• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Klub taneczny “Czarne Węże"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
15-06-2025, 18:32

Klub taneczny “Czarne Węże"
Przy bocznej uliczce niedaleko doków Tiger Bay stoi niski budynek bez szyldu. Tylko maleńki znak nad drzwiami, smukły wąż w kształcie ósemki, zdradza, że to tu. W piątkowe wieczory ustawia się kolejka. Wchodzą tylko ci, których twarze zapamiętano, albo ci, którzy znają odpowiednie osoby. W środku – półmrok, dym i muzyka, która wibruje gdzieś pod skórą. Z adaptera płyną jazz, soul albo coś zupełnie innego, w zależności od nastroju właściciela. Ściany pokryte są lustrami, pod sufitem zawieszono tysiące maleńkich świateł. Na parkiecie nikt nie pyta o imię – tu się tańczy, czasem do świtu, czasem bez przerwy. Dziewczyny w sukienkach z szerokim dołem, chłopcy w marynarkach za dużych o pół rozmiaru.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
01-09-2025, 19:31
5 III 1962


To miejsce poleciła jej kochana Riven. Już od kilku dni Lizzy poszukiwała przestrzeni na przemyślenia, wybierając przy tym coraz to dziwniejsze miejsca. Zazwyczaj przeżywający kryzys tożsamości wybierali sobie na kontemplacje miejsca ciche, oddalone od ludzi. Liz natomiast podążała w przeciwnym kierunku, łaknęła wyciszyć zmysły nie ciszą, a hałasem. Odpoczynek chciała znaleźć w zmęczeniu. Noc przeżyć względnie świadomie, przypominając sobie o ważniejszych kwestiach o poranku. Gdy naszło ją widmo zastanowienia się, gdzie powinna spędzić kolejny wieczór, przypomniała sobie o Czarnych Wężach. Tak, właśnie tam powinna się udać, chwilowo unikając londyńskich potańcówek, na których mogła wpaść na kogoś znajomego, czego ostatnimi czasy zdecydowanie nie chciała.
Spędziła przed lustrem naprawdę dużo czasu, pierwszy raz od dawna prawdziwie przejmując się swoim wyglądem i tym, co zobaczy ktoś, kto na nią spojrzy. Wybrała specjalnie sukienkę do kolan w odcieniu głębokiego bordo, wiązaną w pasie białym pasem. Włosy okalające twarz ulokowała, zaś pozostałe upięła w wysoki kok, jeszcze raz zastanawiając się, czy może nie powinna ich ściąć na krótko. Może powinna, ale teraz nie miała na to czasu. Kolejki do Czarnych Węży były długie, pewnie większość wieczora spędzi właśnie w nich, nim uda jej się wejść do środka. Ale gdy już wejdzie...
Pojawiwszy się w pobliżu klubu, prędko zajęła jedno z ostatnich miejsc. Kolejka była imponująca, ale z tego, co słyszała od innych dziewczyn, z którymi z nudów zaczęła rozmawiać, wcale nie najdłuższa, bardziej standardowa. W towarzystwie nowych koleżanek czas oczekiwania minął szybciej, w pewnym momencie zaczęły nawet komentować wcale-nie-ściszonymi głosami tych i innych mijanych mężczyzn. Niektórzy w ogóle ich nie słyszeli, lub udawali, że tego nie robili. Inni przystawali na moment, lustrowali je spojrzeniami, zostawali nawet na dłuższą rozmowę, póki nie przywołali ich koledzy. Jeszcze inni puszczali im oczko i mijali w milczeniu, nieświadomi przyznawanych im ocen.
Gdy znalazły się wreszcie w środku, nie musiały długo czekać na okazję do tańca. Nadgarstek Liz został złapany przez jednego z mijanych chłopców, nie pytał jej, czy chciała z nim zatańczyć, ale nie musiał. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden uśmiech, aby zaraz dali porwać się energicznym pląsom. Po takowych dobrze było coś wypić, nieznajomy postawił jej drinka, po jego wypiciu ktoś inny znów porwał ją do tańca, poczęstował papierosem, a sytuacja powtórzyła się tyle razy, że w pewnym momencie Lizzy poczuła okropną duszność panującą w klubie.
