• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Domostwa > Edynburg, Dean Village 2112 > Salon
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
12-09-2025, 22:34

Salon
Salon utrzymany jest w jasnych, naturalnych barwach, a miękkie światło przesącza się przez koronkowe zasłony, rozlewając się po wnętrzu. Jedna ze ścian zajęta jest przez drewniane regały – pomiędzy książkami poustawiano doniczki z zielonymi roślinami oraz drobne bibeloty: porcelanowe figurki, szkatułki, małe ramki ze zdjęciami. Przy oknie stoi obszerny fotel w kwiecistym obiciu, zachęcający do zaszycia się z lekturą. W centralnej części pokoju ustawiono kanapy w stonowanych barwach, a na podłodze rozłożono gruby, tkany dywan, którego miękkie włókna tłumią kroki i dodają wnętrzu przytulności. Kominek na przeciwległej ścianie porządkuje całość, nadając pomieszczeniu ciepły, spokojny charakter.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
15-11-2025, 19:00
16 kwietnia 1962r.

Edynburg. Gdzieś na końcu świata, miasto zupełnie obce, tak różne od tego, co znała. Ostatni raz odwiedzała Szkocję pod innym imieniem, w tej najgorszej wersji siebie, o której bardzo nie chciała pamiętać. Nosiła wtedy jeszcze ten sprany szkolny uniform, wiązała włosy żółtą kokardą i żegnała się z podłym dzieciństwem. Bez entuzjazmu, wręcz przerażona witała nadchodzącą rzeczywistość, wcale nie podejrzewając, że już wkrótce jej los naprawdę się odmieni. Od zafajdanych zaułków wprost do samego walijskiego serca. O tak, przeszła długą drogę. Dzięki temu wszystkiemu mogła dziś odważnie przemierzać te uliczki, gotowa rzucać wyzwania, gotowa znieść wszelkie przeciwności losu.
I zdecydowanie gotowa spędzić miły wieczór w towarzystwie Lorretty. Choć od ostatniego spotkania minęło ledwie kilka dni, pewna solidna kupka listów nasączonych plotką i ciekawością nie zdołała nasycić żadnej z nich. Niesprecyzowane plany, obietnica głębokiej wymiany informacji i może do tego jeszcze kilka butelek wina. Dom pod numerem 2112 miał już za chwilę stać się strażnikiem dziewczęcych tajemnic - albo przynajmniej punktem początkowym, bo przecież nikt nie powiedział, że dane im tu będzie spędzić całą noc. To nie była wioska zabita dechami, to było wielkie miasto, mnóstwo głosów i możliwości, a dwie samotne dziewczyny nie powinny mieć żadnego problemu z przeżyciem całkiem obiecującego wieczoru. Towarzyszył jej jednak tak dobry nastrój, że gotowa była na absolutnie każdą wariację. Gdy za plecami pozostawiła furtkę i przechodziła przez wiosenny ogród, wiatr ostatni raz podjął figlarną próbę zatańczenia z jej spódniczką. Cienki, rozpięty płaszcz nie zdołał uchronić oczu świata przed widokiem kreacji nieprzestałej skromnym dziewczętom. Na szczęście dawno temu przestała przepraszać za swoją urodę. Lubiła, gdy patrzyli i lubiła też, gdy uciekali w popłochu, kiedy jej uroki pieściły ich poślady. Szła przez życie z przekonaniem, że dziewczyna musiała umieć się bronić. W porcie już to wiedzieli, ale zdawało się, że ten cały Edynburg nie zdążył jeszcze usłyszeć o Philippie Moss. Może dziś się to zmieni.
