastanawia się pan, skąd to nagłe zaproszenie… - zaczął. - Może opowie mi pan co nieco o pańskiej profesji? - Grał na zwłokę, próbował uporządkować szuflady własnej świadomości, a równocześnie badał mężczyznę jakby liczył się z tym, że jakieś pojedyncze słowo okaże się namacalną sugestią, że cały dzisiejszy dzień był jedynie absurdalną maskaradą, w której dotąd nieznajomy czarownik z jakiegoś powodu postanowił wziąć udział i odegrać nie tak poboczną rolę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 12-12-2025, 09:36 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.