Z westchnieniem ulgi przyjęła świeże, rześkie powietrze godzin zbyt późnych, aby nazwać je nocnymi i zbyt wczesnymi, aby mogły nieść miano poranka. Wszystko to i tak ostatecznie było niczym, w końcu po kilku drinkach i wypalonych nieswoich papierosach, naszła ją ochota na jeszcze jednego. W cholernej sukience miała jednak tylko jedną wszytą kieszeń, w której poza różdżką, znajdowała się tylko metalowa papierośnica.
Wsunęła papieros między wargi, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechem; bawiła się cudownie, teraz tylko zrobiła sobie bardzo potrzebną przerwę, ale po wypaleniu papierosa miała zaraz wracać, by kontynuować zabawę. Wypalenie i problemy z tym związane nie opuszczały jej jednak na krok. Potrzebowała ognia. Trochę nie ufała swojej różdżce, nie chciała więc podpalać papierosa magicznie. Przed klubem kręciło się kilka grupek, mogłaby do nich podejść, ale jej uwagę zwrócił ktoś zupełnie inny.
Ktoś, kto akurat był sam.
— Nie widziałam cię w środku — zaświergotała radośnie, nie powstrzymując przy tym śmiechu, który sam, zachęcony oczywiście alkoholem, wydostawał się spomiędzy jej ust. — Ale... To nic takiego, przystojniaku. Oczywiście, jeżeli masz ognia — oznajmiła odważnie, przyglądając się ginącym w ciemności rysom jego twarzy. Wyglądał na miłego. Mógłby się może ogolić, ale i tak wyglądał miło. Gdy poruszył się, wydawało jej się, że coś błysnęło w słabym świetle gazowych lamp, ale nie chciała zwracać na to uwagi, skupiona na innym zadaniu. — Wyglądasz na takiego, co ma. I takiego, co nie zostawi damy w potrzebie — dodała, chwytając papierosa między palce wskazujący i serdeczny prawej dłoni, gdy lewą odgarnęła przyczepiający się do wilgotnej od wysiłku skóry szyi kosmyk włosów. Rękę prawą, tą z papierosem, wyciągnęła w jego kierunku. — Pójdziemy na układ. Ja podzielę się z tobą, a ty ze mną — co z tego, że taki układ powstał dopiero co w jej głowie i absolutnie nie był dla nieznajomego wiążący. Co więcej, ten przecież nic na odmowie nie tracił, to jej zależało na umowie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
03-09-2025, 13:25
Zwykł mawiać, że każdy rejs zaczyna się na lądzie – i nie chodziło mu bynajmniej o cumy czy kontrakty. Zanim "Złota Łania" odbijała od nabrzeża, on sam pozwalał sobie na odrobinę zapomnienia. Wybór miejsca był oczywisty: Czarne Węże. Klub, którego wejście znało tylko towarzystwo wtajemniczonych, a którego drzwi zawsze skrzypiały jak zapowiedź nocy, z której nie każdy wychodził trzeźwy. Tego wieczoru, mijając kolejkę wijącą się przy bocznej uliczce, Fernsby nie zatrzymał się ani na chwilę. Strażnik spojrzał tylko na znajomą twarz kapitana i uchylił drzwi. W środku uderzył go duszny koktajl dymu, półmroku i jazzowych dźwięków. Lśniące w lustrzanych ścianach sylwetki wirowały w tańcu, marynarki o rozmiar za duże i suknie do kolan mknęły po parkiecie jak barwne ptaki. Kapitan, w kurcie niedopiętej na ostatni guzik, z kieszonką skrywającą błysk złotego zegarka, uśmiechnął się pod nosem – tak właśnie zaczynał się jego każdy rejs.