- Loretto, aleś ty piękna - zawołała rozpromieniona, gdy w drzwiach stanęła jasnowłosa gospodyni. Wcisnęła błyszczący pantofel do środka i wkrótce mogły przywitać się już nieco czulej. - Zupełnie jakbyśmy wcale się nie rozstawały - stwierdziła pogodnie i uścisnęła ją lekko. Szybko minęły jej te dni, dużo pracowała, dużo napisała listów. Godziny przelewały się przez palce, wspomnienie dobrego towarzystwo przyjemnie rozgrzewało. I tak też znalazła się właśnie tutaj. Zsunęła pantofle, odwiesiła płaszcz i raz jeszcze przyjrzała się dziewczynie. - Mam wino, bardzo dużo wina od moich kochanych marynarzy. - I tak prędko zanurzyła dłonie w przytarganej torbie, a stamtąd w końcu wyłowiła - jedna po drugiej - te wszystkie butelki z zagranicznymi etykietami. Zbierane przez długi czas, alkohole z dalekich stron świata, różne kształty i kolory, ale bez wątpienia w każdym z tych szkieł zatopiono kiedyś obietnicę fantastycznego smaku i dobrej zabawy. - Jeśli to wszystko wypijemy... to prawie jakbyśmy zwiedziły cały glob, wiesz? - rzuciła z rozbawieniem. Może to była propozycja, może to było wyzwanie, ale przecież ziemia zalana była wodą, a one już raz wspólnie pływały. No, może Loretta w prawdziwym pływaniu radziła sobie znacznie lepiej, ale... teraz mogły sprawdzić nieco inną formę przemierzania mórz. We dwie, bez męskich oczu, mogły cieszyć się jeszcze większą beztroską i wreszcie porozmawiać o sprawach. Ale to może później. - Mieszkasz tu sama? Oprowadź mnie po swoich włościach, pani gospodyni - poprosiła śmiało, już teraz z zainteresowaniem się rozglądając.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
18-11-2025, 23:14
Ludzie ponoć tak mieli. Zachłystywali się czymś - tak jak ona teraz spontanicznością - i trzymali się tego kurczowo w obawie, że ucieknie im to z dłoni, przeleci przez palce, zniknie, rozpłynie się w powietrzu. Ona wcześniej takiego uczucia nie znała. W niej wszystko zmieniało się niczym w kalejdoskopie. Pasje traktowała jak chwilowy kaprys, bo nigdy nie wiedziała, z jakim nastrojem się obudzi ani czemu poświęci danego dnia czas. Ambicje były ulotne - a może po prostu dopiero się formowały. Nie znała stałości, dopóki pewne rzeczy nie osiadły w niej na dobre. Dopóki nie zrozumiała, co daje jej zanurzenie się w wodzie: to palenie w klatce piersiowej, gdy wstrzymywała oddech, żeby zejść jeszcze głębiej; to uczucie lekkości, kiedy fale obmywały ciało, zostawiając ją jak po oczyszczeniu, po prawdziwym katharsis, zmywającym z niej winy i troski. Dopóki nie poczuła, jak smakuje farba zmiękczająca pędzel, jak chropowaty może być źle położony podkład na płótnie, jak naturalnie przenosi na nie własne emocje - nie w planie, nie w przemyśleniu, ale w impulsie i wyobraźni. Dopóki nie nauczyła się, jak zioła łączą się ze sobą, jak mikstury warzą się w kociołku, jak osad zbierany z dna potrafi spalać się w sposób, który koi zmysły obciążone chorobami nie tylko ciała, ale i ducha. I w końcu dopóki nie zrozumiała, jak to jest mieć ludzi bliskich. Znajomych i przyjaciół, którym można zaufać - a przynajmniej pragnąć wierzyć, że można. Bo gdy to wszystko już miała, gdy choć raz poczuła się jak wszyscy inni, to tak jak oni nie chciała, by cokolwiek z tego jej uciekło, przeleciało przez palce, zniknęło i rozpłynęło się w powietrzu.