Przemknął w stronę baru, kupił szklankę nieśmiertelnego rumu i przez chwilę przyglądał się scenie. Tańczące dziewczęta, rozśpiewani chłopcy, atmosfera beztroski, której na morzu doznaje się niezwykle rzadko. Ale Fernsby nie był człowiekiem, który spędzał wieczory samotnie w cieniu. Kiedy wyszedł na zewnątrz, by rozprostować nogi i odetchnąć świeżym powietrzem, od razu dostrzegł ją – rudowłosą dziewczynę w bordowej sukience, z papierosem zawieszonym między palcami. Śmiała się perliście, a jej głos rozcinał ciszę pomiędzy grupkami towarzystwa stojącego pod latarniami. Rzuciła w jego stronę uwagę tonem, jakby byli starymi znajomymi. Jej śmiech zdradzał kilka drinków za sobą, a spojrzenie – apetyt na dalszą noc. Kenneth uniósł brew, a na jego ustach zatańczył półuśmiech. Odgarnął palcami kosmyk włosów, który opadł na jego czoło, i sięgnął do kieszeni. Metaliczny błysk zapalniczki odbił się w świetle gazowej lampy, potwierdzając jej domysły. —Mam — odparł krótko, odpalając płomień tuż przy jej dłoni. — I zwykle nie zostawiam dam w potrzebie. - Dym pierwszego wdechu uniósł się pomiędzy nimi. Ona uniosła kącik ust, oferując mu papierosa z własnej papierośnicy. Fernsby roześmiał się cicho, a jego spojrzenie przesunęło się po niej uważniej, niż pozwalała na to pobieżna wymiana zdań. Bez wahania sięgnął po papierosa i odpalił używkę. Końcówka zajarzyła się czerwienią w ciemności. -Proponuję kolejny układ. - Zagadnął kobietę niskim, lekko chropowatym głosem.-Postawię ci kolejkę jak ze mną zatańczysz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
15-10-2025, 11:08
Mężczyzna, który stał przed nią wydawał się być utkany z samej esencji nocnej zabawy. Ciemne spojrzenie dziewczyny od razu wyłapało ruch ręki — oczekując, że sięgnie do którejś ze swoich kieszeni po zapalniczkę. Tak się jednak nie stało, najpierw przyszło jej oglądać, jak odgarnia kosmyk włosów z czoła. To wystarczyło, aby w pijanym umyśle pojawiła się pierwsza zdradliwa myśl. Chciała, aby nieznajomy odgarnął i jej kosmyk za ucho, by był przy tym delikatny i pozostawił po sobie ciepło swojej dłoni, może przypadkiem, na skórze policzka. Jedyne ciepło i światłość, której doświadczyła pochodziło z natomiast z zapalniczki. Skorzystała z niewypowiedzianego zaproszenia od razu, a uśmiech rozszerzył się jeszcze zanim wsunęła zapalonego już papierosa między wargi.
— Tak przystojny jak szarmancki — zaśmiała się perliście, nim zaciągnęła się dymem. Ten opuścił jej usta nie w chmurze, ale w kształcie jednego kółeczka, które prędko zniknęło, poszarpane przez wiejący wiatr. Ten widok spowodował kolejną falę śmiechu, na wpół pomieszaną z kaszlem. Lizzy przycisnęła dłoń do klatki piersiowej, czując łzy, które napływały jej do oczu. I choć przez jakiś czas trwała tak w bezruchu, próbując stłumić kolejną falę kaszlu, uśmiech nie znikał z jej twarzy. Noc była zbyt krótka, za bardzo kolorowa, zbyt ekscytująca, aby przejmować się czymś takim. Jedyny motywator, aby wziąć się pełniej w garść stał właśnie przed nią, odpalał swojego papierosa. — Zamieniam się w słuch — odpowiedziała wreszcie, nie tylko prostując się, ale jednocześnie układając dłoń wcześniej spoczywającą na klatce piersiowej, na spódnicy sukienki. Stanąwszy na palcach, przechyliła się nieco do przodu, w jego kierunku, z niemą fascynacją przyglądając się mu uważniej. Ciemne włosy, ciemna broda, jasna skóra i spojrzenie, które pewnie posyłało na kolana wiele, wiele dziewcząt przed nią. Wyglądał niebezpiecznie, ale chyba takiego wybawiciela potrzebowała tej nocy.
— Chyba mnie z kimś pomyliłeś — zachichotała ponownie, jakby miała właśnie odrzucić jego ofertę, choć błysk w oku sugerował coś odwrotnego. — Nie tańczę za pieniądze czy dla prezentów — jej ton dźwięczył naganą, do tego pokręciła głową z dezaprobatą. Zaciągnęła się jeszcze raz, tym razem wypuszczając dym z płuc bez żadnych problemów. — Ale mogę się zgodzić, jeżeli mnie poprosisz z dobroci serca — mówiąc to, wreszcie oderwała wzrok od nieznajomego, aby tym razem swą uwagą obdarzyć wejście do klubu, z którego wciąż sączyła się skoczna muzyka. To jak będzie?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
22-10-2025, 16:09
Płomień zapalniczki zgasł z cichym syknięciem, a jego spojrzenie pozostało na niej, należące do tych spokojnych, ale nie do końca bezpiecznych. Zbliżył się o krok, jakby wiatr sam popychał go w jej stronę. Z bliska pachniał solą i drewnem statku, tym samym, które przesiąkało jego ubrania po każdym rejsie. Na jego dłoniach widać było drobne blizny, pamiątki po linach, które nigdy nie chciały odpuścić. -Nie o prezenty chodzi - mruknął, nachylając się na tyle, by ich głosy nie ginęły wśród gwaru z wnętrza klubu. -Wszystko, co cenne, w tym mieście można kupić. Ale taniec, ten musi być ofiarowany dobrowolnie. W przeciwnym razie nie ma żadnej magii.
Powoli wypuścił dym, a ten zatańczył między nimi jak mgła unosząca się nad spokojnym morzem o świcie. Gdzieś w tle saksofon w Czarnych Wężach zaczął grać nowy, wolniejszy utwór, melodia zdawała się mieć w sobie coś melancholijnego, coś, co potrafiło zatrzymać czas. Kenneth wyciągnął dłoń, lekko, z pewnością siebie człowieka, który nie pyta dwa razy. -A więc? Panno z perlistym śmiechem. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną na parkiecie? - Jego uśmiech złagodniał, lecz w oczach czaiło się coś więcej, mały cień minionych rejsów, nocy spędzonych pod rozgwieżdżonym niebem, historii, których nie zdradzał nikomu. Muzyka przyciągała ich z powrotem do wnętrza, tam, gdzie światło lamp odbijało się w butelkach rumu i gdzie noc zdawała się nie mieć końca. Dopalił papierosa, a niedopałek strącił na ziemię i przygniótł czubkiem buta.
Dziewczyna była ładna, drobna i nie bała się podejść do obcego dla niej mężczyzny. Takim zaproszeniom nie odmawiał, bo i sam był tutaj dla rozrywki i spędzenia miło czasu. Tym bardziej na noc przed wyruszeniem w kolejny rejs. A każdy mógł skończyć się inaczej. Ktoś by rzekł, że kapitan za każdym razem mówi to samo i zawsze wraca. On jednak wiedział, że nastąpi taki dzień kiedy morze upomni się o jego duszę i żadna magia, żadne zaklęcia nie uratują jego skóry. Zapłaci cenę, spłaci dług jaki zaciągnął już wiele razy. Nie narzekał, nie użalał się nad sobą. Lubił życie jakie prowadził i cenił każdy oddech na tym ziemskim padole.