- To dobrze, że tak mówisz - zaczęła, czując, jak uśmiech sam rozjaśnia jej twarz na widok przyjaciółki. Łatka z barki już na dobre przylgnęła do Philippy i blondynka wcale nie miała zamiaru jej z niej zdejmować. Nie widziała ku temu najmniejszego powodu. - Bo to znaczy, że wyglądałam świeżo nawet nad ranem po tej nieszczęsnej grze w butelkę. - zaśmiała się, przepuszczając czarownicę w progu rodzinnego domu. - Chociaż ty wróciłaś znacznie później. - uniosła ręce w teatralnym, obronnym geście. - Nie pytam, nie drążę. - oczywiście, że zjadała ją ciekawość. Aż świerzbiło ją, by zapytać, czy przypadkiem tamtego wieczoru nie sprowadziła na barkę nie tylko zabawy, ale i… czegoś więcej. Ale zachowała to dla siebie, podając wszystko w tonie czystego rozbawienia, nawet na chwilę go nie kryjąc. Jej wzrok na moment zatrzymał się na sylwetce Philippy. Ta wyglądała znacznie bardziej imprezowo, niż wymagałaby tego skromna, domowa atmosfera, ale Loretta zakładała, że przyjaciółka była przygotowana absolutnie na wszystko, co tylko Edynburg mógł im przynieść. A tego nawet ona nie była w stanie przewidzieć. - No i kto tu się wystroił, moja droga? - mrugnęła porozumiewawczo. Nie dało się odmówić Philippie urody: łagodności spojrzenia, ciepła w ruchach… i tej drapieżności uśmiechu, który mógł zawrócić w głowie niejednemu marynarzowi. Lub też zwieść go na manowce.
Patrzyła, jak czarownica wyciąga z torby kolejne butelki, a jej własne zaskoczenie musiało być tak wyraźne, że nawet Felek, który akurat uznał, że to dobry moment, by przywitać się z gościem, miauknął jakby z dezaprobatą. - Myślę, że jak to wypijemy, to nie będę wiedzieć, na jakiej półkuli się znajdujemy - parsknęła, unosząc brwi. - Przeceniasz mnie. A jeszcze mi nie pokazałaś tego barmańskiego sposobu, o którym pisałaś w liście. - sięgnęła po kota, lecz natychmiast tego pożałowała - Felek, jak zwykle, udawał płynną masę, która przelewa się przez dłonie, zupełnie jakby właśnie dziś ważył co najmniej dziesięć kilo więcej. - Nie, mieszkam tu z rodzicami - wyjaśniła, odkładając sierściucha na kanapę, gdzie ten rozlał się jak królewicz na tronie. - Ale moja mama choruje i co kilka miesięcy ma robione badania w szpitalu. Trwają kilka dni, czasem tygodnie, więc mój papa przenosi się wtedy do Londynu. - ruszyła w stronę starego kredensu, którego drzwiczki skrzypnęły znajomo i wydobyła z niego dwa kieliszki do wina. - Więc cały dom jest dla nas, nimfo - dodała, z rozbawieniem rzucając Philippie znaczące spojrzenie. W tej samej chwili korek pierwszej butelki wystrzelił z cichym puf tuż za ruchem jej różdżki.
Unosząc kieliszek w geście toastu, poprowadziła Philippę przez niewielkie domostwo. Pracownię jednak pominęła - nie była jeszcze gotowa, by odsłaniać swoje płótna, szkice, wszystkie te rzeczy zbyt osobiste nawet jak na wieczór przy winie. Nie wiadomo, kiedy pierwsza butelka wylądowała już pusta na kuchennym blacie, a druga - tylko do połowy pełna - kołysała rubinową zawartością na stoliku przed nimi. Siedziały w salonie, rozluźnione, rozbawione, z policzkami lekko zaróżowionymi od alkoholu i śmiechu. - A umiesz śpiewać, nimfo? - zagadnęła, opierając się wygodniej o miękkie oparcie kanapy. Miała słabość do pięknych głosów, do muzyki rozlewającej się po pomieszczeniu niczym najjaśniejsze światło lub otulającej jak najcieplejszy koc. Kiedy Philippa odwróciła ku niej twarz, dodała z udawaną powagą. - Wiesz w ogóle, że Fred gra na gitarze? - uniosła brew w pytającym geście. - I śpiewa. - zamilkła tylko na ułamek sekundy, by zaraz wbić w przyjaciółkę spojrzenie jeszcze bardziej znaczące. - Chociaż… może właściwie już to wiesz - mruknęła, przygryzając dolną wargę. Rozbawienie, które wypłynęło na jej rysy, było tak oczywiste, że nawet łyk wina nie zdołał całkowicie go ukryć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-12-2025, 03:56 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.