Gdy ujęła jego dłoń poprowadził partnerkę na parkiet, by zaraz zakręcić nią w małym obrocie tym samym sygnalizując innym, że właśnie ma zamiar zawojować i ten teren. Jego dłoń spoczęła na jej talii; nieśpiesznie, pewnie, jakby w tym geście nie było miejsca na przypadek. Drugą dłonią ujął jej palce i uniósł je lekko. Tańczył nie tak, jak mężczyzna wychowany w salonach, lecz jak ktoś, kto tańczył na pokładzie kołyszącego się statku, przy dźwiękach skrzypiec i szumu fal. Jego ruchy były swobodne, pełne rytmu i życia, a zarazem niebezpiecznie bliskie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
26-10-2025, 21:03
Nie znała Cardiff od tej strony; miejsca, w którym wszystko dało się kupić. Gdy spoglądała w ciemne oczy nieznajomego zastanawiała się, czy mógł faktycznie mówić prawdę. Czy był z nią szczery? Zdolny do takiego wyrachowania do tego stopnia, że nie bał się rozwiać chmury niemalże romantycznych domysłów, które otoczyły ich wraz z papierosowym dymem? Może powinna się nad tym zastanowić, skoro mówił o takich rzeczach równie prosto, nawet bez zająknięcia? Coś z tyłu głowy podpowiadało jej, że gdy podszedł bliżej, powinna się od niego odsunąć. Ale inna z sił, ta, która od kilku dni przejmowała kontrolę nad nią, nad wypracowaną ostrożnością i przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, mówiła, że nie było się czego — ani kogo — bać. Pachniał solą i drewnem, zapachem, który kiedyś był dla niej tak bardzo znajomy. Wtedy była tylko małą dziewczynką, dziś była dorosłą już, choć jeszcze młodą kobietą, wyprowadziła się z londyńskiego portu, a jednak coś ciągnęło ją niebezpiecznie w kierunku morza.
I tych, którzy je ukochali.
— To miejscowy przesąd? — zapytała zadziornie, unosząc lekko głowę, aby wyjść jego twarzy naprzeciw. Nie bała się go, nie była dziewczyną o zaróżowionych ze wstydu policzkach, która gotowa byłaby odwrócić wzrok, uciec w popłochu. Alkohol dodawał jej animuszu, chaos duszy wywołany snem z początku tygodnia pomagał w przekraczaniu kolejnej granicy, która dotychczas wyznaczała maksimum, na co mogła sobie pozwolić. Przy dźwiękach saksofonu łatwiej było sięgnąć dłonią do tej, którą wyciągnął do niej mężczyzna. Lizzy ułożyła swoją dłoń — mniejszą, gładszą, ale noszącą ślady fizycznego wysiłku — na dłoni Kennetha, lecz nim zacisnęła na niej palce, tym samym pieczętując ich dzisiejszy, wspólny los, jeszcze raz zajrzała w jego oczy. Z bliska zupełnie stracił pozory miejscowego cwaniaka. Wydawał się być... znacznie ciekawszy. Miał coś do zaoferowania, to było pewne. I skoro los złączył ich dziś ze sobą, żalem byłoby nie skorzystać. — Drogi nieznajomy, z największą przyjemnością — odpowiedziała, ponownie nie kryjąc podekscytowanego rozbawienia. Sama rzuciła swój niedopałek niedaleko tego, który już dogasał pod butem nieznajomego, z niewypowiedzianym oczekiwaniem, że zrobi z nim dokładnie to samo.
Noc była jeszcze młoda — do świtu wciąż pozostawało kilka godzin, a nawet mimo późnej pory tłum ludzi czekających w kolejce się nie zmniejszał. Udało im się przejść obok ochroniarza, wprost na parkiet, na którym ledwie mogli znaleźć dla siebie miejsce. Okazało się, że jej dzisiejszym partnerem był człowiek doświadczony w takich sytuacjach: poddała się jego ruchom, zakręciła na palcach stóp, tym samym torując im jeszcze więcej miejsca, dając nieme przyzwolenie na jeszcze bardziej wymagające figury. Nie potrafiła tańczyć walca, czy foxtrota, znała za to zasady kierujące tańcami współczesnymi, w szczególności mugolskimi. To ich naleciałości mógł widzieć w jej ruchach — płynnych, ale i zdecydowanych, niestroniących od ekspresji bliskości. Pierwszy raz tańczyła jednak z kimś, kto rozumiał rytm zupełnie inaczej, ale równie pięknie. Ułożyła dłonie płasko na jego barkach, gdy znaleźli się tak blisko, że niewiele brakowało, a ich torsy zetknęłyby się ze sobą.
— Zakręć mnie — zażądała, gotowa oprzeć się na jego barkach, aby zacząć wirować w powietrzu. I kto wie — może objąć jego biodra nogami, na wypadek, gdyby zdecydował się upuścić ją przedwcześnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
27-10-2025, 14:23
Dźwięk saksofonu spowolnił, a tłum wokół nich rozmył się w kolorach. Ciepłe światło lamp odbijało się w jej włosach jak w bursztynie, a on przez moment był pewien, że mógłby zatonąć w tym blasku bez żalu. Zrobił półkrok, prowadząc ją dalej w tańcu. Nie znał mugolskich figur, nie bywał na salonach i wielkich balach. Poruszał się tak jak podpowiadał mu instynkt wyczuwając ruchy partnerki. Zabawa miała być przyjemnością. Miała przynieść radość, szybsze bicie serca, wywołać uśmiech na twarzy.
Położył dłoń niżej na jej plecach, tuż przy linii pasa, gdzie cienki materiał sukienki poddawał się pod dotykiem. Czuł, jak napina mięśnie, jak jej oddech miesza się z jego; szybki, płytki, niespokojny. Kiedy uniósł ją lekko, tak jak prosiła, powietrze wokół zdawało się zadrżeć; przez moment naprawdę wyglądała jak wyrwana z objęć grawitacji. Jej spódnica rozkwitła jak fala, włosy uniosły się w powietrzu i przez sekundę była jednocześnie dziewczyną i żywiołem. Opadła miękko, idealnie w jego ramiona. Ich ciała spotkały się na tyle blisko, że między nimi nie było już przestrzeni. Zamiast niej istniało jedynie tylko ciepło. -Wiesz… - szepnął, pochylając się tak, że jego broda musnęła jej skroń. -Morze zacznie być o ciebie zazdrosne.
Poprowadził ją w kolejnym obrocie, a gdy wróciła w jego ramiona, przyciągnął ją bliżej, niż wymagałby tego jakikolwiek taniec. Jego palce zatrzymały się we wgłębieniu talii. Ich oddechy mieszały się, ten jego gorący od rumu, jej pachnący dymem i ciepłym winem. Ruchy ich ciał stały się wolniejsze, cięższe, bardziej świadome. Nie było w nich nieporadności, tylko napięcie i obietnica. Świat wokół, ludzie, lampy, śmiech, muzyka, rozpuścił się, zostawiając tylko ich dwoje. Kolejny obrót, kiedy sukienka zafurkotała wokół nóg dziewczyny, kiedy ruszali w kolejnych taktach biodro w biodro. A kiedy piosenka dobiegła końca, nie cofnął dłoni. Przeciwnie, wciąż trzymał ją przy sobie, jakby nie chciał pozwolić, by chwilowa cisza ich rozdzieliła. -Powiedz mi jedno - wyszeptał, z ustami tuż przy jej uchu. -Jeszcze jeden taniec na parkiecie czy masz ochotę na coś innego?
Wydawała się łaknąć ryzyka, spróbować czegoś co zwykle mówione było, że nie może po to sięgać. Zdawała się czerpać z życia pełnymi garściami nie bacząc na to co powiedzą inni. Głodna nowych wrażeń, prób przekroczenia tego co było poza zakazaną strefą. Skuszona innymi możliwościami na tyle ciekawa, aby spróbować po to sięgnąć. Chciał sprawdzić jak daleko sięga odwaga podbita alkoholem oraz dobrą zabawą. Jak szybko przyjdzie otrzeźwienie, a rozum zacznie krzyczeć, aby uciekała od kapitana Złotej Łani.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
28-11-2025, 21:27
Czuła się dokładnie tak, jak powinny czuć się bohaterki oglądanych przez nią mugolskich filmów. Jakby świat skurczył się do małego kawałka zajmowanej przez nich przestrzeni parkietu, a czas spowolnił, aby tak ona, jak i nieznajomy mogli czerpać z tej chwili jak najwięcej radości, cieszyć się nią jak najdłużej. Wargi rozciągnęły się w szczerym, zupełnie niekontrolowanym uśmiechu, gdy uniósł ją wreszcie do góry, a ona mogła zrobić to, na co od początku miała ochotę — wyprostować ręce, których dłonie ułożyła na jego barkach, aby wzbić się jeszcze wyżej i wyżej. Gdzieś na krańcach pola widzenia widziała jego twarz, też sprawiał wrażenie zadowolonego, oraz fragmenty wirującej w powietrzu spódnicy.
Nie powstrzymała się od westchnienia, trochę rozmarzonego krótkim przeżyciem w przestworzach, trochę rozczarowanego powrotem na ziemię. Ten przyszedł jednak naturalnie, stopy wylądowały na podłodze nader miękko, zważywszy na buty, które wybrała sobie do tańca. Ale najpiękniejszym w całym doświadczeniu, tym, co sprawiło największy wykwit rumieńców na jej twarzy, była tak wielka bliskość męskiego ciała. Nie powinna była być nią zaskoczona — sama przecież przekraczała granice, popchnięta nie tylko alkoholem, ale i snem, którego konsekwencje zawładnęły jej życiem kilka dni temu — a jednak w tej niespodziance było coś... naprawdę rozgrzewającego. Może to bliskość mężczyzny, na którą sobie do tej pory nie pozwalała. Może to broda, której ostry zarost przemknął po gładkiej bądź co bądź skórze jej skroni, posyłając w dół kręgosłupa mocny, ciepły dreszcz.
— To twoja kochanka? — spytała zupełnie bez wstydu, bowiem w jej głowie naprawdę mogło tak być. Mogło chodzić o morze — wielkie, nieprzebrane, słynące ze swojej siły i nieprzewidywalności. W głowie Lizzy nawet na moment nie pojawił się pomysł, że morzem, a więc i kochanką, o której istnieniu dywagowała, mogłaby być po prostu jakaś kobieta. Nieznajomy pasował jej na marynarza, takich w Cardiff nie brakowało, a przynajmniej takie wnioski wysuwała ze swoich dotychczasowych wizyt. Jej podejrzenia zdawały się nabierać znaków pewności, gdy przyciągnął ją do siebie, gdy ich ciała nie zderzyły się z sobą, ale wręcz przeciwnie — przylgnęły do siebie, w chaosie tanecznego klubu odnajdując dopasowanie, którego chyba żadne z nich, a na pewno kadetka, się nie spodziewało. Znów zareagowała na bliskość śmiechem, perlistym, pełnym życia, jej dłoń przesunęła się w górę ramienia mężczyzny, aż wreszcie rozgrzane palce zahaczyły o jego kark.
— Jeszcze jeden taniec — zwróciła się do niego napowietrzonym z emocji i wysiłku szeptem. Dla potwierdzenia swoich słów, stanęła na palcach, aby móc sięgnąć ustami jego chropowatego od zarostu policzka. Słodyczą drobnego buziaka pragnęła przypieczętować apetyt na ich wspólną zabawę, ale również szczerość swoich intencji. — Coś szybszego, żwawego. Proszę — tym razem buziak spoczął na kolejnym policzku mężczyzny, Lizzy zaś chwyciła jego wolną dłoń w swoje obie i przycisnęła je do swojej piersi, wciąż chronionej materiałem sukienki. Ten nie przeszkadzał jednak w wyczuciu tego, jak bardzo rozgrzane było jej ciało. Od jego towarzystwa, od tanecznego wysiłku, od temperatury panującej w środku. Czy miało to jakieś znaczenie, gdy wpatrywała się w niego swymi dużymi, ciemnymi oczami, w których połyskiwał blask sztucznego, klubowego światła?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
01-12-2025, 16:15
Przychodząc tego wieczora do Czarnych Węży nie planował niczego, dlatego z taką łatwością ruszył za dziewczyną, z którą teraz wirował na parkiecie, a ta podążała za szaleństwem nocy. Jej zapach oraz delikatny śmiech otulił umysł mężczyzny niczym jedwabny szal, który nie dusi, a pozwala na przyjemność swoją delikatnością. Była w niej brawura, pewność siebie - zapewne podsycana alkoholem oraz radość życia. Czym kierowana? Nie było to ważne. Nie było istotne, gdyż zapewne ich drogi więcej się nie przetną, a życie było zbyt krótkie by wiecznie pytać; “czy warto?” Zawsze było warto, a wypominanie sobie każdego gestu czy słowa odbierało radość życia. Dlatego też, widząc rumieniec na policzkach, roziskrzone spojrzenie uśmiechnął się szerzej. -Bardzo zazdrosna kochanka. - Obrócił nią w kolejnej figurze, tych ostatnich nim muzyka całkowicie wybrzmiała. -Kiedy marynarz zbyt długo osiądzie na lądzie morze zaczyna sączyć swoją pieśń powrotu. - Wyjaśnił. Kochał morze całym sobą, to było jego życie i jego los. Brał pod uwagę to, że pewnego dnia z jakieś wyprawy nie wróci, a zamiast tego jego kompanii postawią pod domem skrzynkę z jego imieniem. Istniała jednak spora obawa, że nikt jej nie odbierze. Matka już nie żyła, ojca nie znał, nie posiadał rodziny. Kusiło go, aby wskazać miejsce przekazania jego skrzynki w ręce Moss, która wiedziałaby co zrobić z rzeczami po butnym kapitanie Złotej Łani.
Myśli te zaraz zostały przepędzone przez rozgrzane palce, które zahaczyły o jego kark. Nachylił się mocniej w stronę kobiety, a kiedy usłyszał prośbę kiwnął nieznacznie głową. Miękkie usta spoczęły na chropowatej powierzchni policzka sprawiając, że oczy mężczyzny zalśniły niebezpiecznie, rozumiejąc nieme zapewnienie. Nie zważał czy ktoś ich obserwuje, choć zdało się, że dotarło do niego parę cichych gwizdów. Żar bił z kobiecego ciała, a pierś unosiła się i opadała w tak szybkiego oddechu. Ten zaś miał przyspieszyć jeszcze bardziej tego wieczora. Oderwał z żalem spojrzenie od dużych, roziskrzonych oczy by gwizdnąć na grajków. Padła nazwa utworu, a muzyka popłynęła głośnym strumieniem po całej sali. Uniosła się wrzawa i na parkiet wskoczyły kolejne pary zachęcone melodią. Kenneth, nie czekając na przyzwolenie, zamknął w ramionach swoją towarzyszkę i w rytm szalonej muzyki porwał ich dwoje w taniec, który wyciskał z piersi ostatnie oddechy. Czuł pod palcami ciepło jej talii, jakby jego dłonie dotykały rozżarzonego jedwabiu. Jej ciało przylgnęło do niego z ufnością i dzikością jednocześnie. Kiedy wirowali przez parkiet, jej włosy muskały jego policzek, zostawiając za sobą zapach, który osiadał mu na skórze jak zaklęcie. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Miała w spojrzeniu ogień, którego nie potrafił ugasić ani ignorować. Gdy odchylała głowę, by złapać rytm, światło lamp odbijało się w jej oczach jak w ciemnym winie. A kiedy przyciągała się bliżej, tak blisko, że czuł jej oddech na szyi, coś w nim napinało się gwałtownie, jak struna przeciągnięta zbyt mocno. Ich biodra poruszały się w jednym tempie, jakby muzyka przejmowała kontrolę nad każdym mięśniem, każdą drgającą myślą. Kenneth prowadził zdecydowanie, pewny, niemal zachłanny. Czuł, jak serce tłucze mu się w piersi, ale to nie muzyka narzucała mu tempo. To ona. Jej ruchy, jej śmiech, jej dłonie zaciskające się na jego karku. Jej usta, które nie mówiły nic, a jednak obiecywały wszystko. Nie zważając na nic, w ostatniej figurze, kiedy znaleźli się blisko, wziął we władanie jej usta, składając na nich gorący pocałunek.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-12-2025, 03:29 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.